zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 28 marca 2024

relacja: Thrash'em All Festival, Olsztyn "Power Horse Center" 6.08.2000

15.08.2000  autor: m00n
wystąpili: Vader; Behemoth; Lux Occulta; Yattering; Turbo; Cemetery Of Scream; Decapitated; Trauma; Devilyn; Sceptic; Belfegor; Witchmaster; Elysium
miejsce, data: Olsztyn, Power Horse Center, 6.08.2000

6 sierpnia 2000 roku Olsztyn ponownie stał się miejscem spotkania miłośników ciężkiego grania. Stało się to za sprawą drugiej edycji festiwalu Thrash'em All. Skład występujących zespołów mówił sam za siebie. Podobnie jak w ubiegłym roku, impreza odbyła się w "Power Horse Center", dyskotece oddalonej o kilka kilometrów od miasta. Z powodu lokalizacji, organizatorzy festiwalu zorganizowali transport autobusami spod dworca kolejowego. Zadbano także o napoje chłodzące i kiełbaski, rozstawione na zewnątrz budynku dyskoteki (był również barek wewnątrz), a w miarę sprawna ochrona szybko radziła sobie z czekającą przed wejściem kolejką. Wnętrze "Power Horse Center" zdecydowanie przypomina dyskotekę, błysząca kula pod sufitem, elementy wyposażenia i inne gadżety nie pozwalały zapomnieć o "codziennym" przeznaczeniu lokalu. Na piętrze można było zaopatrzyć się w płyty, kasety, koszulki i literaturę fachową. Każdemu z grających zespołów przysługiwała dziesięcio- bądź dwudziestominutowa próba (dla zespołów znanych).

Planowaną godziną rozpoczęcia była 13:00, jednak mniej wiecej o tej porze słychać już było w środku pierwszy grający zespół. Impreza rozpoczęła się 10-15 minut przed czasem, nam udało się dotrzeć o widniejącej na plakatach godzinie, nie udało nam się zobaczyć występu pierwszego. Miał nim być koncert Witchmaster, jednak jeden z muzyków spóźniał się i tylko dzięki uprzejmości wrocławskiego Elysium, które zmiast nich pierwsze pojawiło się na festiwalowej scenie, Witchmaster mógł zagrać później. Elysium to przedstawiciele melodyjnego death metalu, wspartego klawiszami, aktualnie zespół nie używa jednak tego instrumentu. Nam udało się usłyszeć, będąc jeszcze na zewnątrz, cower Moonspell "Alma Mater", który został przyjęty owacyjnie. Elysium to dobry zespół i żałuję, że nie mogliśmy ich posłuchać i obejrzeć na żywo na festiwalu. Z relacji naocznych świadków wiem, że zagrali dość ciężko, ciężej niż na ostatnim materiale, a także że ich występ został doskonale przyjęty przez zgromadzoną publiczność, a jest to dość trudne nietypowe dla zespołu grającego jako pierwszy.

Kolejny na scenie pojawił się Witchmaster, zespół dość młody, patrząc po muzykach, ale podobno obiecujący i dobrze się zapowiadajacy. Niedawno pojawił się (bądź niedługo pojawi) ich nowy materiał. Muzyka to w zasadzie black metal, czasem z naleciałościami thrash/death, ale oceniając po koncercie moim zdaniem mało interesujący. Być może to kwestia nagłośnienia, ale to, co było słychać, brzmiało mało czytelnie. W efekcie dawało to raczej hałaśliwą dawkę black metalu, lecz takiego w gorszym wydaniu. Publiczność bawiła się raczej średnio, pomijając kilkanaście osób w pobliżu sceny. Pod koniec występu Witchmaster, na scenie pojawił się goły pan, "odziany" tylko w skórzaną maskę, który siekierą porąbał płonącą figurkę (chyba aniołka). Wydaje się, że tym wydarzeniem zespół chciał jakoś zaznaczyć swoją obecność na Thrash'em All po słabym koncercie.

Kilka minut potem pojawił się na scenie inny młody zespół blackmetalowy - Belfegor. Być może ponownie wina leży po stronie nagłośnienia, to, co zaprezentowali, moim zdaniem niczym nie różniło się od Witchmaster, szczególnie w kwestii jakości dźwięku, choć i muzycznie było to mało ciekawe. Black metal też trzeba umieć grać, a Belfegor nie jest tego przykładem. Fascynacje Venom czy Bathory nie wystarczą. Pod sceną nadal było raczej spokojnie, publiczność podchodziła do ich koncertu niezbyt entuzjastycznie, choć frekwencja była podobna, jak przy poprzednim zespole. Miernawy występ.

Dopiero od czwartego zespołu festiwal (pomijając dobry występ Elysium) zaczął robić się interesujący. Na scenie znalazł się krakowski Sceptic, zespół, w którym jeszcze jakiś czas temu śpiewał nasz reprezentacyjny lekkoatleta Marcin Urbaś. Tego dnia pierwszy raz widziałem ich na żywo. Grają naprawdę dobry, techniczny death metal i byłem ciekaw, jak prezentuje się to na koncercie. I niezwykle miło mnie zaskoczyli. Na początek brzmienie. Byli o wiele lepiej ustawieni niż poprzednie zespoły. Co prawda przez dwa pierwsze utwory, solówki były słyszalne za bardzo po prawej stronie i kiepsko słychać było wyczyny basisty, na szczęście jednak uległo to zmianie. Ciekawi mnie, czy było to zasługą akustyka, który wreszcie usłyszał, że coś jest nie tak, czy też zespołu. Druga sprawa, Sceptic posiada naprawdę świetnego gitarzystę solowego, techniczne sola w jego wykonaniu zachwycały, ślicznie ubarwiając tak ciężką muzykę. Cały zespół prezentował się doskonale, a publiczność rozruszała się na dobre. Wiecęj takich występów, szkoda tylko, że tak krótko.

Kolejna przerwa, parę minut strojenia, próbowania i swój występ rozpoczął Devilyn. Ich muzyka to potężna rzeźnia i prawdę mówiąc nie spodziewałem się niczego więcej. Nie pomyliłem się. Dobre brzmienie, ciężki, szybki death metal, ale Devilyn na scenie prezentowało się chyba jednak zbyt statycznie. Nie mieli tego czegoś, co mogłoby ściągnąć, przyciągnąć ludzi, a niestety sama muzyka tego, jak było widać, nie potrafiła. Novy starał się to poprawić za wszelką cenę, nawołując w przerwach między utworami, to spowodowało napływ publiki pod scenę. Ludzie na pewno bawili się lepiej niż na początku, headbangujących i pogujących pod sceną było dużo, jednak cały występ dość przeciętny. Prawdopodobnie stać ich na więcej, ale tego razu chyba nie mogą zaliczyć do najlepszych.

Następny w kolejce był zespół Trauma, ale niestety nie mogliśmy okazji ich obejrzeć, gdyż w tym czasie przeprowadzaliśmy jeden z wywiadów. Z opowieści wiem, że był to wręcz powalający koncert.

Kiedy wróciliśmy, na scenie krzątał się już Decapitated. Trzon zespołu stanowią muzycy z Lux Occulty, a także gitarzysta ze Sceptic. Wcześniej porównywani oni byli dość często do Vader i wydaje się, że nie mija się to z prawdą. Objawia się to szczególnie w szybkich partiach, jednak ich kompozycje są inne. Świetna technika (jest tu przeciez gitarzysta Sceptic), nie umniejszając Vader, jak również większa ilość ciekawych wolniejszych partii trochę różnią te zespoły. Występ trwał około trzydziestu minut, podczas których znalazło się miejsce dla kompozycji z płyty "Winds Of Creation", a także świetny cover Slayera "Mandatory Suicide", ciepło przyjęty przez publiczność. Młodość, umięjętności i fachowość w wykonywaniu muzycznego rzemiosła, to wszystko widać było na koncercie. Zaprezentowali się wyśmienicie. Takiego koncertu nie powstydziłaby się prawdopodobnie żadna z gwiazd tegorocznego festiwalu. Gorąco żegnany Decapited zszedł ze sceny.

Zespół Cemetery Of Scream, który jako następny instalował się na scenie, był dla mnie jedynym zespołem, którego obecność na Thrash'em All była niespodzianką w towarzystwie tak brutalnych zespołów. Grają dość klimatową muzykę, a po ostatnich eksperymentach na EPce "Fine De Siecle" wręcz odstającą od pozostałych gości festiwalu. Szczerze mówiąc, obawiałem się dość chłodnego przyjęcia. Z początku na to się zapowiadało. Kiedy muzycy stroili się, duża część osób spod sceny wyniosła się na zewnątrz, sala opustoszała. Zmartwiło mnie to. Ciekawiło mnie jednak, czy opustoszenie wynikało z tego, że ludzi znali muzykę i nie odpowiadała im, czy też nie znali nazwy. Kiedy Cemetery Of Scream zaczęło grać byłem zdziwiony, że grają dość ciężko, jak na styl reprezentowany wcześniej. Takie brzmienie spowodowało, że po jakimś czasie ludzie zaczęli ponownie napływać pod scenę, całkiem nieźle się bawiąc. Ponieważ w październiku ukaże się nowy album COS "Prelude To A Sentimental Journey", na koncercie pojawiły się cztery nowe kompozycje, nie zabrakło oczywiście także utworów z poprzednich płyt. Zespół posiada teraz dwóch wokalistów, nowy materiał jest cięższy, ciągle klimatowy, chwytliwy, i po reakcjach ludzi oceniając, podoba się. Dobry znak.

Teraz zespół, który jest metalową legendą sprzed lat, gość specjalny festiwalu "Thrash'em All": Turbo. Po kilku latach nieistnienia muzycy reaktywowali zespół. Nie wiem, czy to dobrze, że powracają, czy nie. Nie mnie to oceniać. Większość widzów festiwalu, gdy Turbo święciło największe sukcesy, miało po kilka lat i dla nich z pewnością możliwość obejrzenia takich dinozaurów polskiej sceny metalowej lat osiemdziesiątych było wyjątkową atrakcją. Wśród publiczności pojawili się również członkowie występujących na festiwalu zespołów, na przykład Jaroslav z Lux Occulta. Pojawienie się Turbo zostało niezwykle owacyjnie przyjęte, co jak sądzę zaskoczyło muzyków. W ramach koncertu mieścił się przede wszystkim materiał z najsłynniejszej płyty "Kawaleria Szatana" oraz z "Ostatniego Wojownika". Kilkadziesiąt minut starego heavy metalu doskonale bawiło zgromadzoną publiczność. Przyjęcie naprawdę godne takiego zespołu jak Turbo, a w momentach, gdy publiczność śpiewała razem z Grzegorzem Kupczykiem, wzruszenie i radość przepełniała serca członków zespołu i dawała energię do jeszcze lepszego grania. Skoro tyle osób tak dobrze się bawiło, oznacza to, że pomysł z zaproszeniem ich był trafiony. Fajna sprawa, choć mnie nie zachwycili.

Wyjście na scenę pod takim zespole jak Turbo, było dla Yattering dużym wyzwaniem. Jednak świetnie sobie z tym poradzili. Prawdę mówiąc, zastanawiał mnie fakt, jaki będzie ten występ. Widziałem ich na tegorocznej Metalmanii i nie podobało mi się, zabrzmieli jak hałaśliwa ściana dźwięku. Stąd też moja ciekawość. I z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Yattering mnie rozwalił. Potężna, naprawdę potężna, muzyka, brutalna, bezkompromisowa rzeźnia, a mimo to, bardzo dobrze nagłośnione, czytelne gitary spowodowały, że publiczność wręcz roznosiło. Kłębowisko ciał, szaleństwo pod sceną. Koncert Yattering trwał około czterdziestu pięciu minut i zawierał utwory z płyt "Murder's Concept" i "Human's Pain", takie jak "Anal Narcotic", "The Art Of The 20th Century", "The Feeling" czy "Unnormally Zone", a każdy z nich był opatrzony krótkim komentarzem Świerszcza. Morderczy materiał, a jeśli dorzucić do tego cower Metalliki "Whiplash", śpiewany po polsku, to chyba już nic więcej nie można dodać. Fantastycznie, brak mi słów.

Na Lux Occultę czekałem z ustęknieniem mimo, że tydzień tydzień wcześniej widziałem ich na Castle Party w Bolkowie. Nie zawiodłem się wtedy, nie zawiodłem się w Olsztynie. Świetnie prezentują się na scenie, Jaroslav i pozostali członkowie Lux Occulty to dobry przykład zespołu koncertowego. Za podstawę ich występu posłużyły przede wszystkim kompozycje z ostatniej płyty "My Guardian Anger", a także jeden utwór z płyty poprzedniej "Dionysos". Wśród nich nie zabrakło oczywiście cudownego "Mane Tekel Fares" (przy którym publika rozszalała się, śpiewając refren), jak też "Kiss The Sword" czy "The Heressiah". Brzmienie było - użyłbym słowa "mięsiste". Odpowiednio podkreślało ono esencję drapieżności, szybkości, jak i klimatu muzyki Lux Occulta, a w połączeniu z szalejącym po estradzie i wokalnie Jaroslavem (ubranym w koszulkę z ognistym wzorem, często malowany na starych amerykańskich samochodach, zakupioną dzień wcześniej na Wacken Open Air :)), dawało potężny efekt, nawet reflektorki, które były nad sceną zaczęły tworzyć właściwą oprawę świetlną, w miarę dopasowaną do muzyki. Szkoda, że nie było bisów, szkoda, że tak krótko. Po sześciu kawałkach (około czterdziestu minut), zespół zszedł ze sceny, pozostał niedosyt, niestety to był już koniec.

Nie sądziłem, że występujący jako następny Behemoth jest w stanie zmienić ten stan. I zostałem mile zaskoczony, mimo że specjalnie za nimi nie przepadam. Pierwsze, co przykuło uwagę, gdy Behemoth pojawił się na scenie, to napis na piersiach Nergala, który prawdę mówiąc mnie rozbawił. Było to 69, co od razu kojarzy się z pozycją erotyczną. Ale widać ma to coś chyba także wspólnego z ideologią wyznawaną przez wokalistę. Behemoth ma w kraju także przeciwników. Dało się to zauważyć i w Olsztynie, pewna część przybyłej publiczności znacząco pewnym gestem wyrażała swą niechęć, krzyczała w kierunku Nergala zwroty "upraszające" go o opuszczenie sceny. Pomijając te wszystkie niemuzyczne aspekty, występ Behemotha był dobrym koncertem. Brzmienie oczywiście bez zarzutu, wszak chyba przy lepszych, znanych zespołach przykładano większą uwagę do ich nagłośnienia. Nie znam raczej ostatnich kompozycji Nergala i spółki, ale z tego, co zdążyłem się zorientować, zagrali oni utwory ze wszystkich płyt. Dobrze dobrany zestaw, naprawdę czasami wręcz chwytliwych kompozycji zadziwił mnie (oczywiście pozytywnie), spowodował nawet chęć poznania bliżej ich twórczości. Wcześniejszy koncert, który widziałem na Metalmanii, był dość słaby w porównaniu z tym na festiwalu. Nergal posiada umiejętność przemawiania do ludzi, czasem manipulowania nimi, co dało się odczuć w trakcie występu Behemoth. Publiczność niewątpliwe bawiła się świetnie, ale też była jakby "na zawołanie", gotowa zrobić wszystko na każde skinienie. Po koncercie udało się wyciągnąć zespół na bis, podczas którego płonął mały krzyż. Behemoth pokazał się z najlepszej strony i sądzę, że rzesza jego fanów po tym koncercie powiększy się.

Ostatnią gwiazdą festiwalu Thrash'em All był Vader, zespół, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Peter z kolegami zostali przyjęci owacyjnie, było widoczne, że duża część ludzi zjawiła się tu własnie dla nich. I myślę, że się nie zawiodła. Doskonały koncert, świetne brzmienie, odpowiednio dobrany zestaw utworów. Publiczność bawiła się wręcz znakomicie, co jakiś czas nad tłumem przenoszona była czyjaś sylwetka, często też skandowano nazwę zespołu. Na koncert złożyło się około trzynastu utworów, pochodzących z płyt "Litany", "Black To The Blind", "Kingdom" i "De Profundis", wśród nich takie jak: "Cold Demons", "The One Made Of Dreams", "Kingdom", "Reborn In Flames", "Blood Of Kingu" czy dobrze znany "Sothis". Mający świetny kontakt z publicznością Peter, nieziemsko grający Docent, czy też szalejący gitarzyści, dali doskonały popis swoich umięjętności, po prostu koncert, jak na gwiazdę przystało. Chyba trudno jest znaleźć minusy ich występu, żadnych potknięć czy złego nagłośnienia. Wszystko na medal. Prawie perfekcyjnie, szybkość, techniczne szaleństwo, brutalność w pełnym tego słowa znaczeniu, oto koncertowy Vader w całej okazałości. Po ostatnim dość przeciętnym koncercie w Warszawie myślałem, że Vadera nie stać już na nic więcej, ale na szczęście się myliłem. Po ponad pięćdziesięciu minutach zespół zaczął opuszczać scenę. "Vader, Vader, Vader" było słychać przez dłuższy czas. Liczyliśmy na bis, jednak Peter wrócił na scenę i z przykrością stwierdził, że niestety nic z tego nie będzie.

Ludzie zaczęli powoli opuszczać "Power Horse Center", była godzina 23. Myślę, że cały festiwal należał do udanych, nawet pomijając kiepskie brzmienie pierwszych zespołów. W zasadzie przez dziesięć godzin na scenie przewinęła się śmietanka ciężkiej polskiej sceny metalowej. Warto było przyjechać i zobaczyć, jak się czują i prezentują gwiazdy, i nie tylko gwiazdy, naszej sceny.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Jak uczestniczysz w koncertach metalowych?