zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 28 marca 2024

recenzja: Budgie "Bandolier (reedycja)"

20.02.2017  autor: Meloman
okładka płyty
Nazwa zespołu: Budgie
Tytuł płyty: "Bandolier (reedycja)"
Utwory: Breaking All The House Rules; Slipaway; Who Do You Want For Your Love?; I Can't See My Feelings; I Ain't No Mountain; Napoleon Bona-Part One; Napoleon Bona-Part Two; Honey; Breaking All The House Rules (live 1980); Napoleon Bona-Part One and Two (live 1980); Who Do You Want For Your Love? (live 1975)
Wykonawcy: Burke Shelley - wokal, gitara basowa; Tony Bourge - gitara, wokal; Steve Williams - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Noteworthy Productions
Premiera: 2004
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Gdy miałem około 17 lat, pożyczyłem od kolegi szpulowy magnetofon Kasprzaka razem z taśmą. Ja jeszcze takiego nie miałem. Z tej właśnie taśmy usłyszałem po raz pierwszy nagrania bardzo dziwnego zespołu. Muzyka była szybka, hałaśliwa i melodyjna, a wokalista śpiewał jak kobieta, wysokim, nieomal piskliwym głosem, lecz podobało się niesamowicie. Najbardziej - króciutki utwór, który poznałem jako "Nieudany zabieg chirurgii mózgu". No i połknąłem bakcyla Budgie. Potem słuchałem innych numerów tej grupy. Tylko to wszystko było kilka razy przegrywane i miało przesterowany dźwięk. Kiedy już posiadałem swój pierwszy magnetofon ZK-145 (lampowy), nagrałem w 1975 roku z radia płytę "Bandolier". Wówczas najbardziej przypadły mi do gustu dwa nagrania. Otwierający całość "Breaking All The House Rules", tłumaczony jako "Łamiąc wszystkie domowe zasady", oraz ostatni kawałek, czyli "Napoleon Bona" w dwóch częściach.

Peter Boot nie okazał się takim perkusistą, jakiego szukała formacja Budgie, Shelley nie był zadowolony z techniki jego gry. Boot nie czuł się pełnoprawnym członkiem zespołu, tylko człowiekiem potrzebnym na pewien czas. Ostatni koncert z Bootem ekipa dała w listopadzie 1974 roku, czyli był w grupie prawie okrągły rok i uczestniczył w nagraniu poprzedniego albumu, "In For The Kill" (zobacz recenzję). Peter przez jakiś czas występował potem w grupie Lion. Na jego miejsce do Budgie dołączył Steve Williams, którego rok wcześniej nie udało się pozyskać, ale tym razem się powiodło. Jeśli chodzi o warsztat instrumentalny, Steve miał przy swojej perkusji Ludwiga jeden bęben basowy - w odróżnieniu od swoich dwóch poprzedników, którzy używali podwójnego zestawu.

Piąta płyta Budgie, "Bandolier", ukazała się we wrześniu 1975 roku. Tytuł nie nawiązywał do czegoś konkretnego. To miała być przenośnia. Jak twierdził lider Burke Shelley, mógł oznaczać ostrą amunicję lub kamień młyński u szyi. Oprócz tego "bandolier" to nazwa pasa z nabojami. Okładka nawiązuje do "Planety Małp", tyle że na koniach siedzą papuzi jeźdźcy. Jest to efekt zamierzony, gdyż Shelley powiedział jej autorowi (Patrick Woodroffe), że chciałby, aby miała związek właśnie z tym głośnym wtedy filmem.

Album nagrano, tak jak cztery poprzednie, w starym studiu "Rockfield" w Walii. Sesja trwała dwa tygodnie, realizatorem był już po raz czwarty Pat Moran, pomagali mu Ray Martinez i Richard Manwaring. "Bandolier" jest ostatnim krążkiem wydanym przez MCA, potem artyści przeszli do wytwórni A&M, bo wydawało się im, że będą w niej mieli lepsze warunki rozwoju, co się jednak nie sprawdziło.

Longplay jest bardzo krótki, bo trwa niespełna trzydzieści pięć minut i zawiera sześć utworów. Zasadniczo powinniśmy obowiązkowo zapamiętać dwa z nich, czyli otwierający stawkę dynamiczny i szybki "Breaking All The House Rules" z bogatą różnorodnością riffów oraz zaliczany do klasyków kapeli dwuczęściowy "Napoleon Bona", który kończy winylowe wydanie. Jest to jedna z najlepszych kompozycji w twórczości ekipy. Charakteryzuje się akustycznym wstępem i fantastyczną galopadą gitarową w drugiej części. Tony Bourge chciał napisać coś o Napoleonie i właśnie wspólnie z Shelley'em stworzyli to kapitalne dzieło, gdzie ciężkie partie gitary brzmią jak tętent szarżujących koni.

Zestaw zawiera jeszcze ładną akustyczną balladę "Slipaway" ze świetną solówką gitarową Tony'ego, a także dwa przeboje w stylu średnio ciężkiego rocka oparte na chwytliwych riffach. Pierwszy z nich to melodyjny i nieskomplikowany "I Can't See My Feelings". Kompozytorem drugiego, "I Ain't No Mountain", mającego podobną strukturę, jest Walijczyk, gitarzysta Andy Fairwather Low (współpracował z Claptonem, a później także z Rogerem Watersem). Ten utwór został wydany na singlu razem z piosenką "Honey" już w lutym. Najmniej porywającym numerem jest "Who Do You Want For Your Love?" (chociaż Bourge zagrał w nim na harmonijce). Zespół występował nawet z tą piosenką w telewizyjnym programie "Old Grey Whistle Test", który wyemitowano 28 czerwca 1975 roku.

W trasie promującej nowy materiał do trójki muzyków dołączył jeszcze jako gitarzysta rytmiczny Myf Isaac. Rozpoczęto ją już we wrześniu w Manchesterze, a pod koniec roku, w Sylwestra, muzycy zagrali nawet w londyńskiej "Olimpii" razem ze Status Quo. Brytyjskie występy rozdzieliło ośmiodniowe tournee po Skandynawii.

Trzeba podkreślić, iż formacja Budgie specjalizowała się w genialnych, raptownych przejściach rytmicznych, zwalniających lub przyspieszających tempo utworu. Jest ich sporo na poprzednich czterech wydawnictwach. Na "Bandolier" mamy też takie zagrania i do nich zaliczyć możemy środkowy fragment "Breaking All...", począwszy od drugiej minuty i czterdziestej ósmej sekundy.

Tym w sumie dobrym albumem, na którym trio zmieniło w pewnym stopniu styl grania i przy okazji pokazało doskonałe selektywne brzmienie, kończy się rozdział klasycznych, pierwszych pięciu płyt bandu. Potem było różnie, ale już nie tak dobrze.

Odnowiony kompakt tradycyjnie zawiera bonusy. Najpierw singlowa wersja "Honey", przypominająca akustyczny The Beatles. Potem koncertowe warianty "Breaking All The House Rules" i "Napoleon Bona" z 1980 roku, z Johnem Thomasem na gitarze, ale z płaskim bootlegowym dźwiękiem. Na zakończenie mamy "Who Do You Want For Your Love?" wykonany na żywo w TV BBC w 1975 roku.

Dodam jeszcze jedną osobistą uwagę. Słuchając tych nagrań, wtedy z dużego tranzystorowego radia Jowita, nie mogłem przypuszczać, że prawie czterdzieści dwa lata później będę o nich pisał na publicznym forum. I że ta muzyka przetrwa tyle czasu, a ja razem z nią.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Budgie "Bandolier (reedycja)"
Krzy siek (gość, IP: 193.19.165.*), 2017-06-30 19:58:46 | odpowiedz | zgłoś
Miałem ... 37 lat temu to było, tę płytę i od niej zaczęła się moja "miłość" do Budgie. W ówczesnej mej klasie zespół ten stawialiśmy na równi z Black Sabbath, Deep Purple, Led Zeppelin. III i V, to dla mnie najlepsze płyty, na drugim miejscu IV. W 1983 roku usłyszałem ich na żywo na toruńskim Tor-torze. To był czas posuchy w temacie koncerty zespołów z tzw. zachodu. Do dziś gdy wracam do Budgie nie zmieniłem zdania co do tych III płyt. Są co najmniej bardzo dobre i według mnie nie zestarzały, zestarzałem się ja.
re: Budgie "Bandolier (reedycja)"
jarema37 (wyślij pw), 2017-02-20 18:40:04 | odpowiedz | zgłoś
Ja ta płytę stawiam na równi z Never Turn... i -ewentualnie :P- In for..
Moze nie ten sam poziom artystyczny co one, ale dla mnie rock to przede wszystkim dobra zabawa, a przy Bandolier bawię sie swietnie
Ps. "Dobra zabawa" to dla mnie szeroki termin. Wlasnie leci No More Shall We Part Wiadomo Kogo i przy tym tez dobrze sie "bawię"...
re: Budgie "Bandolier (reedycja)"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2017-02-20 18:06:10 | odpowiedz | zgłoś
Świetny jest ten cykl Melomana o Budgie, dzięki któremu można sobie przypomnieć trochę dobrych nagrań.

Oceń płytę:

Aktualna ocena (53 głosy):

 
 
88%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

- Budgie

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Jak uczestniczysz w koncertach metalowych?