zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

relacja: Helloween, Gamma Ray, Shadowside, Warszawa "Stodoła" 27.03.2013

7.04.2013  autor: Mikele Janicjusz
wystąpili: Helloween; Gamma Ray; Shadowside
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 27.03.2013

Patrząc z niemałym zaciekawieniem na telewizyjne relacje z niedawnego pierwszego koncertu Justyna Biebera w Polsce, zdumiewała mnie wprost reakcja polskich fanek na występ owego jegomościa. Podobno zdarzały się tam omdlenia, histeryczne wybuchy łez szczęścia i inne akty boskiej czci należne wybitnym artystom. Przypomina mi to trochę relacje z pierwszych koncertów The Beatles czy Nirwany, gdzie apogeum szaleństwa spowodowanego samą obecnością muzyków na scenie pomniejszało rangę występów. Początkowo zastanawiałem się, co ludzie znajdują w takim miałkim gównie, jakie tworzą artyści popowi, by szaleńcza radość przesłaniała wszelkie inne widoki na tyle skutecznie, że można się zatracić w owym uwielbieniu. Odpowiedź przyszła po koncercie Helloween. Wspólnym mianownikiem wszystkich artystów, którzy wywołują nienaturalne wręcz reakcje uwielbienia, jest nie ich wyjątkowa muzyka, a szczególne zdolności autoprezentacji na scenie. Bo czyż koncert Biebera wyprzedałby się w ciągu paru minut, gdyby on nie był taki słodziutki i uroczy? Dodatkowo ma on - jak mówią znawcy - doskonale przygotowane show, w którym nie oszczędza się ani trochę. Przecież to samo było na naszym poletku, kiedy na scenę wkraczali McCartney bądź Cobain.

Helloween, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax
Helloween, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax

Zespół Helloween, pomimo tego że przyciągnął w większości małolatów, aż takich zachwytów i histerii nie wzbudził, co nie znaczy, że nie miał dobrego przyjęcia. Nie od dziś wiadomo, że ta niemiecka maszyneria wzbudza spore kontrowersje. Pozostając legendą power metalu za sprawą kapitalnych "Keeperów", utraciła chyba bezpowrotnie tron po zmianie wokalisty. Moim zdaniem przydarzył się Helloween najlepszy wokalista, jaki mógł się przydarzyć po abdykacji Michaela Kiskego, ale są fani, którzy skreślają zespół właśnie przez Andiego Derrisa. Trudno się sprzeczać o to, co się komu podoba, a co nie. Lecz w głębokim błędzie będą ci, którzy podważają sceniczną charyzmę 50-letniego prawie Niemca. Na pewno należy on do najlepszych frontmanów w swojej dziedzinie, co udowadniał za każdym razem, kiedy widziałem go w akcji.

Gamma Ray, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax
Gamma Ray, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax

Kiedy kilka lat temu gruchnęła wieść o tym, że na festiwalu "Masters of Rock" w czeskich Vizovicach na jednej scenie wystąpią Helloween i Gamma Ray, zagotowało się. I rzeczywiście ci, którzy byli w sobotnią noc 15 lipca 2006 roku na tymże festiwalu, doświadczyli wspaniałej chwili: Kai Hansen wszedł na jeden czy dwa utwory, by zagrać je wspólnie ze swoją dawną kapelą. To musiało zaowocować pomysłem wspólnej trasy. Taka się odbyła w latach 2007 - 2008, z liczbą ponad stu koncertów na całym świecie. Wówczas Helloween i Gamma Ray nie dotarli nad Wisłę, na co wielu splunęło i pojechało do Niemiec. Sukces finansowy oraz zadowolenie samych muzyków z faktu wspólnego grania doprowadziły do ponownej trasy, nazwanej "Hellish Rock Part II". Już na tym etapie wiemy, że obejmie ona swym zasięgiem prócz Europy także Azję. W Polsce zorganizowano dwa koncerty: w Krakowie (26 marca) i w Warszawie (dzień później).

Shadowside, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax
Shadowside, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax

Razem z Helloween i Gamma Ray na trasę zaproszony został brazylijski zespół Shadowside. W czteroosobowym składzie gra trzech panów i jedna pani. Shadowside zaprezentował na scenie mieszankę tradycyjnego heavy metalu z naleciałościami thrash, co wbrew mniemaniom stawia bliżej zespół Arch Enemy niż dajmy na to Nightwish. Z uwagi na przygotowane zestawy perkusyjne gwiazd wieczoru, Shadowside mieli naprawdę mało miejsca na swój występ. A mimo to starali się wykorzystać dostępną przestrzeń do maksimum. Mniej ruchliwi byli instrumentaliści, za to wokalistka Dani Nolden usiłowała być w wielu miejscach na raz. Drobna kobietka mogła popisać się też niezłym warknięciem. W trakcie półgodzinnego setu, który rozpoczął się punktualnie o 20:00, zagrali osiem numerów. Ich dorobek obejmuje już trzy pełne albumy, tak więc mieli z czego wybierać. Na początek zagrali "I'm Your Mind" z najnowszej płyty "Inner Monster Out" (2011). W zasadzie większość repertuaru opierała się na najnowszym wydawnictwie: "A.D.D.", "Inner Monster Out", "Gag Order", "Waste of Life" i "Angel With Horns" - to utwory z tej płyty. Z debiutu "Theatre of Shadows" (2007) wybrali jedną tylko rzecz - "Highlight". Bardzo dobrze, kiedy zespół supportujący wielkie gwiazdy wykonuje przynajmniej jeden cover, bo wtedy widz - często nie znając autorskiego repertuaru - na dłużej zapamiętuje kapelę. Kiedy Fabio Carito zaczął swymi mięsistymi paluchami trzepać po strunach basu, myślałem, że mi się słuch popieprzył. Ale nie. To było rzeczywiście "Ace Of Spades". Jakoś baba na wokalu mi nie pasowała do tego numeru, ale co tam - w refrenie było słychać już tylko publiczność. I tym numerem kupili "Stodołę".

Gamma Ray, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax
Gamma Ray, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax

Technicy posprzątali dekoracje, nastroili instrumenty, niektórzy z nas uraczyli się piwem po dyszce za sztukę i heja pod scenę. Muzycy Gamma Ray wyszli ok. godziny 21:00 przy dźwiękach powitania i nadjeżdżającego z kosmosu "Anywhere In The Galaxy" z mojej ulubionej płytki tego bandu - "Powerplant" (1999). Jak przystało na admirała power metalu, Kai Hansen przywdział czarny stylizowany na dawny strój oficerów marynarki uniform z błyszczącymi guzikami. Ubrani podobnym guście zjawili się jego kompani: basista Dirk Schlachter, gitarzysta Henjo Richter i perkusista Michael Ehre. Zawrzało. Kto umiał, śpiewał, kto nie umiał, pchał się, a każdy z bananem na pysku. Wydaje mi się, że potem dramaturgia koncertu trochę przygasła, ale i tak usłyszeć na żywo "Men, Martians and Machines" czy "The Spirit" to duże przeżycie. Być może zespół podszedł zbyt technicznie do grania, co wpłynęło na jakość występu. Ale może zwyczajnie się czepiam. "Dethrone Tyranny" wciąż jeszcze nie płynął, ale już przy "Master of Confusion" - utworze tytułowym z najnowszego wydawnictwa - lokomotywa Gamma Ray wjechała na właściwy tor. Hansen zapowiedział, że zagrają dwa kawałki z tej EP-ki; drugim był "Empire of the Undead". Aż trzy kawałki pochodziły z "To The Metal!" (2010) - ostatniego pełnometrażowego albumu; były to: "Empathy", "Rise" i "To The Metal" (ten ostatni zagrzmiał!). Po drodze znalazło się miejsce dla "Future World" - utworu, który wywołał największe owacje (notowania nieznanego zespołu rosną, kiedy wykona fajny cover!). Był też zaplanowany bis. Wrócili w nim do płyty "Powerplant" za sprawą "Send Me a Sign". Słychać było narzekania, że nic nie pojawiło się z "Land Of The Free" (1995). Rzeczywiście, mając do odegrania rolę supportu, warto ją chyba wykorzystać na jak najlepsze zaprezentowanie się tak, by gwiazda wieczoru bała się wyjść do publiczności.

Helloween, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax
Helloween, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax

Helloween zaczęli grać grubo po 22:00, serwując na początek intro z "Walls Of Jericho": "Happy, happy Helloween, Helloween, Helloween. Happy, happy Helloween, ooo-ooo-ooo". Wyszli jak zawsze uśmiechnięci, wyluzowani. Za główny motyw tego koncertu można by uznać język - pojawiał się ciągle i wszędzie: jęzorami wymachiwali basista Markus Grosskopf i Andy Derris, a duchowym patronem jęzora był Gene Simmons, uwieczniony na koszulce wokalisty Helloween. Otwarcie koncertu za sprawą "Eagle Fly Free" wzbudziło uzasadniony entuzjazm. Potem najfajniejszy kawałek z nowego krążka, czyli "Nabataea". Mr. Szamrynquie zwrócił uwagę w swej recenzji, że jest to numer, w którym wiele się dzieje. I rzeczywiście, gdyby Helloweeni dołożyli jeszcze z pięć minut pokombinowanego grania, to wyszłaby rzecz, która mogłaby wytrzymać porównania z epickimi utworami z "Keeperów". Jeśli idzie o promocję "Straight Out Of Hell", to wykonali Niemcy jeszcze numer tytułowy, potem "Waiting for the Thunder", "Live Now!" oraz półballadowe "Hold Me in Your Arms". W sumie pięć utworów, niektóre na żywo zyskały. Osobiście lubię, jak zespół wraca do przedostatniej płyty, by przypomnieć jeden czy dwa utwory. Z "7 Sinners" Dynie zagrały "Where the Sinners Go" i pytający publiczność "Are You Metal?". I tak nikt by się nie przyznał, że nie. Niemałą zabawę wzbudziły utwory z uchodzącej za najlepszą z post-kiske'owych czasów płyty "The Time of the Oath": "Steel Tormentor" oraz "Power". W środkowej części koncertu pojawiło się tzw. drum solo, które - cóż ja mogę powiedzieć - zadudniło jak w stodole. Pan Daniel Loble nie mógł pokazać, jak się gra na czterech centralach nożnych i dwóch ręcznych, bo nie jest owadem, ale o tym, że się zna na swej robocie potrafił przekonać. Co do samej perki sygnowanej przez firmę Pearl - była w kolorze białym z centralami ozdobionymi ledwo widocznymi motywami dyń. Myślę, że chyba nikt nie zabiera w trasę większego zestawu, lecz - odpowiadając potencjalnym krytykantom - w metalu liczy się nie tylko muzyka, ale i rozmach, teatralne wręcz wypełnienie przestrzeni scenicznej. Nie bez powodu bowiem umieszcza się perkusję na samym środku sceny - ona ma cieszyć oko.

Helloween, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax
Helloween, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax

Po tej przerwie na scenę wróciła reszta członków zespołu, by sięgnąć po "I'm Alive". W kotle znów zawrzało, więc zespół musiał przykręcić trochę płomień, biorąc na warsztat - co prawda - energetyczny song, lecz wzbogacony wspólną zabawą Derrisa i publiczności. Zabawa polegała na tym, że lewa część sali miała pokrzyczeć "oooo", czyli tę partię, która pojawia się przed gromkim "live now!", zaś prawa część właśnie wykrzyczeć owo "live now!". Trochę to nie szło prawej stronie, więc wokalista zarządził zmianę, by udowodnić, że jednak można bardziej się przyłożyć. I rzeczywiście ta lewa strona jakoś lepiej wysmarowała sobie gardziołka. "Falling Higher" z płyty "Better Than Raw" to chyba największe zaskoczenie tego koncertu. Przed bisami został już tylko w setliście "Hell Was Made in Heaven".

Pierwszy bis, jak już się rzekło, otworzył "Are You Metal?". A potem "Dr. Stein". Numer to doprawdy doskonały, tak w wersji studyjnej, jak i koncertowej. Rozbawił mnie koleś przebrany z dr. Steina, który próbował zwrócić na siebie uwagę zespołu, przemykając kilkakrotnie ponad głowami fanów pod scenę. Bezskutecznie. Trochę mnie rozczarowała postawa grupy, bo powinni docenić tę inicjatywę i zaprosić go na scenę. Spontanicznych gestów nigdy dość. Drugi bis składał się z połączonych utworów "Halloween", "How Many Tears" i "Heavy Metal (Is the Law)", czyli z czasów, kiedy grał jeszcze Hansen. A jak grał wtedy, to czemu nie miałby pograć i teraz. To była piękna chwila, jak za dawnych lat, ramię w ramię i z Hansenem na wokalu. Ostatni utwór - "I Want Out" - został już zaprezentowany przez obie ekipy: Helloween i Gamma Ray. Wyszło to naprawdę dobrze, szczególnie, że w środku też pojawiła się zabawa polegająca na jak najgłośniejszym wykrzyczeniu słowa "out". Na końcu wspólne ukłony i brawa - muzyków dla publiczności, publiczności - dla muzyków.

Helloween, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax
Helloween, Kraków 26.03.2013, fot. Verghityax

Nagłośnienie było dobre i równe dla wszystkich zespołów. Jedyne, co trochę szwankowało, to zbyt ciche wokale, które nieco ginęły w heavymetalowym kotle. Oświetlenie bez szału, mi odpowiadało to, że na scenie było dość jasno. Nie lubię, kiedy w ciemnościach muszę wyszukiwać muzyków. A tak to miałem ich jak na dłoni. Generalnie po Helloweenach należy się spodziewać dobrej zabawy. A tej 27 marca nie brakowało. Sami muzycy robili sobie nawzajem jajca, np. Sascha Gerstner rozweselał się rzucając kostkami w Markusa Grosskopfa, temu ostatniemu raz udało się nawet złapać kostkę ustami, by potem splunąć nią na kumpla; Michael Weikath - człowiek z najbardziej krzywym pyskiem w branży - robił takie miny, że trudno było pohamować śmiech; nic dziwnego, że Sascha Gerstner często stawał za nim i pokazywał, że to wariat, że mamy go nie słuchać; Andy Derris podrywał pannę z pierwszego szeregu, masując się po kroczu, a potem zapytał ją, czy sądzi, że ma takiego dżordża (i tu pokazał palcami trzy centymetry), potem pokiwał głową i pokazał, że ma ponad 20-centymetrowego luja. Nie sposób spamiętać wszystkich żartów, ale one również budowały nastrój koncertu. Żarty trzymały się nawet ochroniarzy, bo robili między sobą jaja, z których nikt inny by się nie śmiał. Ale na pewno muszą być z sobą mocno zżyci, bo czule się obejmowali i pieścili zarówno przed, jak i po koncercie. Ale jedno im trzeba oddać. Stają się z koncertu na koncert (ci ze "Stodoły") coraz bardziej cywilizowani. Można rzec, że to really profesjonaliści.

Na zakończenie występu Shadowside wokalistka powiedziała: "kiedy wrócimy do domu, do Brazyli, chcę móc powiedzieć, że to był najlepszy występ podczas tej trasy". Nie wiem, co powie pani Dani Nolden w domu, natomiast ja po powrocie do domu chciałbym powiedzieć, że był to najlepszy koncert Helloween, na jakim byłem. Ale chyba nie mogę tak powiedzieć, bo podczas trasy promującej "7 Sinners" więcej się działo. Tym niemniej byłem świadkiem kolejnego historycznego występu, może nie tak historycznego jak "Big Four", ale kto wie, czy taki reunion się powtórzy...

Zobacz zdjęcia z koncertu 26.03.2013 w Krakowie: Helloween, Gamma Ray, Shadowside.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Helloween, Gamma Ray, Shadowside, Warszawa "Stodoła" 27.03.2013
Oldboy63 (gość, IP: 89.76.31.*), 2013-04-11 15:51:41 | odpowiedz | zgłoś
Very good show!!! ;)
re: Helloween, Gamma Ray, Shadowside, Warszawa "Stodoła" 27.03.2013
manseb (gość, IP: 62.233.209.*), 2013-04-08 10:19:52 | odpowiedz | zgłoś
Ja byłem na koncercie w Krakowie, nie jestem bywalcem metalowych koncertów i może to norma, jednak właśnie nagłośnienie sprawiło mi spory niedosyt. Przede wszystkim wokale były słabo słyszalne, a w Helloween to podstawa, bo to melodyjny metal i wokal tą melodię ciągnie, a tak to zlewało się wszystko w jedno podobne dudnienie w każdym kawałku. Nawet solówki w tym ginęły, co już jest zupełną porażką. I tak było lepiej niż na Gama Ray, bo tu zwyczajnie były fragmenty w których po prostu wokalisty w ogóle nie było słychać.
re: Helloween, Gamma Ray, Shadowside, Warszawa "Stodoła" 27.03.2013
nemesis11 (wyślij pw), 2013-04-07 20:04:50 | odpowiedz | zgłoś
O perkusji: "centrale ręczne" to Gong-Drumy.

Anders Johanson - ma podobnej wielkości zestaw. Mike Mangini ma zestaw jeszcze większych rozmiarów, nie mówiąc już o Terrym Bozzio.

To taka mała dygresja na temat tego instrumentu :) Jednak rozbawiło mnie stwierdzenie "centrale ręczne" :D
re: Helloween, Gamma Ray, Shadowside, Warszawa "Stodoła" 27.03.2013
Mikele (gość, IP: 192.168.7.*), 2013-04-08 09:17:16 | odpowiedz | zgłoś
Co mam ci powiedzieć - nie jestem perkusistą. Ale teraz przynajmiej będę wiedział. Dzięki
re: Helloween, Gamma Ray, Shadowside, Warszawa "Stodoła" 27.03.2013
nemesis11 (wyślij pw), 2013-04-08 19:26:14 | odpowiedz | zgłoś
Wiem. Pretensji nie mam. Jakby co to pytaj następnym razem. Kto pyta nie błądzi :)

Pozdrawiam.

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Czy Twój komputer jest szybki?