zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 15 października 2024

recenzja: Judas Priest "Invincible Shield"

8.09.2024  autor: Krasnal Adamu
okładka płyty
Nazwa zespołu: Judas Priest
Tytuł płyty: "Invincible Shield"
Utwory: Panic Attack; The Serpent and the King; Invincible Shield; Devil in Disguise; Gates of Hell; Crown of Horns; As God Is My Witness; Trial by Fire; Escape from Reality; Sons of Thunder; Giants in the Sky
Wykonawcy: Rob Halford - wokal; Glenn Tipton - gitara; Richie Faulkner - gitara; Ian Hill - gitara basowa; Scott Travis - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Columbia Records
Premiera: 8.03.2024
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Sporo się wydarzyło w obozie Judas Priest od czasu premiery poprzedniego albumu - dobrze przyjętego "Firepower" z 2018 roku. Kolejnym muzykom w składzie stuknęła siedemdziesiątka, a najmłodszy, czyli Richie Faulkner, mógł umrzeć na scenie wskutek problemu z aortą. Rob Halford napisał dwie książki oraz nagrał z rodziną i przyjaciółmi album świąteczny. Byli członkowie zespołu stworzyli KK's Priest i tymczasowo przejęli inicjatywę, wydając aż dwa krążki. Wreszcie i ten właściwy kwintet ukończył prace nad kolejnym dziełem studyjnym, "Invincible Shield". Wrócił rzeczywiście z tarczą, jak sugeruje tytuł, czy raczej na tarczy - w związku ze świeżą konkurencją na rynku wydawało się szczególnie interesujące.

Pierwszy człowiek, którego robotę chce się skomentować, to znów użyczający Judas Priest swego talentu Mark Wilkinson. Front przygotowanej przez niego okładki albumu wygląda jeszcze dość standardowo, ale ilustracje wewnątrz książeczki przyciągają wzrok na dłużej. Słuchowców tymczasem bardziej zainteresują raczej inne nazwiska, lecz o zaskoczenie trudno. Produkcją materiału zajął się znany już fanom grupy Andy Sneap, a jako autorzy wszystkich utworów ponownie figurują Glenn Tipton, Rob Halford i Richie Faulkner. Co tym razem przygotowała ta ekipa? Jedenaście kawałków trwających razem prawie 53 minuty. Kto przesłuchał przed premierą albumu wszystkie cztery single, mógł się nieźle orientować, czego się powinien spodziewać. Tych, którzy podchodzą do materiału bez takiej znajomości, przestrzegam, by nie próbowali ocenić całości po trzech pierwszych utworach.

Intro z klawiszami i syntetycznie brzmiącą perkusją sprawia, że bez powodu do wstydu można błędnie uwierzyć, że włączyło się płytę z lat 80. To jednak tylko trwająca niecałą minutę stylizacja. Dalszy materiał brzmi już nowocześniej, mimo że wciąż klasycznie. Pierwszy kwadrans z hakiem, czyli "Panic Attack", "The Serpent and the King" i "Invincible Shield", to przede wszystkim motoryczny heavy metal, którym Judas Priest pokazuje, że w tyle za KK's Priest nie zostaje. Wrażenie robią następujące po sobie solówki gitarowe i, pomimo zaawansowanego wieku Roba Halforda, śpiew. Wokalista bez problemu daje fanom to, czego od niego oczekują. W "Panic Attack", gdy w refrenie krótkimi seriami wyrzuca z siebie tytułowe słowa, można poczuć przypływ adrenaliny. Momentami pokazuje też, że wciąż jest w stanie sięgać po wyższe częstotliwości. W zwrotkach "The Serpent and the King" pozostaje przy nich tak długo, że nie można już mieć żadnych wątpliwości, że utrzymuje świetną formę. Również refren wykonuje z mocą, chociaż śpiewa go łagodniej, melodyjniej i przeciąglej. W warstwie instrumentalnej urozmaicenia stanowią jakby urwane dźwięki syreny w pierwszym kawałku oraz dodające potęgi krótkie przełamanie w drugim.

Dalej akcja przebiega istotnie inaczej. "Devil in Disguise" i "Gates of Hell" jako wolniejsze utwory są w stanie zbić słuchacza z tropu, ale jeszcze nie tak mocno, jak spokojny "Crown of Horns", który pomimo ciężkiej wstawki oraz przestrzennego gitarowego intra można uznać wręcz za odpoczynek od tego instrumentu. Ciekawiej tymczasem prezentuje się wokal, z większą wagą melodii. W "Devil in Disguise" ścieżki Roba Halforda przywodzą na myśl, może oprócz refrenu, styl Ozzy'ego Osbourne'a - nie po raz pierwszy w historii Judas Priest ani nie po raz ostatni na tym albumie. W "Gates of Hell" interesująco - bo odmiennie - wypada za to stosunkowo prosty mostek.

Rażące wytracanie rozpędu udaje się chwilowo przerwać. W "As God Is My Witness" sekcja rytmiczna znowu gęsto siecze, jednak wokal intensywnością jej nie dorównuje. Dalej natomiast, do końca albumu, zespół trzyma się temp wolnych i średnich. Znajduje dzięki temu więcej miejsca na urozmaicenia w postaci dzwonu we wstępie i ciekawszego rytmu w "Trial by Fire" oraz na ciężar w "Sons of Thunder". Perełką jest oparty na melodii "Giants in the Sky". Utwór z rozbudowanym riffem i spokojną wstawką z solówką na gitarze akustycznej stanowi bardzo dobry, dostojny finisz albumu. Jeśli ma zacierać słabsze wrażenie po czymkolwiek, znakomicie spełnia swoje zadanie.

Nie jest niespodzianką, że wyczuwalne na "Invincible Shield" są inspiracje metalem symfonicznym. Skojarzenia takie budzi chociażby wokal w mostku i wstawce utworu tytułowego. Kto się wsłucha, zwróci też uwagę na chóry lub klawisze w tle we fragmentach "Gates of Hell", "As God Is My Witness" i "Sons of Thunder". W sumie nie jest to więc skala symfoniczności znana z albumu "Nostradamus", co pewnie niektórych ucieszy. Znacznie większą rolę odgrywają refreny: od prostych i chwytliwych w "The Serpent and the King" i "Devil in Disguise", przez "Sons of Thunder" z chórkiem powtarzającym po Halfordzie, po bardziej rozbudowane w "Escape from Reality" i "Crown of Horns". Lista tych najlepszych tak naprawdę mogłaby być dwa razy dłuższa, bo trudno jest któremukolwiek zarzucić niski poziom - wybór jest niemały i każdy słuchacz powinien znaleźć coś dla siebie.

Pół wieku po wydaniu debiutanckiego albumu Judas Priest prezentuje się jako heavymetalowa siła, z którą wciąż należy się liczyć. "Invincible Shield" nie jest dziełem wybitnym, ale wystarczająco często potrafi dawać kopa lub porywać wokalem i melodiami. Nie zaszkodziłaby odrobinę większa ilość zapadających w pamięć riffów, poza tym nie da się wykluczyć, że rozproszenie najenergiczniejszych kawałków po całym albumie, zamiast skupiania prawie wszystkich na samym początku, przyniosłoby lepszy efekt. Nic poważnego nie da się jednak temu zestawowi utworów zarzucić. Po jego przesłuchaniu można pomyśleć, że zespół pociągnie jeszcze następne pięćdziesiąt lat.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Judas Priest "Invincible Shield"
Pumpciuś (gość, IP: 31.179.79.*), 2024-09-09 16:41:31 | odpowiedz | zgłoś
Ta płyta ma już wyjątkowo komputerowo przetworzone plastikowe brzmienie. Ta próba unowocześnienia archaicznej muzyki to oksymoron.