zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 28 marca 2024

recenzja: Deicide "In The Minds Of Evil"

20.01.2014  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Deicide
Tytuł płyty: "In The Minds Of Evil"
Utwory: In The Minds Of Evil; Thou Begone; Godkill; Beyond Salvation; Misery Of One; Between The Flesh And The Void; Even The Gods Can Bleed; Trample The Cross; Fallen To Silence; Kill The Light Of Christ; End The Wrath Of God
Wykonawcy: Glen Benton - wokal, gitara basowa; Steve Asheim - instrumenty perkusyjne; Jack Owen - gitara; Kevin Quirion - gitara
Wydawcy: Century Media Records
Premiera: 25.11.2013
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Ostatnio wpadł mi w łapy jakiś zaginiony VHS z jednym z hitów niemiecko - duńskiej kinematografii, gdzie całą fabułę można streścić w słowach - "sznela, sznela" - "hurtig, hurtig". Niby nic, "altenschulerowy" towar, a papa mimo wszystko sama się "haha". Do tego brakowało mi tylko jeszcze czegoś, czym okazała się o dziwo nowa płyta płyta Deicide. Puściłem jedno, potem drugie i już byłem szczęśliwy niczym po randce z (obecnie 49 letnią!) Monicą Bllucci. Nie wiem, coś mi się "pyebało", pewnie to jakaś muzyczna gerontofilia? Być może, ale co zrobić? Nie odnajduję się w dzisiejszym muzycznym świecie. Boli mnie dupa, kiedy stoję w ogniu krzyżowym tzw. młodych kapel, które z jednej strony neothrashują, neodeathują, neoblackują, nie posiadając cienia klimatu pierwocin gatunków, z drugiej mają klimat (sic!), ale wyglądają jak zbiegowisko obsyfionych trądzikiem koleżków ze stołówki szkolnej w bluzach Detroit Pistons. Remedium okazują się "twory - potwory" weteranów, którzy i "nowadays" potrafią przypierdolić jak należy. Tak właśnie, całkiem prostym podejściem do sprawy, w ponad 30 minut robi nowy Deicide. W tegorocznym wyścigu o złotą trupią główkę zawodów w śmierć graniu, z sześć miesięcy "do tyłu", odtrąbiłem zwycięstwo Łysej Vaginy i Kompresora Dolana z Immolation. Chyba zbyt pochopnie, bo oto wraz z krążkiem "In The Minds Of Evil" powraca betonowy "Mam Gardło Zrobione z Kupy Lucyfera" Glen i asheimowy "Umiem Ale Walę Prosto" Steve, na których chyba tylko ja zawsze stawiam "dolary przeciw orzechom". I wiecie co? Tym razem nie przegrywam, bo najnowsza propozycja satanistów, oryginalnie z Tampa, leje w dupę na wskroś oldschoolowym podejściem do tematu, z milionami odwołań do takich klasyków, jak "Deicide", "Legion", "Once Upon The Cross" oraz względnie "Serpents Of The Light" (lubianą przez rzesze, przeze mnie może mniej) czy "The Stench Of Redemption" (2006 - to już tyle lat?!), i o to właśnie chodzi... kurwa!!!

Chciałbym napisać, że początek "In The Minds Of Evil" - "nie zaskakuje", ale gówno warte byłoby to stwierdzenie, bo opisujemy tutaj nową płytę Deicide, czyli jak kto woli nową płytę Disajd, Dijasajd względnie Diusajd albo lepiej - tak naprawdę nową płytę "Tego Fukken Deicide!". Więc nic tutaj nie może zaskoczyć. Przecież to Benton i Asheim - czyli gwałcenie sakralizacji we wszystkich odmianach, wymiarach, maściach, kolorach, zapachach i dźwiękach plus coś jeszcze. W pewnym sensie udało im się stworzyć longa odzwierciedlającego największe zalety trzech pierwszych płyt w zakresie żywotności. To nie jest po prostu napierdalanie z CD, to obity diabelską skórą kuferek zasobny w koncertowe hity, które zapewne urwą łeb na żywca. Tak właśnie przebojowo na śmierć - modłę przelatują w mgnieniu oka trzy pierwsze numery. I tutaj trochę odnośników do klasyków Bogbójstwa i nie tylko. Tytułowy No. 1 - mógłby zasilić "Węże Światła" (zajebisty refren). Dalej motoryczny, ciężki niczym dupa Ophry Winfrey z dawnych lat "Thou Begone" (jak dla mnie odpowiednik faken "In Hell I Burn" z "Legiona") i najlepszy z trójcy, na wskroś thrashmetalowy, tnący wręcz staro megadethowo - metallicowo - slayerowym riffskiem wstępnym "Godkill", który z powodzeniem mógłby znaleźć miejsce w szeregach "Deicide". Żre jak skurwysyn, wyjadam im z dziobków, chciałoby się rzec. Dalej ciśnienie dzięki Panu rośnie. Deicide atakują takim "Beyond Salvation", a tam? Na dzień dobry Sleja, na drugie danie bujanie łupanką znaną dobrze z nieświętego "Kill The Christian" ("Once Upon The Cross" - 1995) i wszystko polane wyciami chórów gitar, będącymi znakiem firmowym Immodeathu. Jak to było w serialu "My Name Is Earl"? - "Sanawabycz!". A to dopiero połowa wycieczki po muzeum klasyki. Przerwa na kawkę, pączka i sikanie w nieco nijakim "Misery Of One" i ruszamy. "Even The Gods Can Bleed" przynosi ze sobą patenty znane dobrze z szybszych fragmentów "Lunatic Of Gods Creation", jego wolniejsze, motoryczne pochody to wypisz wymaluj "Oblivous To Evil". Tych, którzy właśnie ziewnęli i nie znaleźli śladu erekcji w spodniach na dźwięk podanych tytułów, pragnę poinformować, że znalazło się tutaj miejsce i dla kilku niekonwencjonalnych (jak na Deicide) rozwiązań o blackmetalowej proweniencji, które mogą się okazać mocną bronią "In The Minds Of Evil". Mowa o pełnym zimnego patosu "Trample Of The Cross" - rozpoczynającym się orientalną, made in Nile zagrywką, która przearanżowana pod koniec numeru krzyczy "Mayheeem". Swoją drogą pojawia się tutaj miły akcent w postaci riffu podprowadzonego z "Sothis" - sławnych ongiś Olsztynian, dzisiaj chyba Białostocczan, Legniczan, czy coś.

Żeby nie było tak fajnie, zupełnie nie bierze mnie zwieńczenie tej płyty, wybrane na singiel i materiał na clipa, czyli "End Of Wrath Of God". Pełni on tutaj taką samą rolę, jak "The Lords Sedition" ze "Smrodu Odkupienia", do którego żadnych "ale" nie miałem. Choć zaczyna się podobnie - melodyjnymi wejściami - to jednak nie jest to tak zgrabne melodyjkowanie, jakie na pierwowzorze tej piosenki wyczarował ministrant Ralph Santolla - z całym szacunkiem dla duetu Quirion - Owen. A właśnie, byłbym zapomniał o tych dwóch ostatnich właśnie i starych fanach, którzy jeszcze drapią się nerwowo po jajach, chcąc zadać pytanie: "psze Pana, czy są tutaj solówki, a jeżeli tak, to czy Hoffmanowe, czy przepitolone santollowym heavy metalem?". Spoko ludziska, choć Kevin "Kiu" popierdala po gryfie jak jego poprzednik Rafał, to jednak w jego popisach nie brak tej piskliwej schizy, z jakiej znani byli bracia Brajen i Eryk. Wyszło coś pomiędzy - w końcu. Osobną sprawą jest piąty instrument w rękach czwartego muzyka (sic!) Deicide. Nie, nikt tutaj nie gra stopami na akordeonie dzierżąc jednocześnie gitarę, chodzi oczywiście o to kurewsko piekielne gardło Bentona. 47 lat na karku, a on wciąż swoje. Królewski, niemający sobie równego na scenie, bestialski ryk, wciąż zrywa skórę z czaszki. Z głośników wieje mi refren "In The Minds Of Evil", ja mam otwartą gębę i jak w tym dowcipie o odgłosie spadającego włosa, robię "tfu, tfu", bo mam wrażenie, że nałykałem się czarciej szczeciny (fuj). Kogoś takiego już nigdy nie będzie. Amen. Tylko ta chujowa okładka. Eeeech, nie można mieć wszystkiego.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
spectralX (gość, IP: 178.235.221.*), 2014-01-22 20:02:20 | odpowiedz | zgłoś
Stara, stara. Ja ich poznałem na pirackiej kasecie - składance Monsters of Death. W sumie nie wiem, dlaczego zawsze mieli pod górkę. Nawet jak się dzisiaj słucha ich starych płyt to "ma to sens". Może nie mieli tyle determinacji i nie byli tak pracowici, jak np. Vader? No, ale od "Obscura" nadrabiają zaległości ze zdwojona siłą
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2014-01-21 00:20:34 | odpowiedz | zgłoś
rewelka - po Scars of the Crucifix i The Stench of Redemption.

"Łoję" (tzn. on mi łoi banię) - ten album dosyć często od dłuższego czasu.

Najlepsze utwory to: In the Minds of Evil, Thou Begone, Godkill, Beyond Salvation, Even the Gods Can Bleed, Trample the Cross, Fallen to Silence, End the Wrath of God.
9/10 to przynajmniej.
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
Private Eco (gość, IP: 37.8.245.*), 2014-01-20 21:13:00 | odpowiedz | zgłoś
No stary, uwielbiam twoje recki! Tylko żebyś jeszcze pisał o kapelach, których słucham;)
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2014-01-20 21:30:15 | odpowiedz | zgłoś
znaczy się?
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
Private Eco (gość, IP: 37.8.245.*), 2014-01-21 17:23:42 | odpowiedz | zgłoś
No znaczy się, nie wiem czy czytanie i komentowanie recenzji płyt, których nigdy się do odtwarzacza nie włoży, to nie objaw jakiejś choroby;) Nie masz na warsztacie czegoś z nowocześniejszej szkoły napierdolu? Bo jak kolega na górze zauważył słusznie, stara szkoła to często gonienie w piętkę, nawet jeśli odegrane z polotem.
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2014-01-21 17:48:40 | odpowiedz | zgłoś
ale co to jest nowa szkoła? Jakieś nazwy jak podasz będzie mi łatwiej hehe.
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
Private Eco (gość, IP: 37.8.245.*), 2014-01-22 14:20:32 | odpowiedz | zgłoś
Bo ja wiem, może Strapping Young Lad, coś co porządnie ryje czaszkę, a nie eksploruje patentów zgranych już w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych.
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
bandrew78
bandrew78 (wyślij pw), 2014-01-22 20:02:06 | odpowiedz | zgłoś
Podawanie jako przykładu nowej szkoły kapeli, która zaczynała w 1994 r., swoją sztandarową i najlepszą płytę nagrała w 1997 r. i od jakichś 7-8 lat nie istnieje jest troszeczkę kontrowersyjne:)
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
Private Eco (gość, IP: 37.8.245.*), 2014-01-22 20:52:59 | odpowiedz | zgłoś
No cóż, sama prawda;) Ale w swoim czasie to była nowa szkoła i do tego cholernie dobra!
Ech, ja chyba mentalnie żyję jeszcze w latach 90...
re: Deicide "In The Minds Of Evil"
bandrew78
bandrew78 (wyślij pw), 2014-01-22 21:50:01 | odpowiedz | zgłoś
Pewnie, że cholernie dobra. Jak na jakimś gigu zobaczysz nawalonego kolesia w koszulce SYL "City", to istnieje duża szansa, że to będę ja;)

Oceń płytę:

Aktualna ocena (86 głosów):

 
 
75%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Jak uczestniczysz w koncertach metalowych?