zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 15 października 2024

recenzja: Hate "Solarflesh - A Gospel Of Radiant Divinity"

10.09.2013  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Hate
Tytuł płyty: "Solarflesh - A Gospel Of Radiant Divinity"
Utwory: Watchful Eye Of Doom; Eternal Might; Alchemy Of Blood; Timeless Kingdom; Festival Of Slaves; Sadness Will Last Forever; Solarflesh; Endless Purity; Mesmerized
Wykonawcy: Adam "ATF Sinner" Buszko - gitara, wokal, sample; Destroyer - gitara; Hexen - instrumenty perkusyjne; Mortifer - gitara basowa; Filip "Heinrich" Hałucha - gitara basowa
Wydawcy: Napalm Records
Premiera: 30.01.2013
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

O tak, o qrvaaa takkkkk! Takkkk właśnie powinna brzmieć nowa płyta Behemoth - pomyślałem po pierwszych sekundach trwania "Solarflesh" - nowego dziecka spłodzonego przez muzyczne lędźwie Adama aka ATF Sinnera Buszko. Kto był Ewą? Przez szacunek dla kapeli dyplomatycznie mógłbym stwierdzić: "Eeee... Nie wiem?". Ale patrząc na prezentacje sceniczną, stronę w jaką zmierzała mutacja Hate itd. itp., jak dla mnie była to ekipa wiadomo która. Dobra, tyle z żartów.

"Hejty", choć obecnie muzykę robią naprawdę fajną i ciekawą, to gdzieś tam mam do Sinnera żal, że lata temu (na upartego nawet "Anaclasis...", już na całego "Morphosis" i "Erebos") skręcił z kursu takiego wyrywającego podkowy z kopyt "Awakening Of The Liar" i już więcej nie chciał być polskim Deicide. To były naprawdę zajebiste rozwałki w rytmie amerykańskiego deathu. Ale co zrobić, sam sobie niestety nie obciągnę, a wydziwiać mi wolno, bo zespołu słucham od "Lord Is Avenger".

Mimo tworzonych dźwięków i wieloletnich starań mam jednak wrażenie, że "Nienawiści" (podobnie z resztą, jak dajmy na to Lost Soul) od początku kariery nie idzie tak, jakby mogło. Fakt, zna się, lubi się, ma się firmową koszulkę, majtki i skarpety, widzi się ich też za granicą przed Mayhem, Rotting Christ itp., ale sami powiedzcie, czy grając death sto lat temu, czy ten cały modern black - death dzisiaj, zostali jakąś konkurencją - kiedyś dla Vejda czy obecnie Bihimaf? Mimo starań poszczególnych wydawców od Massive po Metal Mind i Skała Productions (lub odwrotnie), zawsze gdzieś tam byli w rodzimej lidze, ale raczej obok tronu. Wprawdzie swoiste przewartościowanie formuły dało Hate kolejne lata życia, ale jednocześnie stracili status kultowej grupy deathmetalowej. W dodatku coś za coś, bo pojawiły się dla niektórych oczywiste skojarzenia z pewnym zespołem z Gdańska i dupa zbita. Choć "Erebos" był dobrą płytą, to proszę bardzo, wymieniajcie tytuły z pamięci. No właśnie. Nie jest to jednak z mojej strony żadne gnojenie, skoro z takiego "Evangelion", wiadomo kogo, do dziś pamiętam tylko "Daimonos", miejscami podebrany z "Freezing Moon" - "Lucifer" i cover "Hidden Law" Lost Soul na nowo nazwany "Ov Fire And Void". Umówmy się więc, że Sinner po prostu robi swoje - nieważne czy oryginalnie, czy nie, to żaden wstyd, dziś już chyba nawet kanon wśród tzw. największych. Być może medialnie nie trafił po prostu w swój czas. "Solarflesh" zaś to materiał, na którym oczywiście nie ma klasycznego death metalu (to do fanów sprzed Anaclasis)... Jest za to po prostu ekstremalna muzyka w ogóle, mieszająca rogami i czarcią pytą tę zatrutą polewkę, a przy okazji... naprawdę ma "swoje chwile" (pozostali wierni Sinnera).

Uwagę zwraca przede wszystkim brzmienie tej płyty (standardowo "maltowo" - "hertzowe", co wielu wkurwi już na samym początku, bo ileż można). Obserwowałem raport ze studia, analizowałem wypowiedzi muzyków i w tej kwestii raczej wątpliwości nie miałem. Przestrzenna, a przy tym pełna mocy produkcja sprzyja kontemplowaniu "Solara" już od pierwszych sekund kroczącego, wspartego kobiecym jękiem intro "Watchfull Eye Ov Domm" (takich "v" jest tutaj w tytułach więcej, jakby ktoś złośliwy pytał). To królewski wstęp do prawdziwego hitu, jakim jest pompatycznie rozkręcający się pochód "Eternal Might". Przestój po wstępie w tym kawałku i rozpierdziucha rozpoczęta furiackim rykiem ATF-a - "black fucking disdain!!!" - w sekundę rzucają na posadzkę. Sporo przemyślanej melodii, zróżnicowane riffowanie, power bomb - blasts, innymi słowy miodzio. Do tego partie solowe gitary z prawdziwego zdarzenia, a nie ciągłe zarzynanie wajchy i termola, jak to sławniejsi po fachu czynią, i mamy komplet. No i znamienna deklaracja: "Hate is the call from beyond the air that we breathe". Gdyby całe to wydawnictwo zapierdalało melodiami w tak zawrotnym tempie, to w zasadzie chyba nikt nie zwracałby uwagi na wspomnianą powyżej, problematyczną kwestię jego nachalnej nieoryginalności. Tak jednak nie jest. Przecież mosh - fun niczym sarepska pozwala zeżreć nawet najczęściej odgrzewaną parówę, szczególnie, gdy człowiek jest głodny takich wrażeń. Z wyjątkiem zbudowanych podobnie: drugiego w kolejce (lub trzeciego, jak kto woli) "Alchemy Ov Blood" i "Timeless Kingdom" czy tytułowego "Solarflesh", ATF pcha swoją załogę w rejony ciężkich, paramistycznych klimatów, produkowanych całe szczęście głownie za pomocą gitar i kilku smaczków, takich jak klawik, intra itp. czy zawodzące miejscami dziewczę (Andronika Skoula - niezła laska, przy tym głos babci sunącej żyletką po nadgarstku). Bicie po ryju niby wszędzie gdzieś się przewija w mniejszych lub większych dawkach, ale nie jest celem samym w sobie. Kiedyś myślałem, że te całe klimaty mają urozmaicać monotonną rzeźnię, tutaj jest na odwrót. Kołowrotek wbija na wyższe obroty, kiedy słuchacz zaczyna się topić w egzotyczno - koszmarowych zasłonach z piekła rodem. Nie jest to bynajmniej wadą "Solarflesh". W połączeniu z heavymetalowymi solami ("Sadness Will Last Forever") wypada wręcz bosko. Ja jednak wybieram mniej wyjściowe patenty, jak grzmocący patosem finał płyty w postaci "Mesmerized". Prędkość spada gdzieś do 20 km/h, wiosła niczym z ołowiu, głęboki growl i wspomniana babinka. Niby nic, a micha mimo wszystko się chacha.

Letnia (nie chodzi o porę roku) ta recenzja nie? Ale takie właśnie mam odczucia po 4 milionach odsłuchów nowej propozycji Hate. Żeby to doprecyzować, posłużę się literaturą rozrywkową w bardzo enigmatycznym ujęciu. Pewien ktoś, kiedyś tam, w pewnej bardzo śmiesznej, acz "życiowej" książce opisując swoje pokolenie, nabazgrał mniej więcej tak: "w PRL-u już nas nie było, w demokracji już nas nie będzie". Podobnie mam z "Nienawiścią" w kategoriach muzycznych. Mimo zajebistego warsztatu i umiejętności produkowania brutalnych dźwięków, pociąg z rodzimym, deathmetalowym panteonem dawno już kończył sławetny kurs w połowie lat 90-tych, a na ten z tzw. nową wizją black metalu a'la Behemoth się spóźnili i na zawsze przylgnęła do nich łatka powielaczy. Choć obiektywnie są zajebistymi muzykami, to PR-owsko mają przejebane, tkwią w zawieszeniu. Jeżeli ktoś im nadto zarzuci, że te ich pierwsze deathowe płyty były mało urozmaicone, a kawałek nr 1 z pierwszej mógł być jednocześnie 12. z trzeciej, to podobnie teraz "Solarflesh" - choć to już inne granie, poleci do jednego wora z dwiema poprzedniczkami. Choć darzę Sinnera ogromnym szacunkiem, obawiam się, że gdy Darski zjedzie z sylwestrowych balów z "The Satanist" pod pachą, nikt o "Solarflesh" nie będzie pamiętał. Oczywiście nikt nie musi się kierować tego typu bzdurami i po prostu oddać się przyjemności słuchania tej muzyki. Myślę, że ludziom w wieku 18 - 22, wyschniętym z tęsknoty za kolejnym materiałem sławnych Pomorzan, zrobi bardzo dobrze, starszym chyba już niekoniecznie. Tak więc warsztatowo szóstka z plusem, znaczy się dycha z plusem, a że nie w jednym piecu z czartem paliłem i starym chujem (czyt. wielbiącym oryginalnie nieoryginalne dethowanie Hate z lat 90) jestem, to oceniam jak oceniam, i tak dodając plusa za masę pracy włożonej w nieskazitelne, by nie rzec - po niemiecku wręcz dopracowane numery.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Hate "Solarflesh - A Gospel Of Radiant Divinity"
apanenis (gość, IP: 31.0.123.*), 2016-07-26 20:22:34 | odpowiedz | zgłoś
Ja z kolei uważam 3 ostatnie płyty Hate za znacznie lepsze w stosunku do pozostałych... może dlatego że od nich zaczęła się moja znajomość zespołu
re: Hate "Solarflesh - A Gospel Of Radiant Divinity"
FanAtyk (gość, IP: 178.235.110.*), 2013-11-12 22:26:53 | odpowiedz | zgłoś
Po "Awakening of the Liar" jedyną płytą Hate jaką trawię jest "Anaclasis". Potem z płyty na płytę jest coraz wolniej, mniej ciekawie, już bez solidnego pierdol**ęcia. Wieje nudą, od trzech płyt praktycznie to samo.
re: Hate "Solarflesh - A Gospel Of Radiant Divinity"
Mac2mac (gość, IP: 83.7.5.*), 2013-09-17 13:58:51 | odpowiedz | zgłoś
Czytając biografię HATE w deezerze można się bardzo ciekawych faktów dowiedzieć :)
re: Hate "Solarflesh - A Gospel Of Radiant Divinity"
smash (wyślij pw), 2013-09-15 14:37:52 | odpowiedz | zgłoś
Bardzo dobra płyta. Ciekawe jak wypada w wersji live?
re: Hate "Solarflesh - A Gospel Of Radiant Divinity"
The Dreamlord
The Dreamlord (wyślij pw), 2013-09-13 16:35:49 | odpowiedz | zgłoś
Tytuły na Erebos z pamięci? Hexagony i Luminous Horizon. Tylko dwa, ale utkwiły się dość dobrze.
re: Hate "Solarflesh - A Gospel Of Radiant Divinity"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2013-09-15 13:19:35 | odpowiedz | zgłoś
spoko, wytrwałość to podobno zaleta - nawet w słuchaniu muzyki.
re: Hate "Solarflesh - A Gospel Of Radiant Divinity"
azucarnegra (wyślij pw), 2013-09-11 15:41:17 | odpowiedz | zgłoś
Niestety nie udało mi się wysłuchać Erebosa ze względu na uczulenie na plastikowe brzmienie rodem z Hertz Studio. Ale pod względem koncertowym Hate to europejska czołówka. Profesjonalizm w każdym calu!
re: Hate "Solarflesh - A Gospel Of Radiant Divinity"
DragonM (gość, IP: 95.48.180.*), 2013-09-11 15:02:35 | odpowiedz | zgłoś
Muzycznie świetna płyta! Niestety brzmienie płaskie bez basu i mięcha, jak większość z Hertza. Szkoda.
re: Hate "Solarflesh - A Gospel Of Radiant Divinity"
wac
wac (wyślij pw), 2013-09-14 11:53:58 | odpowiedz | zgłoś
ain't nothing like the oldschool
re: Hate "Solarflesh - A Gospel Of Radiant Divinity"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2013-09-14 12:35:10 | odpowiedz | zgłoś
Chyba oldchooy.
« Nowsze
1