zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 25 kwietnia 2024

recenzja: Lacuna Coil "Dark Adrenaline"

17.06.2012  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Lacuna Coil
Tytuł płyty: "Dark Adrenaline"
Utwory: Trip The Darkness; Against You; Kill The Light; Give Me Something More; Upsidedown; End Of Time; I Don't Believe In Tomorrow; Intoxicated; The Army Inside; Losing My Religion; Fire; My Spirit
Wykonawcy: Cristina Scabbia - wokal; Andrea Ferro - wokal; Cristiano Migliore - gitara; Marco Biazzi - gitara; Marco Coti Zelati - gitara basowa, instrumenty klawiszowe; Christiano Mozzati - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Century Media Records
Premiera: 24.01.2012
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

Już na wstępie zaznaczam, że w rejonach muzycznych penetrowanych przez włoską grupę Lacuna Coil orientuję się kiepsko. Miałem możliwość obejrzeć makaroniarzy w akcji jeszcze zanim musieli zacząć nakładać pomadę na pierwsze oznaki siwizny, tj. na "Metalmanii" w 1999 roku, gdzie kazano im raczej szybko zmywać się ze sceny. Tutaj już przepraszam feministki, bo wiem też, że główną atrakcją zespołu jest anielski wokal Cristiny Scabbii, z której nawiasem mówiąc wciąż niezły kawał dupy, zadający kłam obiegowej opinii, jakoby Włoszki po 40 miały biust po kolana i gęsty zarost na twarzy.

Ale do rzeczy. Najnowszy krążek Lacuny dostałem w prezencie (chyba ludzie mnie nie lubią), więc niech nie dziwi nikogo, że go przesłuchałem i co dalej za tym idzie - opisałem. Pod koniec lat 90-tych Cristina i spółka wyrośli na jeden z głównych towarów eksportowych tamtejszej sceny, ustępując chyba tylko zbieraczom smoczego guana z Rhapsody, reklamowani zaś byli jako gotycka kapela metalowa. Nie wiem, co oznacza ten termin, wiem za to, że więcej o nich czytałem niż słuchałem, a i z dysput prowadzonych w koncertowych kuluarach wnioskowałem, iż znajomość dyskografii tego zespołu nie jest obowiązkowa. Zdaje się to potwierdzać także ich ostatnie dokonanie, zatytułowane "Dark Adrenaline", które - mimo iż wcale nie jest słaba płytą - to raczej prócz, znów przepraszam, walorów estetyczno - wokalnych niesamowitej frontwoman niczym szczególnym w pamięci słuchaczy się nie zakotwiczy. No chyba, że tymi hitami, których jest tutaj parę.

Płyta zaczyna się wręcz perfekcyjnie przebojowo i emocjonalnie kawałkiem "Trip The Darkness", opartym na ciężkawych gitarach i podniosłych klawach zagospodarowujących pustkę tła drugiego planu. Nie dziwary, że chyba jako jeden z pierwszych rzucono ten numer na pożarcie gawiedzi, bo chwytający za gardło refren z Panią Krystyną w roli głównej niejednemu Panu, a może i Pani, rozpali wyobraźnię nie tylko wzruszeniem, ale i niewybrednymi marzeniami. W końcu Scabbia pięknie śpiewając zapewnia, że czeka gdzieś tam na nas w ciemności, nie? W następnym "Against You" jest już może mniej przystępnie, ale za to ciekawiej. Niepokojąca melodyka prowadzi nas przez rytmiczne granie, które podbite damsko - męskim duetem wokalnym i wyszukanym, jak na takie granie, solem gitarowym może nie tylko się podobać, ale i sprawiać wrażenie, że jego zadaniem jest nie tylko zabawienia słuchacza, ale i zmuszenie go do poszukiwania jakiegoś drugiego dna w tym graniu. "Kill The Light" z kolei to znów powrót do krainy evergreenów o bardzo mocnym potencjale radiowym. O żadnej wsi dzięki Panu nie ma tutaj mowy. Fajne, lajtowe granie, tym razem ze świetnie zaaranżowanym śpiewem Andrei Ferro. Brak prowincji nadrabia niestety następujący po nim "Give Me Somtehing More" - gdzie Lacuna Coil na całego zdradza swoje fascynacje syficznym, amerykańskim pseudogotykiem spod znaku bardzo znanego zespołu na E, czyli graniem wmawiającym młodzieży, że restauracje z hamburgerami za oceanem mają kształt średniowiecznej katedry, a bohaterowie komiksów Marvela naprawdę zapierdalają gdzieś tam ponad dachami wielkich metropolii. Człowiek zadaje sobie pytanie, po co ta kaszana Włochom, skoro zaraz potrafią uratować sprawę tak znakomitą ballada, jaką bez dwóch zdań jest "End Of Time"? Niestety takie wypadki powtarzają się już cykliczne do końca tej płyty. Bliźniaczo podano w ten sposób jeszcze drętwy, kiczowaty do granic bólu "Intoxicated", by zaraz załagodzić sprawę bardzo fajnym "Army Inside". Gdyby miast podlizywania się "amerykanckim" efemerydom postawili na takie rozbudowane pod względem klimatu kompozycje, jak "My Spirit", gdzie w 5 minutach trwania dało się zmieścić naprawdę tony poruszającej, ciekawej, poprzetykanej spokojem, wcale nietandetnej muzyki, to byłoby już naprawdę zajebiście.

I tak niestety "Dark Adrenaline" jawi się jako płyta niesłychanie nierówna. Zaraz obok wartościowych, wpadających w ucho, ale i także ciekawych konstrukcji pojawiają się mielizny i oczywiste przerosty formy nad treścią. Nie daje rady nawet cover "Loosing My Religion" chłopców z REM. To trochę jak spacer przez piękny, górski las. Człowiek od czasu do czasu wędruje rozmarzony z głową podniesioną do góry. Niestety za chwilę okazuje się, że choć na każdym drzewie wisi tabliczka z napisem "pomnik przyrody", to zaraz napotyka opakowania po fastfoodach, puszki po coli i zwyczajne gówno obwiązane wstążką papieru toaletowego ze wzorem motylków w krzakach. Po co to Włochom powtarzam? Młodzianami już nie są, kłaniać się nikomu nie muszą, a momentami zdradzają wciąż talent do tworzenia fajnej, dobrej muzyki. Więcej niż 6 z "Dark Adrenaline", nawet przy sprzyjających wiatrach, wycisnąć się niestety nie da.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Lacuna Coil "Dark Adrenaline"
Sigurd wawa (gość, IP: 89.75.191.*), 2013-04-30 17:56:09 | odpowiedz | zgłoś
Zespół gra przebojowo, ma dobre kompozycje
i wspaniały kobiecy wokal. Na płytach utwory są bardzo nierówne, nie jest to także mroczny gotyk i muzyka nie chwyta za serducho ani nie wbija w glebę.
Syntezatory trochę podjeżdżają wiochą.
Ale w dzisiejszym zalewie komerchy rockowej słucha się tego jakoś przyjemnie.
Może jest mało dobrego i przebojowego rocka.
Bez przesady
przeginka124 (gość, IP: 83.13.202.*), 2012-06-20 11:40:57 | odpowiedz | zgłoś
Trochę za mocno zkrytykowałeś te płytę fakt że nie jest to dobra płyta ale nie jest też najgorsza.Lacuna coil grała dobrze ale każdy kiedyś sprzedać sie musi pozatym Scabia zawsze miała dobry wokal....Komercja to nie odłączna częś rynku muzycznego więc pownno to już być normalne że zespoły lecą na kase
Przyjemna płytka.
bandrew78
bandrew78 (wyślij pw), 2012-06-18 23:12:05 | odpowiedz | zgłoś
Na początku roku, zanim pojawiły się nowe Paradise Lost, Anathema czy Moonspell, stanowiła taki miły, klimatyczny przerywnik pomiędzy nowymi płytami Aborted, Asphyx, Napalmów czy Cannibali. Rzeczywiście nierówna, ale to bolączka wszystkich płyt Włochów. Moje typy są podobne - pierwsze trzy numery, a przede wszystkim kończący płytkę, nastrojowy "My Spirit", jak dla mnie mocno w klimacie Type O Negative, ale to przecież nie wada (zwłaszcza teraz, z wiadomych przyczyn niestety). Ogólnie jestem na tak, w porównaniu do większości klimatycznych kapel z paniami na wokalu ponownie słucha się Lacuny Coil bez zgrzytania zębami, a tej wiochy sygnalizowanej w recenzji na szczęście jest bardzo niewiele.
A co do Cristiny - na początku LC to była dla mnie taka typowa kapela z wokalistką, która super wygląda, ale śpiewać to już zbytnio nie potrafi. W międzyczasie Cristina stała się naprawdę bardzo fajną wokalistką, no i nadal świetnie wygląda. Chociażby dla Niej dla mnie siódemeczka, a refren takiego "Kil The Light" rzeczywiście potrafi rozbudzić wyobraźnię, chyba nawet takiego twardziela jak Megakruk, nawet jeżeli w recenzji wprost tego nie przyznał i enigmatycznie odwołał się do odczuć innych Panów:). Pozdrawiam.
re: Przyjemna płytka.
bandrew78
bandrew78 (wyślij pw), 2012-06-19 08:02:43 | odpowiedz | zgłoś
"Trip the Darkness" of course, nie "Kill the Light".
LC
pik (gość, IP: 79.163.37.*), 2012-06-18 15:23:09 | odpowiedz | zgłoś
fajny (momentami) bend z fajną babką. mają kilka b.dobrych utworów- nie tylko ETS (wiadomo kogo kower) i cóż.. ogólnie można (czasem) posluchac w przeciwienstwie do ich rodaków z theatres des vampires.. ughhhhh..