zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

recenzja: Bethlehem "Schatten Aus Der Alexander Welt"

20.05.2002  autor: Kamil "Morth" Nowakowski
okładka płyty
Nazwa zespołu: Bethlehem
Tytuł płyty: "Schatten Aus Der Alexander Welt"
Utwory: kapitel radio; Das 4. Tier ass den Mutterwitz; kapitel gabriel; Somnambulismus in Maschinenzimmer 30; kapitel hummer; Mein Kuss erstickt im Imperativ; kapitel michael; Mary Samaels NFB; Dunkle, kalte Materie; kapitel mensch; Maschinensohn; kapitel luzifer; Rost, Wahn & tote Gleise; kapitel kinderzimmer; Tod einer Dieselkatze; kapitel heimkehr; Aus dunkler Ritze fruchtig Wahn
Wykonawcy: Guido Meyer de Voltaire - wokal; Olaf Eckhardt - gitara; Jrgen Bartsch - gitara basowa; Stefan Wolz - instrumenty perkusyjne; Reiner Tiedemann - instrumenty klawiszowe
Wydawcy: Prophecy
Premiera: 2001
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Swój nowy album Niemcy z Bethlehem postanowili wydać w dwóch wersjach. Pierwsza z nich to standardowe jednopłytowe wydanie w zwykłym pudełku. Druga - podwójny, limitowany digipack. Z dość niecodziennej okładki spogląda na słuchacza fragment plastikowej lalki. Już to może świadczyć o metamorfozie, jaką przeszedł zespół. Nowi muzycy w składzie wnieśli sporo niespotykanych wcześniej elementów do muzyki formacji, ale o tym za chwilę.

Album zrealizowany jest w taki sposób, że pomiędzy, nazwijmy to, "normalnymi" utworami znajdują się wstawki mówione. I tak pierwszą ścieżką na płycie jest fragment stylizowany na audycję radiową. Gdy dobiega końca, do naszych uszu wpadają dźwięki momentalnie budzące skojarzenia z Oomph!, Rammstein lub Stahlhammer. Podczas pierwszego słuchania krążka jest to niemałe zaskoczenie. Zaskoczeniem są również elektroniczne beaty i syntezatory z industrialnymi naleciałościami. Jednakże, jak się okazuje, "Das 4. Tier ass den Mutterwitz" nie jest reprezentatywne dla całej płyty. Po drugiej "niemuzycznej" ścieżce, panowie umieścili utwór diametralnie różniący się od poprzedniego - "Somnambulismus in Maschinenzimmer 30". Znacznie spokojniejsza kompozycja może momentami przypominać okres działalności sprzed kilku lat. Po niej znów nagranie rozmowy z innymi dźwiękami w tle, a nastepnie utwór o numerze 6 - "Mein Kuss erstickt im Imperativ" - mój faworyt. Jak prawie wszystkie utwory na obu krążkach, rozwija się w miarę wzrostu wartości licznika w odtwarzaczu. Końcówka ze względu na wokal kojarzy mi się nieco ze stylem Garma z Ulver / Arcturus. Następnie znów mamy dużą ilość elektroniki i beatów, ale w zupełnie innym stylu niż na początku. Na koniec pierwszego krążka muzycy zostawili twór o tytule "Dunkle, kalte Materie", co według mojej znajomości języka jego twórców oznacza "ciemną, zimną materię". I w zasadzie nie potrafię znaleźć słów, które lepiej opisałyby to, co wydobywa się z głośników. Zagadką jednak jest dla mnie w jakim celu około 15 minut ostatniej ścieżki stanowi cisza. No ale cóż, widocznie taką panowie mieli wizję...

Druga płyta rozpoczyna się w nieco podobnym stylu, jak kończy pierwsza, czyli w stylu ciężkim do opisania, a z pewnością mocno zagmatwanym. Po chwili rozpoczyna się "Maschinensohn", utwór również przywołujący dawne dokonania kapeli, a zatem utrzymany w wolnym tempie, aczkolwiek z odpowiednim ciężarem. Następnie jednak, dla odmiany, mamy coś innego - spokojną, rzekłbym nawet, że rockową kompozycję. Dalej w "Tod einer Dieselkatze" jest podobnie. Drugą płytę zamyka, podobnie jak pierwszą, ponad trzydziestominutowe zjawisko o numerze 9. Kobiece głosy, elektronika, programowana perkusja. Gitary, jeśli nawet są, to po przesterowaniu i komputerowej obróbce, nie brzmią jak gitary. I znów ta zagadkowa dla mnie cisza. A po niej jednostajne, "maszynowe" dźwięki. Mnie osobiście nasuwa się na myśl sceneria jakiejś hali fabrycznej. I tak pozostaje już do końca.

Mimo że kompozycyjnie i aranżacyjnie płyta na pierwszy rzut oka różni się od starszych dokonań formacji, to jednak duch muzyki Bethlehem wciąż jest obecny. "Schatten Aus Der Alexander Welt" to nie jest wesoła płyta. Wyraźnie wyczuwa się nastrój przygnębienia, a nawet obłąkania, od dawna obecny w muzyce Niemców. Polecam tę produkcję zarówno fanom twórczości z początkowego okresu, jak i osobom, które dotąd nie miały styczności z muzyką grupy, a są otwarte na nowości i ciekawe rozwiązania. Z albumem na pewno warto się zapoznać, ja uważam go za jeden z najciekawszych, jakie pojawiły się w ostatnim czasie. Na koniec dodam, że brawa należą się także wydawcy - digipackowa wersja jest naprawdę bardzo staranna i przemyślana.

Komentarze
Dodaj komentarz »