zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 23 kwietnia 2024

recenzja: Hetane "Animan"

26.04.2020  autor: Krasnal Adamu
okładka płyty
Nazwa zespołu: Hetane
Tytuł płyty: "Animan"
Utwory: Golden Snakes; I'm a Burglar; Spy; Mesmerize; Pirate; From the North; Twiggy Lady; Barbers; Sleep-Walkers
Wykonawcy: Magda Oleś - wokal; Łukasz "Jeleń" Pol - gitara, cytra, wokal; Radek Spanier - syntezatory, elektronika; Janusz "Malina" Malinowski - instrumenty perkusyjne; Remik Karpienko - gitara basowa
Wydawcy: Mutant Label
Premiera: 2013
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

Gdy poznałem Hetane, zespół, oprócz debiutanckiego albumu, w dorobku miał już między innymi udział w kilku interesujących projektach. Również "Animan", parę lat później, zaprezentowano mi jako swego rodzaju ciekawostkę. Wówczas po raz pierwszy zetknąłem się świadomie z crowdfundingiem, a właśnie poprzez taką akcję drugi album grupy został częściowo sfinansowany. Czy zawarta na nim muzyka była warta pieniędzy donatorów?

Jedna z pierwszych myśli: "Animan" został ładnie wydany. Wewnątrz digipaku szczególnie zaskoczyła mnie przedstawiająca efekty "indiańskiej" sesji zdjęciowej książeczka, chociaż akurat nie zawartością, tylko materiałem - wykonano ją z matowego papieru. Dużo więcej pozytywnych wrażeń album mi niestety nie przyniósł. Mam bowiem z "Animan" taki problem, że wciąga mnie na pierwsze trzy utwory, a potem moje zainteresowanie maleje.

Od niskiego, stonerowego riffu w bujającym "Golden Snakes", przez industrialne dźwięki w "I'm a Burglar", po jeszcze większą dawkę elektroniki, wiolonczelę i mniej gitary w "Spy" - wszystko to, wraz z coraz ciekawszym wokalem Magdy Oleś, może cieszyć uszy. Gdyby album trzymał ten poziom już do końca, zasłużyłby na wysoką ocenę - zastrzeżenia można by było mieć tylko w przypadku, gdyby każdy kolejny utwór zaczynał się partią bębnów w podobnym stylu, zamiast w jakikolwiek inny sposób.

Niestety, choć reszta "Animan" też nie jest zła, nic się w niej już nie wyróżnia tak, jak "Spy". Pierwsze rozczarowanie pojawiło się u mnie w trakcie powolnego "Mesmerize". Owszem, zadowolił mnie jego początek - wreszcie inny, bardziej w stylu elektronicznych, triphopowych wycieczek Bjork, jednak ciąg dalszy, wbrew tytułowi, nie był w stanie mnie zahipnotyzować. Muzyka do końca płyty nie jest monotonna, ale też nie zaskakująca. Znowu trochę stoner rocka - którego na "Machines", poprzednim albumie grupy, nie było - pojawia się w "Pirate" z trochę za bardzo ciągnącym się refrenem. Oczekującym gitarowych riffów słuchaczom do gustu może przypaść "Twiggy Lady". W zwrotkach "From the North" robi się bardziej elektroniczno-industrialnie, a całkiem dobry, mroczny "Barbers" poza refrenem budzi skojarzenia z Nine Inch Nails.

Pomimo urozmaiceń w zakresie stylu, po przesłuchaniu albumu mam wrażenie, że czegoś na nim brakuje - jakby na te czterdzieści osiem minut składały się prawie wyłącznie zwrotki i refreny, a kompozycje nie rozwijały się jakoś szczególnie. Jeśli w utworach jest coś więcej, to nie powala na kolana ani nie zapada w pamięć, chociaż zespołowi należy się plus za próbę w outrze "Twiggy Lady". Szkoda, że końcowe "Sleep-Walkers" zostawia taki niedosyt - jest o krok od dokonania przełomu bogactwem dźwięków, ale i tak rozczarowuje. Zawartości albumu nie da się też nazwać transową, chociaż czasami sprawia wrażenie, że taka właśnie być miała. Są oczywiście na nim lepsze momenty, o których chce się powiedzieć coś pozytywnego, ale całość mija, nie zostawiając po sobie większego śladu - jakby grupa wypracowała sobie dobry poziom bazowy, ale zawodziła w staraniach, by się ponad niego wznieść.

Na "Animan" ogólnie brakuje mi energii, zadziorności, pomysłowości i bogactwa bardziej industrialnego, nawet industrialnometalowego "Machines". Nie chcę jednak zwalać całej odpowiedzialności wyłącznie na zespół. Po wielokrotnym, uważnym przesłuchaniu stwierdziłem, że może twórcy nie zawinili jako kompozytorzy ani wykonawcy - materiał został zepsuty na dalszych etapach, na których z Hetane współdziałał Marcin Bors. Dopiero podczas pracy za konsoletami nie przyłożono się dostatecznie. Przykładowo: basy w refrenie "Mesmerize" są tak ciche, że brzmienie staje się niepełne; elektronika w zwrotkach "I'm a Burglar" jest przesadnie wycofana, ledwo słyszalna. Album wykończono w taki sposób, że rozmaite niuanse mogą odbiorcy umykać. Skoro nawet najciekawsze dźwięki nie są w stanie ani przyprawić mnie o gęsią skórkę, ani podnieść mi poziomu adrenaliny nagłym uszczypnięciem w żebra, ani wwiercić mi się w głowę, a co dopiero przeszyć na wylot, to nie mam wątpliwości co do tego, że ekipa nie stanęła na wysokości zadania.

O materiale z "Animan" mogę napisać tyle dobrego, że jest w nim potencjał. Muzyka jest przyjemna, delikatnie buja i może się sprawdzać na żywo. Z płyty niestety nie porywa. Mogę tylko mieć nadzieję, że nagrywanie takich albumów nie wejdzie zespołowi w nawyk.

Komentarze
Dodaj komentarz »