zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 25 kwietnia 2024

recenzja: Asgaard "Ad Sidera, Ad Infinitum"

18.01.2001  autor: Margaret
okładka płyty
Nazwa zespołu: Asgaard
Tytuł płyty: "Ad Sidera, Ad Infinitum"
Utwory: Sadness Of Stony Angel (Immensum Reliquus Tollor In Aethera); The Way Of The Secret Rapture (Pati Natae); Mon Ange (Per Aspera Ad Astra); Love... Blood... & Eternity (Irremeabilis Unda); I've Brought A Flower For You... For Us (Moriar... Sic Astra Volunt); ...About Love (Iniura Solvit Amorem) pt. 1 - The Halfshade's Birth; Let Me Die... (Funeris Audit; Supremum "Vale")
Wykonawcy: Honorata Stawicka - wokal; Przemysław Olbryt - wokal; Wojciech Kostrzewa - instrumenty klawiszowe; Bartłomiej Kostrzewa - gitara; Jacek Monkiewicz - gitara basowa; Paweł Woźniak - gitara; Roman Gołębiowski - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Mystic Production
Premiera: 2000
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Rodzimy Asgaard zrobił na mnie wrażenie już przy okazji debiutanckiej płyty "When The Twilight Set In Again" (właściwie to nawet wcześniej, bo miałam okazję zapoznać się z nimi, gdy egzystowali jeszcze w podziemiu, a Mystic nie myślał o podpisaniu z nimi kontraktu). Nie była ona może jakoś szczególnie oryginalna, ale potrafiła zaintrygować ciekawymi pomysłami, ascetyczno-średniowiecznym klimatem i szczerością przekazu.

Dwa lata po tym udanym starcie zespół powrócił na muzyczną scenę z zupełnie nowym materiałem. Już po pierwszym przesłuchaniu nie ulega wątpliwości, że Asgaard dojrzał. "Ad Sidera, Ad Infinitum" pod każdym względem przebija swego poprzednika - lepsze nagranie, potężniejsze brzmienie, ciekawsze pomysły, niesamowite bogactwo dźwięków...

Zespół nadal obraca się w "klimatyczno"-metalowych rejonach, jednak tym razem poza znanymi już doomowo-gotyckimi inspiracjami pojawiają się też akcenty teatralnego blacku. Zresztą cała płyta to pewnego rodzaju spektakl - dźwięki swobodnie kreują pełną dramatyzmu i emocji atmosferę. Surowość znana z "When the Twilight Set in Again" ustąpiła miejsce majestatycznemu, potężnemu brzmieniu.

Z tej muzyki emanuje niesamowita głębia, masa wielobarwnych uczuć. Nie ma tu mowy o monotonii - tempo i nastrój zmieniają się jak w kalejdoskopie. Do tego należy dorzucić niebanalne, przebogate pomysły i wspomnianą wcześniej teatralność.

Na szczególną uwagę na pewno zasługują potężne instrumenty klawiszowe i partie wiolonczeli, wspaniale wplecione w "płynące" gitary. Solówki i cudowne melodie, z których emanuje tyle głębi i wyczucia. No i przede wszystkim głos nowego wokalisty. Przemysław Olbryt dysponuje zniewalającą barwą - właśnie ona w dużym stopniu nadaje muzyce Asgaard teatralności (swoją drogą nie ma już tu miejsca na kobiecy śpiew, ale nic dziwnego). Przypomina ona bardzo manierę Tomka Żyżyka z Sirrah, a nawet w jakimś stopniu Lorda PZ znanego z Peccatum i Source of Tide (dominują epickie, majestatyczne śpiewy, choć nie brakuje blackowych growlingów i wysokich "pisków" w stylu Kinga Diamonda). Zresztą sama muzyka w pewnym sensie przypominać może dokonania Source of Tide - ze względu na ten niesamowity dramatyzm i głębokie melodie. Wyczuć można też jakiegoś ducha pierwotnego Sirrah - te specyficzne gitarowe melodyjki choćby w "The Way Of The Secret Rapture" czy w "...About Love". W bardziej agresywnych, black metalowych fragmentach pachnie z kolei nieco Dimmu Borgir, a nawet rodzimą Lux Occultą ("The Way Of The Secret Rapture"). Nie ma tu jednak mowy o kopiowaniu - przeciwnie, "Ad Sidera, Ad Infinitum" to niezwykle dojrzały i ciekawy album pełen inwencji twórczej i przebogatych pomysłów.

Po tej płycie Asgaard powinno ustawić się w pierwszym rzędzie rodzimych "klimatowców". W końcu pojawił się ktoś, kto wypełnił lukę po "zaginionym" Sirrah. Ktoś, kto przypomniał stare dobre czasy, a jednocześnie stworzył coś nowego, profesjonalnego. Oby więcej takich wydawnictw.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Asgaard "Ad Sidera, Ad Infinitum"
kszychu (gość, IP: 89.73.166.*), 2014-11-27 19:50:36 | odpowiedz | zgłoś
Dwie sprawy. 1) Nie ma żadnej wiolonczeli, tylko skrzypce. 2) Na tychże skrzypcach grała Honorata. Nie śpiewała. Ale płyta i tak przednia :-D