- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
Wokalista Satyricon chory na raka
Wokalista blackmetalowej grupy Satyricon, Sigurd Wongraven, poinformował, że zdiagnozowano u niego guza mózgu. Wiadomością tą muzyk podzielił się za pośrednictwem swego profilu na Instagramie.
Satyricon, Warszawa 21.04.2015, fot. Ewelina Eliasz
W oświadczeniu Satyra czytamy: "Wracam do domu. Osiem dni temu stan mojego zdrowia gwałtownie się pogorszył i zostałem przewieziony do szpitala. Rezonans magnetyczny wykazał, że w mojej głowie znajduje się pasażer na gapę. Najprawdopodobniej jest on łagodny. Mogę z nim żyć tak długo, dopóki nie zacznie się rozrastać. Proces jego usunięcia jest niezwykle skomplikowany i zabieg ten byłby uzasadniony jedynie w przypadku, gdy guz osiągnąłby rozmiar zagrażający mojemu życiu.
Każdy z nas dostaje w życiu swoje rozdanie i to okazało się jedną z moich kart. Na świecie jest tak wielu ludzi, którzy muszą borykać ze znacznie gorszymi rzeczami, że nie będę się nad sobą użalał. Mam wspaniałą rodzinę, mnóstwo przyjaciół, Satyricon, Wongraven Wines oraz ludzi, którzy wspierają moje dokonania.
Najbliższe dwa tygodnie mam zamiar spędzić na odzyskiwaniu sił, a potem wrócę do pisania nowego materiału na kolejny album Satyricon".
Weź pod uwagę, ze tzw muzyka poważna ma się obecnie bardzo dobrze, jest wielu wybitnych kompozytorów. Sam znam kilka osób po Akademiach Muzycznych, które świetnie grają klasykę na fortepianie lub skrzypcach. Chopin znalazłby dla siebie miejsce w tej branży.
Ale złóżmy, że Chopin jest teraz rockmanem. Byłby trochę niespokojnym duchem, dodatkowo schorowany. Liczne romanse zapewniłyby mu popularność w mediach.
Byłby mesjaszem rocka. Jakimś połączeniem Roberta Frippa, Rogera Watersa, Stevena Wilsona, a może raczej Jamesa Hetfielda, Grega Mackintosha, Johana Edlunda i Chucka.
Na pewno byłby wirtuozem tej klasy co David Gilmour i Petrucci.
A po śmierci byłby ikoną jak Cobain :)