zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 25 kwietnia 2024

relacja: Moonspell, Therion, Darkside, Poznan "Eskulap" 5.10.1998

22.10.1998  autor: Marcin "Void" Werla
wystąpili: Moonspell; Therion; Darkside
miejsce, data: Poznań, Eskulap, 5.11.1998

Impreza miała zacząć się o 19.00, przyszliśmy z kumplem godzinkę wcześniej i zaczęliśmy się ustawiać w okolicach wejścia na sale. Jeśli ktoś nie był w Eskulapie, to powiem tylko, że na salę są dwa wejścia. Ja niestety ustawiłem się przy tym, które było otwarte później (ok. 10 s, ale i tak wystarczyło) i miejsce przy barierkach po środku poszło się... było już zajęte. Wprawdzie udało mi się stanąć pod barierką, ale trochę blisko (2 m) głośników, co niestety trochę utrudniało właściwy odbiór końcowych kawałków Moonspella (tak właściwie, to nawet miałem problemy z ich rozpoznaniem). Ale po kolei.

Najpierw zagrał Darkside. Nie słyszałem ich wcześniej, a kumpel powiedział, że podobno jest to niemiecki, melodyjny thrash. Zespół był austriacki i na pewno nie był to thrash (trudno mi powiedzieć, co to było - był growling, szybkie ciężkie gitary, podwójna centralka - dało się słuchać).

Następny był Therion. Byłem bardzo ciekawy, co zrobią z chórami, bo scena była na pewno za mała (zresztą wątpię, żeby wozili ze sobą chór i orkiestrę). Na scenę wyszło paru gości (chyba 3*gitara, 1*perkusja, 1*klawisze) i 3 dziewczyny (właściwe 4, bo z jednej dałoby się zrobić dwie). Zaczęli od "Raise Of Sodom And Gomorra", później "Mega Theiron", a dalej m.in. "Cult Of The Shadows", "Invocation Of Nammah". Ogólnie rzecz biorąc, zagrali moje ulubione kawałki, a sądząc po zachowaniu publiczności, to chyba wszyscy mieliśmy podobny gust. Na bis był chyba jakiś kawałek z "Lepacca Kifoth" (chyba jedyny z tej płyty - reszta pochodziła z "Theli" i "Vovin"). Podczas ich występu wydarzył się ciekawy (smutny) incydent. Otóż w sali było okropnie gorąco i ta szeroka pani z chóru rzuciła publiczności butelkę wody. Ludzie wypili i butelkę z resztką wody ktoś rzucił właśnie w tę szeroką. Rozumiem, że nie była może zbyt ładna, ale to było chamstwo. Na koniec wokalista powiedział: "Do zobaczenia wkrótce, zasłużyliście na to!" (oczywiście po angielsku).

Teraz Moonspell - dla mnie zespół wieczoru. Najpierw jednak trochę zmian na scenie (ustawianie mikrofonów itp.). Co ciekawe, na scenie rozłożono również dywan - zespół grał boso! Interesujący był również sposób testowania nagłośnienia - wyszedł jakiś starszy łysawy gościu w okularkach i najpierw puszczał teksty w stylu "Fish must die" czy "Small dog's bottom", a później opowiedział ze dwa angielski kawały i sobie poszedł. Nareszcie wyszedł zespół. Fernando Ribeiro (wokal) co utwór zmieniał ubiór i tak np. podczas "Sin" (od którego zaczęli występ) miał na sobie sutannę, koloratkę i "szarfę" ksiądza w konfesjonale (czy coś w tym stylu), a na "2econd Skin" założył koszulkę, która wyglądała, jakby była zrobiona z węża. Bardzo ciekawa była też choreografia koncertu, np. podczas "Sin", gdy Ribeiro śpiewał "szatańską" część tekstu, miał fajnie spuszczoną głowę i był podświetlony od dołu na czerwono; podczas "normalnych" fragmentów, stał wyprostowany, a za nim była bardzo jasna, biała lampa. Podczas "Eurotici" publiczność dostała 3 duże dmuchane kule ziemskie do podrzucania. W pewnym momencie wokalista wziął w ręce dwa małe lusterka i odbijanym przez nie światłem oświetlał publiczność. Raz (nie pamiętam podczas jakiego kawałka) wziął duży reflektor i zaczął nim oślepiać ludzi. Ogólnie koncert był od tej strony bardzo dopracowany. Grali utwory z "Wolfheart", "Irreligious" i "Sin", przy czym najwięcej z tej ostatniej. Gdy publiczność zaczęła skandować "Full Moon Madness", Ribeiro stwierdził, że Moonspell to nie szafa grająca i że będą grali to, co chcą. Przedostatni utwór (chyba "Full Moon Madness" - nie pamiętam) zadedykowali wszystkim obecnym w Poznaniu wilkołakom, a ostatni ("Alma Mater") wszystkim swoim fanom. Dosłownie - "for all possible Moonspell fans" - czyżby nie byli zbytnio zadowoleni z koncertu? Fakt, że ludzie na Therionie się zmęczyli i nie mieli już sił, żeby bardzo szaleć, no ale było przecież wyraźnie widać, że wszystkim się bardzo podoba.

Po koncercie Ribeiro rozdawał jeszcze autografy, a laski z Theriona chodziły sobie wśród resztek publiczności. Koncert był super, ale szkoda, że trwał tak krótko (od 19.00 do 22.30 - średnio godzinka na każdy zespół).

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Zobacz inną relację

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!