zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

recenzja: Soundgarden "Down on the Upside"

20.09.2011  autor: Szamrynquie
okładka płyty
Nazwa zespołu: Soundgarden
Tytuł płyty: "Down on the Upside"
Utwory: Pretty Noose; Rhinosaur; Zero Chance; Dusty; Ty Cobb; Blow Up the Outside World; Burden in My Hand; Never Named; Applebite; Never the Machine Forever; Tighter & Tighter; No Attention; Switch Opens; Overfloater; An Unkind; Boot Camp
Wykonawcy: Chris Cornell - wokal, gitara; Kim Thayil - gitara; Ben Shepherd - gitara basowa; Matt Cameron - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: A&M Records Inc.
Premiera: 1996
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Soundgarden to ten zespół z tzw. nurtu grunge, który najbardziej przypadł mi do gustu. Udało mu się ciekawie połączyć zeppelinowi - sabbatowe dźwięki z punkową zadziornością i psychodelicznym odlotem. Poza tym Cornell to dla moich uszu najlepszy wokalista wywodzący się ze sceny Seattle i jeden z najlepszych wokalistów rockowych w ogóle. Ben Shepherd jest nieszablonowym szarpaczem czterech strun, który potrafi zaskoczyć swoimi partiami. Matt Cameron umiejętnościami wyskakuje wysoko ponad średnią, a jego styl gry sprawia, że jest jednym z moich ulubionych bębniarzy. Wreszcie Kim Thayil to prawdziwy gitarowy dzikus.

"Down On The Upside" to ostatni album, który ukazał się przed rozpadem zespołu w 1997 roku. Powszechnie uważa się, że to najłagodniejsza płyta Soundgarden. Nie wiem czy się z tym zgodzić, czy nie. Jak ktoś to pomierzy jakąś akceptowalną metodą, to może bardziej uwierzę w sens takiego stwierdzenia. Dla mnie jest to przede wszystkim płyta dużych kontrastów - i to zarówno w skali całego albumu, jak i wewnątrz wielu piosenek. Wokal Chrisa raz popowy i pogodny, jak np. w zwrotce "Dusty", innym razem pełen rezygnacji, jak w zwrotce "Blow up the Outside World". Bywa też, że Cornell sprawia wrażenie podchmielonego, jak w "Never Named", czy po prostu nawalonego, jak w "Never the Machine Forever". Nie brak też jego kapitalnego wrzasku. Praktycznie cały utwór "Ty Cobb" to pod względem wokalnym krzyk i środkowy palec, komuś tam pokazany.

Warstwa instrumentalna też do jednorodnych nie należy. Weźmy taki "Applebite". Kawałek ten brzmi jak soundtrack do spaceru schizofrenika. Znajdzie się też coś dziarskiego, np. "Burden in My Hand", kapelusz z szerokim rondem, piach pustyni, te klymaty. Macie ochotę połazić po połoninach? "Zero Chance" pasuje jak ulał. Może korci was, żeby zrobić rozróbę? No to odpalamy "Never Named". A może by tak pohasać nieco? "No Attention" pomoże rozruszać kończyny. Jakby ktoś miał ochotę poużalać się trochę, to soundtrack znajdzie w "Blow up the Outside World". Dla odmiany można pożyczyć paralotnię z aeroklubu włączając "Switch Opens". Jeśli wolicie pobrodzić nocą w stawie, to polecam "Overfloater". Gdy zacznie was gonić właściciel stawu, to włączcie "An Unkind", żeby szybciej przebierać nogami. Wszystkie te przygody można powspominać przy nostalgicznym "Boot Camp", który zamyka album. Tak więc nastrój na tej płycie, a nawet w obrębie pojedyńczych piosenek, zmienia się jak w kalejdoskopie.

Każdy z muzyków Soundgarden ciekawie zaprezentował się na tej płycie. Cornell wymyślił kapitalne linie melodyczne. Jest autorem muzyki w siedmiu i tekstów w większości utworów. Łagodność przypisywana temu albumowi to głównie jego sprawka. Drugim bohaterem "Down on the Upside" jest Ben Shepherd. Skomponował muzykę do sześciu numerów. Oprócz basowania dorzucił trochę dźwięków na mandolinie czy innej mandoli. Jego utwory są nieco frywolne, mają zdecydowanie najwięcej poczucia humoru. Typowo piosenkowymi schematami brzydził się Matt Cameron, który jest autorem najbardziej chyba zepplinowego na płycie "Rhinosaur" i dziwacznego "Applebite". Tylko jeden utwór zdołał umieścić na "Down on the Upside" Kim Thayil, jest to najagresywniejszy "Never the Machine Forever". Solówki są jak zwykle zarażone wścieklizną. Czyli ogólna piana na brodzie Kima. Ponoć gitarzysta wpienił się dodatkowo, ponieważ zespół nie chciał grać więcej takich "rozpierduch" jak jego piosenka. Jak wieść niesie, było to przyczyną rozpadu kapeli. Nawet na okładce, gdzie zamieszczono zdjęcie zespołu, Thayil odchodzi gdzieś na bok, jakby chciał zaznaczyć, że już więcej się w Soundgarden nie bawi.

Mam wrażenie, że "Down on the Upside" to płyta rozgardiasz. Słychać, że Cornell i reszta popuścili sobie cugli i że nie siedział z nimi w studiu producent, który próbowałby ich okiełznać. Kolejność piosenek można by pozmieniać i nic wielkiego by się chyba nie stało (oprócz "Boot Camp", który idealnie pasuje na koniec, a w innym miejscu by tracił sens). Ja słucham tej płyty nie jako całości, ale zbioru naprawdę ciekawych utworów. W zależności od dnia, uważam inne kawałki za najlepsze z tego zbioru, choć energia zawarta w "No Attention" zawsze działa i numer ten na dobre zagościł w moim prywatnym topie wszech czasów.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Soundgarden "Down on the Upside"
Rowernik (gość, IP: 46.205.132.*), 2022-09-29 19:19:54 | odpowiedz | zgłoś
Nie rozumiem tych, którzy nie cenią tej płyty. Wprawdzie ona jawi mi się jak niziny co jakiś czas przerywane wysoką górą - oprócz jakby punkowo-grungowych utworów w przyspieszonym rytmie, które traktuję jako wymagające mniej uwagi "niziny" są utwory wybitne, od razu do wklejenia w "greatest hits" tego zespołu, hits trzeba tu rozumiec umownie, nie w stylu Radia Zet, ale jako ich najlepsze utwory. Trzeba nie mieć uszu, by nie usłyszeć znakomitości "Pretty Noose", "Rhinosaura", "Blow Up the Outside World", "Burden in my hand", "Tighter&Tighter". Jeśli ktoś oczekuje 100-procentowej wydajności z hektara od tej płyty, to tak nie jest, jak napisałem, są góry i niziny (choć niziny też są ciekawe, na pewnym poziomie), ale właśnie w wymienionych utworach jest ta napięta jak łuk melodia lub niesamowity krzyk wokalny Cornella, który pozwala, że czujemy, iż on krzyczy za nas, że to nasz krzyk, a utwory te mają przemyślaną budowę. Czar nie kończy się na "Tighter&Tighter", bo "Switch Opens" wprowadza drugie dno tajemnicy, muzyka ta każe skupić się i czytać piosenkę, podobnie jest w "Overfloater". Po nim znów coś, co traktuję protekcjonalnie, nie czuję respektu, bo to bulgot punkowo-grungeowy ("An Unkind"), acz, zaznaczę, warsztatowo świetnie zagrany. Wreszcie godne zwieńczenie tej płyty: "Boot Camp". Jeśli dobrze liczę, 9 świetnych utworów na 16, to niezły wynik, mogli nawet panowie uciąć nieco płytę, byłaby znakomita bez nizin, ale dziś możemy uczynić to my, robiąc własną wersję płyty poprzez wyjęcie plików i zgranie ich na własnej CD czy w liście odtwarzania.
re: Soundgarden "Down On The Upside"
Krasnal Adamu
Krasnal Adamu (wyślij pw), 2014-02-26 19:51:12 | odpowiedz | zgłoś
Od młodości czytałem, że najlepsze albumy Soundgarden to "Badmotorfinger" i "Superunknown", ale mnie się lepiej słucha tego. Szczególnie lubię spokojne "Applebite", "Tighter & Tighter", "Overfloater" i "Boot Camp" oraz czadowe "Ty Cobb". Aż się zdziwiłem, że znalazłem tu takie perełki - wcześniej znałem tylko kawałki, które trafiły na "A-Sides", a te większości mniej przypadły mi do gustu.
re: Soundgarden "Down On The Upside"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2014-02-26 18:40:06 | odpowiedz | zgłoś
Żeby płyta King Animal była taka dobra....
Zgadza się, Down On The Upside jest trochę niespójna, może przydługa. Ale pozostanie w klasyce grunge.
nigdy przenigdy nie polubiłem tej płyty
wac (gość, IP: 85.221.164.*), 2012-11-30 11:51:03 | odpowiedz | zgłoś
i jakoś nie umiem w niej znaleźć nic ciekawego do dziś a znam od momentu wydania...
re: nigdy przenigdy nie polubiłem tej płyty
PrivateEco (wyślij pw), 2012-11-30 17:21:15 | odpowiedz | zgłoś
Coś w tym jest. Ja ten album odbieram trochę jak Illusion 6, niby piosenki spoko, niby się wszystko zgadza, ale całościowo album nie żre, nie ma spójności, nie ma niezbędnego "drajwu", słychać po prostu regres zespołu.
re: nigdy przenigdy nie polubiłem tej płyty
pik (gość, IP: 79.163.6.*), 2012-12-01 12:08:04 | odpowiedz | zgłoś
znam też album od 96r. i uwążam że to fajny krążek, ma ciekawe momenty, podobnie jak aic które w tym samym roku wydało ''trójnogiego'' psa. 8/10
re: nigdy przenigdy nie polubiłem tej płyty
wac
wac (wyślij pw), 2014-02-26 22:26:15 | odpowiedz | zgłoś
nie :)
:)
Yeah (gość, IP: 89.70.94.*), 2012-11-30 07:27:41 | odpowiedz | zgłoś
Najlepsza płyta Soundgarden, to pieprzone arcydzieło
Tighter & Tighter
RafalS (gość, IP: 71.57.18.*), 2011-09-24 18:23:34 | odpowiedz | zgłoś
Chcialem tylko dodac ze zapomniales o tym utworze, w moim odczuciu po latach sluchania SG to jeden z najbardziej klimatycznych ich utworow!
boot camp
dawnofangry (gość, IP: 90.156.120.*), 2011-09-22 10:45:44 | odpowiedz | zgłoś
boot camp zdecydowanie za krótki ;-)
« Nowsze
1