- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Otyg "Sagovindars Boning"
Moda na folk w metalu zaczęła się mniej więcej 4-5 lat temu. Owszem, już wcześniej kilka kapelek nagrywało właśnie taką muzykę, ale działo się to bez jakiegoś większego rozgłosu (jeżeli nie liczyć np. Amorphis). I dopiero debiut norweskiego Storm zwrócił uwagę całego światka metalowego na folk. No, ale skład Storm przedstawiał się zaprawdę imponująco: Satyr (Satyricon), Fenriz (Dark Throne) oraz wokalistka The 3rd And The Mortal. Zespół mający na stanie takich genialnych muzyków był po prostu skazany na sukces...
Odbiegłem nieco od tematu, bo przecież recenzja ta dotyczy Otyg, a nie Storm. Tak samo, jak nagle pojawił się Storm, tak samo szybko zniknął w czeluściach malowniczych, norweskich fiordów. Pozostał po nim tylko tron władcy folk-metalu, który próbowało już zdobyć wielu. Bezskutecznie. Jakieś półtora roku temu pojawił się kolejny, wydawać by się mogło meteoryt na scenie tej muzyki. Miał on na imię Otyg, pochodził ze Szwecji i zadebiutował płytką "Alvefard". Materiał ten zawierał 12 prostych, ale chwytliwych utworów, od których aż czuć było skandynawski folk. Jak wspomniałem, kompozycje były proste do bólu, za to niezłe kobiece i męskie wokale, cudowne partie skrzypiec czy fletu wynagradzały nam te niedogodności. Już po pierwszym przesłuchaniu chodziłem i nuciłem poszczególne utwory.
Minęło półtora roku i oto Otyg zaatakował nasze zmysły drugim długograjem "Sagovindars Boning". Już od pierwszych taktów "Trollslottet" czuć zmiany, jakie zaszły w muzyce Otyg. Zespół nie zmarnował czasu i wyraźnie dorósł. Kompozycje stały się bardziej rozbudowane i o wiele lepiej zaaranżowane. Nie są już tak proste jak na debiucie, a przy okazji nie straciły nic ze swojej przebojowości. Powiedziałbym nawet, że teraz są jeszcze bardziej melodyjne, a dzięki większej różnorodności, wpada się w trans, słuchając kolejnych utworów... A następnie słuchamy tej płytki od nowa... I jeszcze raz, i jeszcze... Nie tylko kompozycyjnie zespół (a raczej Vintersorg, który jest autorem całej muzyki) dorósł. W parze z umiejętnościami kompozytorskimi poszły również umiejętności techniczne. Chłopaki i dziewczyna grają teraz bez wątpienia lepiej, a i produkcja się znacznie polepszyła. Każdy instrument jest wręcz idealnie słyszalny, a gitary nareszcie brzmią czyściutko. Popracował nad swoim głosem Vintersorg i efekty tego są widoczne. Zaczął śpiewać, a nie jak na debiucie "próbować śpiewać". Może dlatego na "Sagovindars Boning" jest tak mało damskich wokali? Właśnie, jeżeli tej płycie czegoś brakuje, to większej ilości damskiego śpiewu. Ale i tak nie można o nic się przyczepić do partii wokalnych. Ciężko wyróżnić jakieś konkretne utwory na tej płycie. Wszystkie stoją na bardzo wysokim poziomie. Jeżeli już mam wybrać, to wybiorę rozpoczynający płytę "Trollslottet", "Arstider" i wręcz brawurowo wykonany cover DIO "Holy Diver".
Nie ma co ukrywać, że ta płyta to dla mnie bardzo miła niespodzianka. Wydaje mi się, iż póki co, Otyg na scenie folk-metalu jest bezkonkurencyjny i raczej nie widzę nikogo, kto mógłby się z nim mierzyć. Będę obserwował coraz uważniej rozwój zespołu, a teraz biegnę szukać po sklepach solowego albumu Vintersorga. Ten koleś wyrasta na gwiazdę szwedzkiej sceny.