zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 18 kwietnia 2024

recenzja: Periphery "Periphery II: This Time It's Personal"

9.07.2012  autor: Grzegorz Pindor
okładka płyty
Nazwa zespołu: Periphery
Tytuł płyty: "Periphery II: This Time It's Personal"
Utwory: Muramasa; Have A Blast; Facepalm Mute; Ji; Scarlet; Luck As A Constant; Ragnarok; The Gods Must Be Crazy!; Make Total Destroy; Erised; Epoch; Froggin' Bullfish; Mile Zero; Masamune
Wykonawcy: Spencer Sotelo - wokal; Misha "Bulb" Mansoor - gitara; Mark Holcomb - gitara; Matt Halpern - instrumenty perkusyjne; Jake Bowen - gitara, syntezatory; Adam "Nolly" Getgood - gitara basowa
Wydawcy: Sumerian Records, Century Media Records
Premiera: 2.07.2012
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Z radością obwieszczam, że dwójka Periphery bije debiut na głowę. Ba, nawet większość rzeczy, które Misha Mansoor robił jako Bulb!, no i w Haunted Shores - również. Sumerian Records doskonale wie, w co inwestować swoje pieniądze, a raczej w kogo, bo mózgiem tego zespołu jest Misha, który pisze praktycznie całą muzykę, co stawia go niejako na piedestale progresywnego metalu. Oczywiście wespół z Mikaelem Keenem z The Faceless.

"This Time It's Personal" to nie lada uczta dla fanów całego nowoczesnego grania z okazyjnymi wycieczkami w stronę muzyki elektronicznej. Pewnie oburzycie się i spytacie, czy Periphery bawi się w dubstep? A i owszem, ale ze smakiem i wyczuciem, bo końcówka "Facepalm Mute" na dobrym soundsystemie wgniata w fotel. Poza elektroniką, która jest tutaj dodatkiem, novum - są baaardzo dobre wokale Spencera. Od początku wierzyłem w słuszność jego obecności w szeregach Periphery i się nie zawiodłem. Frontman Periphery wreszcie potrafi zarówno potężnie wydrzeć ryja (najlepiej tego dowodzi bonusowy cover Slipknot), jak i - nie bójmy się tego powiedzieć - ładnie zaśpiewać. Nie inaczej sprawa ma się odnośnie tego, co dzieje się w materii rytmiki, bo i wreszcie gary są żywe (mając takiego perkusistę, jak Matt Halpern, wstyd programować bębny), a i nowy nabytek zespołu w postaci pełnoetatowego basisty ma swoje do powiedzenia.

Zachwytom właściwie nie ma końca, bo nie dość, że muzyka zmieniła swój charakter na bardziej koncertowy, dzięki typowo metalcore'owo - nu-metalowym fragmentom czy dodaniu blastów oraz breakdownów, to i produkcyjnie "Periphery II" bije debiut na głowę. Obok nadchodzącego albumu The Faceless, nowego longa Veil Of Maya czy Gojiry, jeden z pretendentów do miana albumu roku. Djent, czy jak kto woli metal progresywny, dla Periphery stał się punktem wyjścia do poszukiwań i tworzenia coraz to ciekawszych dźwięków. Gdyby nie czas trwania "Periphery II", pewnie wystawiłbym najwyższą notę. To dzieje się stosunkowo rzadko, ale skoro nie otrzymał jej debiut, to i dwójka mimo wszystko nie dostanie. Skrócić o raptem trzy utwory ("Ji", "Epoch", "Mile Zero") i mamy album idealny. No, przynajmniej w tym gatunku muzyki.

Co do zaproszonych gości, John Petrucci przestał na mnie robić wrażenie jakiś czas temu, ale bliżej mi nieznany (z racji na braku zainteresowania wirtuozami gitary) Guthrie Govan położył takie partie, że czapki z głów. Sam Misha ma swój unikalny styl, ale akurat ten jeden fragment robi tak piorunujące wrażenie, że nie sposób nie zainteresować się dokonaniami Anglika. Zestaw gości uzupełnia nowy nabytek - ponownie - The Faceless, czyli Wes Hauch. W jego wypadku wolę popisy do potężnej i skomplikowanej bezustannej młócki niż polirytmii, ale i tak jest to poziom nieosiągalny dla wielu innych muzyków.

Komentarze
Dodaj komentarz »
7
trociniak (wyślij pw), 2012-10-25 16:27:03 | odpowiedz | zgłoś
Z wokalami Spencera jest niestety tak, że na pierwszej płycie były tragiczne, dowodem na to są nowe wokale nagrane na singlach do EPki. Druga płyta chciała pokazać, że ten zespół to nie tylko instrumenty. Bardzo krzywdzące były oddzielania Spencera od Periphery i dlatego nie wydali teraz instrumentala. Spencer ma barwę chłopięcą, czasami zajeżdża klimatami "emocjonalnego metalu", ale spisał się wyśmienicie na tej płycie. Jednak płyta nie zasługuje na 9 według mnie, ponieważ ma kilka gorszych momentów. Warto trochę sięgnąć po wiedzę dotyczącą zbioru utworów, bo oprócz kawałków starego Mishy są też takie niewypały, jak odgrzewany "Scarlet" nagrany wcześniej na potrzeby projektu Haunted Shores. Płytka na siódemkę, ogromny minus za elektroniczne przechadzajki między utworami i nudny "Epoch". Elektronika w utworach granych zespołowo jest jak najbardziej na plus.
ambitna muza !
kriswawa (gość, IP: 178.36.197.*), 2012-09-10 12:55:45 | odpowiedz | zgłoś
Periphery to przykład ambitnego, ostrego i nowoczesnego grania. Muzycy tej kapeli to naprawdę świetni instrumentaliści (co nie oznacza, że odrazu stworzą świetną muzykę - przykład kilka płyt dream theater), utwory są bardzo świetnie skomponowane i zaaranżowane. Muzyke określibym jako Pink Floyd zmieszane z Meshuggah i Animals As Leaders. Muzyka jest naprawde świetna, solówki gitarowe i techniczne riffy to potęga !

Ok zespół ma jeden minus... wokalista, który ma tendencje to śpiewania poprockowego i gejoską barwę jak śpiewa bez krzyku... na cóż... ale idzie sie przyzwyczaic :) a warto bo muzyka niesamowita !
Recenzent zaliczył faila na starcie
żukużukużuku (gość, IP: 91.223.250.*), 2012-09-09 19:30:45 | odpowiedz | zgłoś
Pan Autor sam się wkopał, mówiąc że płyta jest lepsza nawet od tego co Misha robił pod szyldem Bulb. Dlaczego? Dlatego, że 3/4 płyty to kawałki stworzone na przestrzeni lat jako Bulb!
hahahaha :)

Płyta super, szkoda tylko, że nie wydadzą instrumentala. Wokalista jednak przeszkadza :(
3 utwory
Peripherowiec (gość, IP: 178.37.98.*), 2012-08-27 10:55:14 | odpowiedz | zgłoś
/ Skrócić o raptem trzy utwory ("Ji", "Epoch", "Mile Zero") i mamy album idealny. /

Oj, nie zgodzę się w kwestii pierwszego wymienionego utworu. Ma świetny refren i zestaw przyjemnych gitarowych łamańców.
PII - album
oer_92 (gość, IP: 83.25.69.*), 2012-07-11 19:36:40 | odpowiedz | zgłoś
Recenzja fajna, dobrze się czyta, ale nie mogę zgodzić się z jednym stwierdzeniem. Chodzi mi o to, że dwójka bija debiut na głowe. Jest to z pewnościa na wyrost i co ważne - nieprawda. Deibut zawiera w sobie tyle mocy, świetnego brzmienia, zacnego wokalu i co najważniejsza niesamowitych połamańców. Dwójka jest bardziej przystępna dla ludzi słuchająych alternatywnej muzyki, bo jest dużo zagrywek wpadających w ucho (np. genialny singiel). Jako całość nie tworzy takiego monolitu jak debiut moim zdaniem, który jest jednym z najlepszych albumów jakie powstał od dobrych pięciu lat. Dwójka podoba mi się bardzo, ale nie tak jak poprzedniczka, to nie ten styl grania. Fajnie, ze chłopaki poszli w coś innego i to z takim efektem. Czekam z niecierpliwością na Juggernaut'a!