zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

recenzja: Usurper "Cryptobeast"

14.02.2005  autor: m00n
okładka płyty
Nazwa zespołu: Usurper
Tytuł płyty: "Cryptobeast"
Utwory: Bones of My Enemies; Supernatural Killing Spree; Kill for Metal; Conquest of the Grotesque; Ectoplasm; Return of the Werewolf; Reptilian; Cryptobeast; Wrath of God; Warriors of Iron and Rust (remake)
Wykonawcy: Jon "Necromancer" - gitara basowa; Carcass Chris - gitara; Dan "Tyrantor" - wokal; Joe "Apocalyptic Warlord" - instrumenty perkusyjne; Rick "Scythe" - gitara
Wydawcy: Earache Records
Premiera: 2005
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Pomny krakowskiego występu Usurper u boku Cradle Of Filth przed pięciu laty, do nowego albumu Amerykanów, wtedy (choć nieco w innym niż obecny składzie) odzianych w kolce i tym podobne żelastwo, podchodziłem nieco sceptycznie. Jednak "Cryptobeast" stworzony przez zespół, którego początki sięgają aż roku 1992, szybko zatarł tamte mało pozytywne wrażenia, a moje nastawienie do tej formacji zmieniło się o 180 stopni.

Piąte wydawnictwo chicagowskiego Usurper ma w sobie niesamowitą i nieokiełznaną siłę. Amerykanie doskonale zdają sobie sprawę, czym powinna charakteryzować się porządna metalowa płyta i umiejętnie wykorzystują ową wiedzę na następcy "Twilight Dominion" (2003). "Cryptobeast" solidnie chłoszcze oldschoolowym black-thrashem z "przebojowymi" refrenami-hymnami ("Kill for Metal" i "Return Of the Werewolf" to absolutne hity) i "siłowymi" wokalami, czasami przypominającymi hardcore'owych krzykaczy. To mistrzowsko motoryczny, na wskroś klasyczny metalowy album, oprawiony typowymi elementami jak szybkie tempa, dynamiczne, agresywne riffy i miażdżące zwolnienia, który bez zbędnych ozdobników chamsko kopie w ryj. Na tej płycie nie ma miejsca na pitolenie, nastrojowe fragmenty (nie licząc "Ectoplasm"), rycerskie patatajki czy gotycką ckliwość - odarty z sentymentów Usurper w każdym riffie jest wściekły, szorstki i bezpośredni aż do bólu. Tak bezpośredni, że przy refrenie "Kill for Metal" jestem przekonany, że ta kapela faktycznie jest w stanie to zrobić...

Nowy album Amerykanów to blisko czterdzieści minut obłędnie heteroseksualnego metalu, osadzonego korzeniami w latach osiemdziesiątych. "Cryptobeast" jest jak spłodzony po suto zakrapianej popijawie nieślubny bękart Venom, Slayer i Motorhead, który kocha piekielną demolkę. Z tą płytą powinien zapoznać każdy szanujący się metalowy maniak z jajami, ale reszta niech się trzyma od niego z daleka. Kill for Metal!

Komentarze
Dodaj komentarz »