zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 26 kwietnia 2024

recenzja: Siddharta "Petrolea"

27.05.2012  autor: Mariusz Fabin
okładka płyty
Nazwa zespołu: Siddharta
Tytuł płyty: "Petrolea"
Utwory: Ohm; Domine; Il A Modras; Mr.Q; Neznano; Homo; Carnula; Plastika; Tria; Disco Deluxe; Brezokoff; Gnan; Male Roke
Wykonawcy: Tomi Meglic - wokal, gitara; Tomaz Okroglic-Rous - instrumenty klawiszowe; Primoz Benko - gitara; Jani Hace - gitara basowa; Cene Resnik - saksofon, flet; Bostjan Meglic - instrumenty perkusyjne
Premiera: 2006
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Czym jest Siddharta? A raczej - kim był Siddharta? To przede wszystkim propagator religii i filozofii buddyjskiej. "Siddharta" to także tytuł powieści niemieckiego noblisty, Hermanna Hesse, która została napisana po jego wyprawie do Indii w 1911 roku. I od tego właśnie tytułu pochodzi nazwa powstałej w 1995 roku słoweńskiej grupy czterech przyjaciół. Siddharta bardzo szybko zaczęła być znana zarówno w rodzinnej Ljubljanie, jak i na terenie całego kraju, wydając dwa ciekawe i kształtujące styl albumy ("ID" oraz "Nord"). W roku 2003 zespół skutecznie wszedł na europejskie salony muzyki rockowej dzięki bardzo dobrej - trzecią w dyskografii - płycie "Rh-" oraz efektownemu teledyskowi do utworu "My Dice", zrealizowanemu na potrzeby angielskiej wersji albumu i jej promocji w zachodniej Europie. Po trzech latach od znaczącego zwrotu w karierze pojawiła się kolejna płyta, pt. "Petrolea". Czy zespół potrafił udźwignąć europejski sukces, czy pozostał nadal tą samą Siddhartą? Przekonajmy się.

Krążek otwiera buczenie wzmacniacza i pierwsze riffy utworu "Ohm". I pierwsze zaskoczenie - wokalista Tomi Meglic (obdarzony świetnym, bardzo charakterystycznym głosem) pozostał przy śpiewaniu w języku słoweńskim. Krótkie przywitanie się zespołu ze słuchaczem i potężne bębny, które nie opuszczą nas do końca "Petrolei". Świetny, chwytliwy refren i rewelacyjna gra sekcji rytmicznej. W połowie utworu kolejne zaskoczenie (będzie ich jeszcze kilka). Zmiana rytmu - nagle na chwilę znajdujemy się w jakiejś fabryce, mam tutaj skojarzenia z grupami Republika oraz Madness. Po mechanicznym, ale doskonałym fragmencie wracamy do refrenu. Jeszcze zabawa gitarzystów - skądinąd rewelacyjnych muzyków - na częściach instrumentu, na których rzadko się gra. Coraz szybsze tempo perkusji oznajmia nam, że pora kończyć kawałek, bo przed nami jeszcze jedenaście utworów. "Domine" rozpoczyna nowoczesny efekt na klawiszach, tylko po to, by z jeszcze większą mocą mogły go zagrać gitary. Głos Tomiego świetnie współgra z gitarą basową. Lekki, zwiewny refren z chórkami w tle przeradza się w fajną zagrywkę na gitarze basowej oraz elektrycznej. W tym kawałku to znów perkusja daje znak, że czas kończyć. Robi to jednak grając coraz ciszej i spokojniej, a klawiszowe tło płynnie wprowadza "Il a modras", w którym mamy wręcz rammsteinowe riffy. Ciężko, motorycznie, miażdżąco niczym czołg. Nawet refren nie jest o wiele lżejszy. W tle słuchać do tego gitarowe sprzężenia, co sprawia wrażenie, że wzmacniacze w studiu były maksymalnie wykorzystane.

Następny w kolejce jest jeden z najlepszych utworów na płycie - "Mr Q". Dlaczego jeden z najlepszych? Ano dlatego, że środkiem do nakręcania tempa nie jest tu metronom, a rytmiczny odgłos pędzącego po torach pociągu. Tętent kół wciąż słychać w tle, nawet podczas gitarowego riffu, zwrotki czy refrenu. Nie jest on co prawda wymyślny, ale bardzo łatwy do zaśpiewania. W tym szybkim pociągu mamy jeszcze ciężko zagraną linie melodyczną zwrotki na gitarze prowadzącej. Niespełna cztery minuty jazdy - krótko, treściwie i na temat. Czas zwolnić - oto więc spokojniejszy fragment. "Neznano" ukazuje nam Tomiego, który efektownie krąży gdzieś w przestworzach i kosmosie. Refren z kolei nakazuje zapalić zapalniczki lub włączyć wyświetlacze telefonów podczas koncertów. Na wielką pochwałę ponownie zasługuje wokalista, który nie oszczędza głosu, oraz anielskie chórki pod koniec utworu.

Po balladzie znów czas na podkręcenie tempa. "Homo carnula" to drugi z najlepszych fragmentów płyty. Zaczyna się spokojnie - delikatne pianino i Tomi. Da się wyczuć, że będzie się działo więcej, wciąż powtarza się ten sam motyw na pianinie. W końcu, gdy słuchacz najmniej się tego spodziewa, Siddharta atakuje go gitarami. Choć to wcale nie zarzut, riff mocno przypomina najlepsze fragmenty twórczości Iron Maiden. Do tego ta wściekłość perkusji i to tempo. Gorąco się robi. Niestety minusem tego utworu jest to, że szybko i nagle się kończy... A chciałoby się jeszcze... Następnie grupa serwuje nam kawałek "Plastika". Kompozycja skoczna, jednak takie wrażenie można odnieść tylko przez chwilę, ponieważ w refrenie jest bardzo grzecznie i melodyjnie, z ładną gitarową zagrywką. W tym utworze, oprócz częstych zmian tempa, warto zwrócić uwagę na rewelacyjną zmianę natężenia głosu Tomiego. Kolejna kompozycja ("Tria") to druga ballada na płycie - głównie klawisze, świetny bas, bardzo połamane partie perkusji i gitary akustycznej oraz mistrzowskie zagranie pauzą w połowie. Tuż po nim - "Disco deluxe", który rozpoczyna dosyć prosta zagrywka na klawiszach, ale potem już jest tylko lepiej. Bardzo dobry, mocny, melodyjny śpiew wokalu i fajny riff gitar. I znów cała moc skumulowana jest w refrenie. Jeszcze solówka na gitarze basowej i potężny głos Tomiego.

Kolejnym zaskoczeniem jest "Brezokoff", który brzmi tak, jakby Siddharta wzięła na warsztat słoweńską melodię ludową. Jest skocznie, z przytupem, po bałkańsku. Tomi frazuje podobnie, jak w kawałku "Rooskie" z poprzedniej płyty, ujawniając osobliwą melodyjność swego języka. Brzmi to więc tak, jakby przed nagraniem tego kawałka wypił dużo zganje (mocny trunek słoweński - odpowiednik rakiji). Warto znów pochwalić perkusję, która wraz z wokalem pokazuje, jakiego kopa może dać bałkański trunek... Sam miód. Przedostatni jest "Gnan". Zaczyna się rewelacyjnym basem (kojarzy mi się z najlepszym okresem Closterkellera), do tego mamy fajne efekty na klawiszach. Natomiast we wstępie do refrenu Tomi śpiewa niczym Serj Tankian - w dobrym tego znaczeniu. Ciężko, mocno i bardzo nisko. Utwór dobrze nadający się do szybkiej jazdy na rowerze. Jedynym minusem jest nagła i niespodziewana zmiana stylu - z metalu na salsę (skąd te karnawałowe trąbki?), ale na szczęście tylko na chwilę. Potem wracamy do rewelacyjnej kompozycji, którą ten kawałek był na początku. Ostatnim numerem jest "Male roke" - melodyjne, spokojne i refleksyjne zakończenie krążka. Plama instrumentów klawiszowych. I cisza.

I tak kończy się "Petrolea". Płyta, która na szczęście nie została wydana za Zachodzie z tekstami po angielsku. Czemu na szczęście? Ponieważ pokazuje, że zespół - pomimo nagłego nim zainteresowania (między innymi MTV) - wolał wrócić do domu i zostać wierny słoweńskim fanom. Widać to również na wydanym niedawno DVD z zapisem koncertu na stadionie "Stozice". Na marginesie warto wspomnieć, że grupa jest popularna także i w Polsce, o czym może świadczyć kilka koncertów zagranych w przeszłości w naszym kraju, a także... polska wersja oficjalnej strony internetowej. Bardzo to miłe.

Komentarze
Dodaj komentarz »
Siddharta w Polsce
JuanPablo (gość, IP: 109.151.117.*), 2012-06-21 13:02:10 | odpowiedz | zgłoś
Kilka dni temu zespół ogłosił, że w październiku 2012 ponownie pojawi się w Polsce. Wiem z doświadczenia, że naprawdę warto się wybrać.
re: Siddharta w Polsce
mariusz fabin (gość, IP: 178.183.230.*), 2012-06-21 13:28:08 | odpowiedz | zgłoś
Ja bardzo chetnie, choć dziesiejsza Siddharta trochę się pogubiła i jest już tak dobra jak RH- czy Petrolea, pożyjemy zobaczymy
Siddharta
pik (gość, IP: 79.163.54.*), 2012-05-28 16:25:01 | odpowiedz | zgłoś
bardzo dobry słoweński rock :) fajnie że śpiewają po swojemu, dodaje to tylko uroku- podobie jak np. piosenki w jezyku czeskim ;p
bardzo piękny kraj także, kiedyś sie było na Małyszu;) hey planiiiiica;)