zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 20 kwietnia 2024

recenzja: Deicide "In The Minds Of Evil"

20.01.2014  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Deicide
Tytuł płyty: "In The Minds Of Evil"
Utwory: In The Minds Of Evil; Thou Begone; Godkill; Beyond Salvation; Misery Of One; Between The Flesh And The Void; Even The Gods Can Bleed; Trample The Cross; Fallen To Silence; Kill The Light Of Christ; End The Wrath Of God
Wykonawcy: Glen Benton - wokal, gitara basowa; Steve Asheim - instrumenty perkusyjne; Jack Owen - gitara; Kevin Quirion - gitara
Wydawcy: Century Media Records
Premiera: 25.11.2013
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Ostatnio wpadł mi w łapy jakiś zaginiony VHS z jednym z hitów niemiecko - duńskiej kinematografii, gdzie całą fabułę można streścić w słowach - "sznela, sznela" - "hurtig, hurtig". Niby nic, "altenschulerowy" towar, a papa mimo wszystko sama się "haha". Do tego brakowało mi tylko jeszcze czegoś, czym okazała się o dziwo nowa płyta płyta Deicide. Puściłem jedno, potem drugie i już byłem szczęśliwy niczym po randce z (obecnie 49 letnią!) Monicą Bllucci. Nie wiem, coś mi się "pyebało", pewnie to jakaś muzyczna gerontofilia? Być może, ale co zrobić? Nie odnajduję się w dzisiejszym muzycznym świecie. Boli mnie dupa, kiedy stoję w ogniu krzyżowym tzw. młodych kapel, które z jednej strony neothrashują, neodeathują, neoblackują, nie posiadając cienia klimatu pierwocin gatunków, z drugiej mają klimat (sic!), ale wyglądają jak zbiegowisko obsyfionych trądzikiem koleżków ze stołówki szkolnej w bluzach Detroit Pistons. Remedium okazują się "twory - potwory" weteranów, którzy i "nowadays" potrafią przypierdolić jak należy. Tak właśnie, całkiem prostym podejściem do sprawy, w ponad 30 minut robi nowy Deicide. W tegorocznym wyścigu o złotą trupią główkę zawodów w śmierć graniu, z sześć miesięcy "do tyłu", odtrąbiłem zwycięstwo Łysej Vaginy i Kompresora Dolana z Immolation. Chyba zbyt pochopnie, bo oto wraz z krążkiem "In The Minds Of Evil" powraca betonowy "Mam Gardło Zrobione z Kupy Lucyfera" Glen i asheimowy "Umiem Ale Walę Prosto" Steve, na których chyba tylko ja zawsze stawiam "dolary przeciw orzechom". I wiecie co? Tym razem nie przegrywam, bo najnowsza propozycja satanistów, oryginalnie z Tampa, leje w dupę na wskroś oldschoolowym podejściem do tematu, z milionami odwołań do takich klasyków, jak "Deicide", "Legion", "Once Upon The Cross" oraz względnie "Serpents Of The Light" (lubianą przez rzesze, przeze mnie może mniej) czy "The Stench Of Redemption" (2006 - to już tyle lat?!), i o to właśnie chodzi... kurwa!!!

Chciałbym napisać, że początek "In The Minds Of Evil" - "nie zaskakuje", ale gówno warte byłoby to stwierdzenie, bo opisujemy tutaj nową płytę Deicide, czyli jak kto woli nową płytę Disajd, Dijasajd względnie Diusajd albo lepiej - tak naprawdę nową płytę "Tego Fukken Deicide!". Więc nic tutaj nie może zaskoczyć. Przecież to Benton i Asheim - czyli gwałcenie sakralizacji we wszystkich odmianach, wymiarach, maściach, kolorach, zapachach i dźwiękach plus coś jeszcze. W pewnym sensie udało im się stworzyć longa odzwierciedlającego największe zalety trzech pierwszych płyt w zakresie żywotności. To nie jest po prostu napierdalanie z CD, to obity diabelską skórą kuferek zasobny w koncertowe hity, które zapewne urwą łeb na żywca. Tak właśnie przebojowo na śmierć - modłę przelatują w mgnieniu oka trzy pierwsze numery. I tutaj trochę odnośników do klasyków Bogbójstwa i nie tylko. Tytułowy No. 1 - mógłby zasilić "Węże Światła" (zajebisty refren). Dalej motoryczny, ciężki niczym dupa Ophry Winfrey z dawnych lat "Thou Begone" (jak dla mnie odpowiednik faken "In Hell I Burn" z "Legiona") i najlepszy z trójcy, na wskroś thrashmetalowy, tnący wręcz staro megadethowo - metallicowo - slayerowym riffskiem wstępnym "Godkill", który z powodzeniem mógłby znaleźć miejsce w szeregach "Deicide". Żre jak skurwysyn, wyjadam im z dziobków, chciałoby się rzec. Dalej ciśnienie dzięki Panu rośnie. Deicide atakują takim "Beyond Salvation", a tam? Na dzień dobry Sleja, na drugie danie bujanie łupanką znaną dobrze z nieświętego "Kill The Christian" ("Once Upon The Cross" - 1995) i wszystko polane wyciami chórów gitar, będącymi znakiem firmowym Immodeathu. Jak to było w serialu "My Name Is Earl"? - "Sanawabycz!". A to dopiero połowa wycieczki po muzeum klasyki. Przerwa na kawkę, pączka i sikanie w nieco nijakim "Misery Of One" i ruszamy. "Even The Gods Can Bleed" przynosi ze sobą patenty znane dobrze z szybszych fragmentów "Lunatic Of Gods Creation", jego wolniejsze, motoryczne pochody to wypisz wymaluj "Oblivous To Evil". Tych, którzy właśnie ziewnęli i nie znaleźli śladu erekcji w spodniach na dźwięk podanych tytułów, pragnę poinformować, że znalazło się tutaj miejsce i dla kilku niekonwencjonalnych (jak na Deicide) rozwiązań o blackmetalowej proweniencji, które mogą się okazać mocną bronią "In The Minds Of Evil". Mowa o pełnym zimnego patosu "Trample Of The Cross" - rozpoczynającym się orientalną, made in Nile zagrywką, która przearanżowana pod koniec numeru krzyczy "Mayheeem". Swoją drogą pojawia się tutaj miły akcent w postaci riffu podprowadzonego z "Sothis" - sławnych ongiś Olsztynian, dzisiaj chyba Białostocczan, Legniczan, czy coś.

Żeby nie było tak fajnie, zupełnie nie bierze mnie zwieńczenie tej płyty, wybrane na singiel i materiał na clipa, czyli "End Of Wrath Of God". Pełni on tutaj taką samą rolę, jak "The Lords Sedition" ze "Smrodu Odkupienia", do którego żadnych "ale" nie miałem. Choć zaczyna się podobnie - melodyjnymi wejściami - to jednak nie jest to tak zgrabne melodyjkowanie, jakie na pierwowzorze tej piosenki wyczarował ministrant Ralph Santolla - z całym szacunkiem dla duetu Quirion - Owen. A właśnie, byłbym zapomniał o tych dwóch ostatnich właśnie i starych fanach, którzy jeszcze drapią się nerwowo po jajach, chcąc zadać pytanie: "psze Pana, czy są tutaj solówki, a jeżeli tak, to czy Hoffmanowe, czy przepitolone santollowym heavy metalem?". Spoko ludziska, choć Kevin "Kiu" popierdala po gryfie jak jego poprzednik Rafał, to jednak w jego popisach nie brak tej piskliwej schizy, z jakiej znani byli bracia Brajen i Eryk. Wyszło coś pomiędzy - w końcu. Osobną sprawą jest piąty instrument w rękach czwartego muzyka (sic!) Deicide. Nie, nikt tutaj nie gra stopami na akordeonie dzierżąc jednocześnie gitarę, chodzi oczywiście o to kurewsko piekielne gardło Bentona. 47 lat na karku, a on wciąż swoje. Królewski, niemający sobie równego na scenie, bestialski ryk, wciąż zrywa skórę z czaszki. Z głośników wieje mi refren "In The Minds Of Evil", ja mam otwartą gębę i jak w tym dowcipie o odgłosie spadającego włosa, robię "tfu, tfu", bo mam wrażenie, że nałykałem się czarciej szczeciny (fuj). Kogoś takiego już nigdy nie będzie. Amen. Tylko ta chujowa okładka. Eeeech, nie można mieć wszystkiego.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2014-01-24 21:51:55 | odpowiedz | zgłoś
no to dobry klasyk jest "It's a Sin". Mój ulubiony
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
wac
wac (wyślij pw), 2014-02-01 19:30:24 | odpowiedz | zgłoś
też spoko, nawet S.H.O.P.P.I.N.G jest klasa :)
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
bandrew78
bandrew78 (wyślij pw), 2014-01-21 21:55:12 | odpowiedz | zgłoś
Wreszcie posłuchałem w całości no i rzeczywiście bardzo fajna płytka, ale żeby aż tak wykurwiście zajebista? Ze wspomnianym w recce ostatnim dziełem Vaginy, Kompresora i spółki jak dla mnie jednak zdecydowanie przegrywa, tyle że Immo gra teraz w innej, własnej lidze. Niech Gleniu przyjeżdża do RP zagrać jakieś sztuki, bo materiał zdecydowanie koncertowy i pewnie na żywca by mnie bardziej przekonali. A recka jak zwykle na poziomie, tylko wulgaryzmów jakoś niedużo, zwłaszcza jak na ich zwyczajowy, procentowy udział, gdy Kruk pisze o Deicide. Czyżby pisane na trzeźwo?
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
Szamrynquie
Szamrynquie (wyślij pw), 2014-01-21 15:37:08 | odpowiedz | zgłoś
Miło widzieć , że topas blau nie rdzewieje. Co do Disajd to płyta dobra, ale pisanie o tych "wszystkich odmianach, wymiarach, maściach, kolorach, zapachach i dźwiękach" to gruba przesada. Ta kapela, jak większość death metalowych, jest mocno ograniczona - na szczęście można uwierzyć, że na własne życzenie.
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2014-01-21 16:38:29 | odpowiedz | zgłoś
może i tak, ale mi chodziło o sakralizację, a nie muzykę, nie umiem konstruować zrozumiałych tekstów, ale co mi tam.
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
Szamrynquie
Szamrynquie (wyślij pw), 2014-01-21 19:23:32 | odpowiedz | zgłoś
Może i tak, ale przeca Disajd właśnie muzyką gwałcą więc na jedno wychodzi. Chyba że mają jakieś pozamuzyczne gwałty na sumieniu, albo przynajmniej kręcą po nocach coś w rodzaju: Nergal - "Spowiedz Heretyka - Sacrum Profanum" - Official trailer #6 "
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
spectralX (gość, IP: 178.235.221.*), 2014-01-21 22:36:19 | odpowiedz | zgłoś
Nie zgadzam się, że każda kapela deathowa jest "mocno ograniczona". Takie kapele jak kiedyś Death, Atheist, Cynic, a obecnie Beyond Creation, Obscura, Gorguts, Ulcerate, czy Augury raczej niczym się nie ograniczają i rozwiają ten gatunek. Inaczej się ma z kapelami, które grają wg starej szkoły. Tu zgoda, że ciężko wymyślić coś nowego i ciężko zaskoczyć. Z drugiej strony nie zanotowałem w ekstremalnym graniu jakiejś rewolucji w ostatnich latach. Na pewno nie są nią death coreowi chłopcy w wystylizowanych fryzurach i wąskich spodniach, którzy tylko miksują wpływy innych gatunków nie wprowadzając niczego nowego. Także, jak to powiedział Benton w jednym z ostatnich numerów Terrozizer: "W ciągu lat mojego grania było już tyle nowych trendów, które kończyły w kiblu, że dochodzę do wniosku, że chyba jednak qrwa robię coś, co jest w porządku".
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
Szamrynquie
Szamrynquie (wyślij pw), 2014-01-22 18:49:24 | odpowiedz | zgłoś
Nie zgadzam się, że słowo "większość" znaczy tyle co "każda" ;) Swoją drogą dobre podałeś przykłady kapel, które pchają ten wózek do przodu np Ulcerate to przechuje
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
spectralX (gość, IP: 178.235.221.*), 2014-01-22 20:06:30 | odpowiedz | zgłoś
Masz rację, nie czytałem uważnie, zwracam honor. Kapele są rzeczywiście w porządku. Dodał bym jeszcze kanadyjskie Martyr (RIP, mózg zespołu gra teraz w Voivod) i Quo Vadis (chyba też RIP). Generalnie kanadyjska szkoła technicznego death metalu jest bardzo niedoceniania.
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2014-01-22 19:10:17 | odpowiedz | zgłoś
Gorguts, to stara kapela przecież, jak już trzymamy się za worka.