zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 20 kwietnia 2024

recenzja: Biffy Clyro "Opposites"

26.03.2013  autor: Szamrynquie
okładka płyty
Nazwa zespołu: Biffy Clyro
Tytuł płyty: "Opposites"
Utwory: Different People; Black Chandelier; Sounds Like Balloons; Opposite; The Joke's On Us; Biblical; A Girl and His Cat; The Fog; Little Hospitals; The Thaw; Stingin' Belle; Modern Magic Formula; Spanish Radio; Victory Over the Sun; Pocket; Trumpet or Tap; Skylight; Accident Without Emergency; Woo Woo; Picture a Knife Fight
Wykonawcy: Simon Neil - wokal, gitara; James Johnston - wokal, gitara basowa; Ben Johnston - instrumenty perkusyjne, wokal
Wydawcy: 14th Floor
Premiera: 28.01.2013
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Już nie raz natknąłem się na pogląd, że Biffy Clyro to obecnie jeden z najważniejszych brytyjskich zespołów rockowych. Im bardziej upowszechnia się takie zdanie, tym większe są oczekiwania wobec tego tria. Decyzję, aby nagrać dwupłytowy album z premierowym materiałem, podejmuje nie "nadzieja" sceny, ale zespół o ugruntowanej pozycji. Tylko czy w przypadku Biffy Clyro jest to trafna decyzja?

Taki skok na głęboką wodę w wykonaniu Biffy Clyro mógł się udać. Wielu fanów rocka lubi, gdy ktoś idzie pod prąd, często wbrew zdrowemu rozsądkowi. W czasach, gdy nikt nie ma (nie chce mieć?) czasu na słuchanie płyt, a dla większości potencjalnych odbiorców takiej muzyki bardziej inspirujące są kolejne obrazki z serii demotywatory, zespół rockowy może wzbudzić szacunek swoją przekorną postawą. Druga sprawa to możliwości, jakie Biffy Clyro ma na bazie swoich wcześniejszych dokonań. Ta kapela składa się z ludzi wychowanych na grunge'u, ale niepozbawionych ambicji, aby nieco zamieszać w swoich piosenkach łychą z wygrawerowanym logo Rush. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że Biffy Clyro miało po prostu finansowe możliwości, aby zarejestrować dwupłytowy album o bogatym brzmieniu (mnóstwo gości i rozbudowane instrumentarium), ponieważ mieli wsparcie Warner Music Group Company, a dwa poprzednie albumy sprzedawały się bardzo dobrze. Z tych możliwości skwapliwie skorzystali. Nagrywać pojechali do studia "The Village Recorder" w Kalifornii. Choć głównym producentem albumu był Garth "GGGarth" Richardson, to zaangażowano również m.in. Clinta Mansella (autor muzyki np. do filmów "Requiem for a Dream" czy "The Fountain" - jednego z ulubionych obrazów wokalisty Simona Neila) czy Davida Campbella, który pomagał w przeszłości takim wykonawcom, jak Metallica czy Kiss. Oprócz tego na "Opposites" gościnnie występują: wspierający grupę na koncertach Michael Vennart, sympatyczni Meksykanie, grający na co dzień w kapeli mariachi, stepująca Alyssa Suede i wielu innych.

Mając te wszystkie możliwości Biffy Clyro nie nurkuje w jakiś szalony koncept album, nie nagrywa muzyki do nieistniejącego filmu, nie tworzy rock opery, nie porywa się na co najmniej kilkunastominutowe rockowe suity, lecz zapełnia dwa krążki mniej lub bardziej przebojowymi piosenkami. Najzwyczajniej w świecie. Jakąś namiastką tego, co by było, gdyby zanurkowali, jest utwór "The Fog". Nietypowy, jak na ten zespół, jest numer "Skylight", bliższy twórczości J.M. Jarre'a niż tego, co najczęściej wykonuje Biffy Clyro. Pozostałe piosenki nie zaskakują już tak bardzo. Przy większości z nich zanotowałem sobie jakiś fragment, który da się opisać jako "typowy Biffy stadionowy".

Trzeba jednak przyznać, że choć album jako całość nie powala, to zawiera świetne melodie wokalu, zostające ze słuchaczem na dłużej. Jest też całe mnóstwo gitarowych motywów urzekających swą prostotą i chwytliwością (szczególnie wyróżnię pod tym względem "Woo Woo"). Rytmicznie piosenki Biffy Clyro są dopracowane do perfekcji. Nawet jeśli Szkoci grają jakieś nietypowe podziały, to wszystko hula jak trzeba, a i poskakać człowiek ma ochotę. Z całego zbioru "Opposites" najlepsze są numery, które są zarazem naszpikowane pomysłami oraz grzeszą przebojowością: niesamowicie nośne "Different People" i "Sounds Like Balloons", pełen energii "Modern Magic Formula", najbliższy grunge'u "Little Hospitals", porywający "Stingin' Belle", poprawiacz nastroju pod tytułem "Spanish Radio", posuwisty "Trumpet Or Tap", majestatyczno - luzacki "Accident Without Emergency" oraz zbudowany na ciekawym kontraście "The Thaw".

Same dobre rzeczy można napisać o tym, jak ten album został wydany. Okładka powstała w "StormStudios" - pracowni Storma Thorgersona, który tworzył już dla Biffy Clyro, a także dla m.in. Pink Floyd, Megadeth czy Anthrax. Frontowy obrazek przykuwa uwagę i nie da się zapomnieć. Dodatkowy krążek dvd zawiera film o powstawaniu "Opposites". Rzecz została wykonana na najwyższym poziomie.

"Opposites" stawiają mnie na rozdrożu. Z jednej strony jestem nieco zawiedziony, że zespół nie zaryzykował i nie spróbował stworzyć jakiegoś szalonego dzieła na pograniczu rocka i muzyki filmowej albo przynajmniej - w nawiązaniu do tytułu albumu - wyraźniej zarysować koncept, np. wypełniając jeden krążek utworami przesiąkniętymi elektroniką, jak w "Skylight", a drugi typowo rockowym czadem. Z drugiej strony jednak świetnych piosenek tu nie brakuje i słucha się tego zbioru bardzo dobrze. Czy sam zespół też znalazł się na rozdrożu? To chyba najlepiej wiedzą Simon Neil i bracia Johnston.

Komentarze
Dodaj komentarz »