zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 26 kwietnia 2024

recenzja: Steve Hackett "Darktown"

19.01.2001  autor: Dariusz "Brajt" Wędrychowski
okładka płyty
Nazwa zespołu: Steve Hackett
Tytuł płyty: "Darktown"
Utwory: Omega Metallicus; Darktown; Man Overboard; The Golden Age Of Steam; Days Of Long Ago; Dreaming With Open Eyes; Twice Around The Sun; Rise Again; Jane Austen's Door; Darktown Riot; In Memoriam
Wydawcy: Camino Records
Premiera: 1999
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Płyta "Darktown" oczekiwana była w wielkim skupieniu i jej premiera rozeszła się głośnym echem wśród miłośników rocka progresywnego, niesionego wówczas jeszcze sukcesem wydawniczym nagrania słynnego japońskiego koncertu m.in. z udziałem Johna Wettona i Iana McDonalda.

Zawiedzie się jednak każdy, kto sięga po nią oczekując długich rozbudowanych kompozycji, powrotu do wczesnych czasów Genesis czy King Crimson. Hackett przenosi nas do swej własnej krainy dźwięków i należy przyznać, iż jest to kraina cudowna.

Znajdziemy tu jedenaście utworów, zróżnicowanych pod względem nastroju i kompozycji. Do nagrania zaproszeni zostali liczni goście, wśród których wyróżniają się wspomniane już nazwiska Johna Wettona (sample gitary basowej w zamykajacym płytę "In Memoriam") oraz Iana McDonalda (saksofon w tytułowym "Darktown"). Prócz tego na uwagę zasługują szkocki wokalista Jim Diamond, którego słyszymy w przeuroczej balladzie "Days Of Long Ago" i perkusista Hugo Degenhardt ("Rise Again"). Jest to zresztą jedyna kompozycja, w której słyszymy "żywą" perkusję. W pozostałych nie ma bębnów wcale lub wykorzystany jest automat perkusyjny. Choć ogólnie przyzwoicie zaprogramowany, brzmi czasem sztucznie i psuje nieco wrażenie.

Materiał został doskonale nagrany, także wykonanie nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia ze Stevem Hackettem. Mieszają się różne style gry na gitarze, zawsze jednak perfekcyjnie dopasowane do całokształtu utworów i bez nachalności. Często skromne na pozór aranżacje kryją w sobie bogactwo dźwięków. Intrygują instrumenty klawiszowe i flety. Hackett świetnie radzi sobie również jako wokalista

Krótko o poszczególnych utworach.

1. "Omega Metallicus". Szybki, oparty na hiphopowym(?) podkładzie i chwytliwym riffie, to właściwie zabawa Hacketta z gitarą. Ciekawe połączenie współczesnego brzmienia z klasycznym rock'n'rollowym graniem.

2. "Darktown". Zniewala. Mroczna, zakręcona kompozycja zbudowana wokół jednostajnego wkłuwającego się w duszę rytmu. Świetna zniekształcona na wzór "21st Century Schizoid Man" wokaliza Hacketta i naprawdę genialne drapieżne solówki Iana McDonalda na saksofonie. Do tego utworu będzie się wracać jeszcze po latach.

3. "Man Overboard". Pierwsza na płycie ballada. Akustyczna gitara, delikatne klawisze i piękny śpiew. Istna rozmarzona sielanka.

4. "The Golden Age of Steam". Tytuł idealnie oddaje nastrój utworu. Cofamy się do drugiej połowy XIX wieku, czasów rewolucji przemysłowej. Ponownie jak w "Man Overboard" brzmienie klawiszy stylizowane jest na instrumenty symfoniczne, na uwagę zasługują ciekawe chórki.

5. "Days of Long Ago". Kolejna ballada. Cudowny śpiew Jima Diamonda, który sam Hackett porównuje do prawdziwego diamentu. Skromna, lecz jakże urzekająca aranżacja i naprawdę śliczna melodia.

6. "Dreaming with Open Eyes". Etniczny pochód perkusji, do której dołącza reszta instrumentów tworzących tło dla delikatnej gitary klasycznej Hacketta. Z pozoru niewinna kompozycja, po kolejnym wysłuchaniu ujawnia swoje niezwykłe piękno.

7. "Twice Around The Sun". Tu Steve Hackett najbardziej przypomina samego siebie z czasów Genesis. Praktycznie cały utwór to solo gitarowe przy dość monotonnym, lecz bardzo miłym akompaniamencie. Kolejny po "Dreaming With Open Eyes" rozmarzony utwór.

8. "Rise Again". Senny wstęp powoli prowadzi nas do sedna tej lekkiej, lecz szybkiej i pełnej zadziorności kompozycji. Brawurowe wykonanie, doskonałe na poranny rozruch.

9. "Jane Austen's Door". Ostatnia już ballada, lekko popowa, mocnym punktem są delikatne solówki Hacketta.

10. "Darktown Riot". Powrót do tytułowego tematu, w stylu "Omega Metallicus".

11. "In Memoriam". O tym utworze powiedziano tak wiele, że trudno wymyśleć coś nowego. Już dziś uznawany jest za klasyk, porównywany z "Epitaph" czy "Whiter Shade Of Pale". Niesamowicie przejmujący smutkiem. Niewątpliwie jedna z najpiękniejszych pieśni lat dziewięćdziesiątych.

Warto również wspomnieć o oprawie graficznej. Pudełko w dodatkowym tekturowym opakowaniu, monochromatyczne zdjęcia grobów i korzeni drzew, w środku osobisty komentarz Hacketta do każdego utworu z osobna. I ta płyta jest naprawdę osobistym wyznaniem Steve'a. Jest najbardziej różnorodną stylistycznie z jego dotychczasowych propozycji, podsumowaniem pewnego etapu w jego życiu.

Kolejna, nagrana z bratem Johnem, flecistą, którego słychać również na "Darktown", to już przecież zupełnie inna historia...

Komentarze
Dodaj komentarz »