zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 23 kwietnia 2024

recenzja: Wolverine "Communication Lost"

11.09.2012  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Wolverine
Tytuł płyty: "Communication Lost"
Utwory: Downfall; Into The Great Nothing; Poison Ivy; Your Favourite War; Embrace; Pulse; What Remains; In Memory Of Me; In The Quiet Of Dawn; Communication Lost; A Beginning
Wykonawcy: Stefan Zell - wokal; Mikael Zell - gitara; Thomas Jansson - gitara basowa; Marcus Losbjer - instrumenty perkusyjne, wokal; Per Henriksson - instrumenty klawiszowe
Wydawcy: Candlelight Records
Premiera: 2011
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Wolverine - ścieżka dźwiękowa do przygód bohatera komiksów Marvela? Side project Darskiego i kumpli sprzed kilkunastu lat? Czy Adam tutaj śpiewa i nosi sukienkę ze skóry? To jedne z "rajcowniejszych" komentów, jakie udało mi się znaleźć podczas przetrząsania netu w poszukiwaniu sklepu, w którym można zakupić płytę "Communication Lost". Tak więc odwracając do góry kopytami hasło referendum z 1946 r. - trzy razy kurwa nie! To tak dla tych, którzy szwedzkiego zespołu Wolverine nie kojarzą. Warto o tym wspomnieć, gdyż projekt ten wydaje się być mimo wszystko nieco obojętny przemysłowi muzycznemu. Powody tego można wymieniać w nieskończoność - wydanie pierwszej płyty dopiero po 6 latach istnienia, nieregularna aktywność wydawnicza czy w końcu pięcioletnia przerwa między dwoma ostatnimi krążkami, która jedynie dla kapel pokroju Metallica, Slayer, Iron Maiden czy Judas Priest wydaje się nie mieć znaczenia. Sam osobiście zetknąłem się z Rosomakiem kilkukrotnie, ale nie ukrywam, że wciąż coś mi nie pasowało w tej muzyce, o czym za chwilę.

W centrum zainteresowania Wolverine leży atmosferyczne, rockowe, czasem nawet lekko metalowe granie. Od razu więc przypina im się łatkę progressive - melodic - rock - metal. Tutaj jednak nie radziłbym się wam obnosić z takim hasłami w towarzystwie, bo zapewniam, że zaraz znajdzie się jakiś spec, który nada wam od malkontentów i gównozjadów, sypiąc z rękawa nazwami bandów określającymi wzory matematyczne, techniki malarskie, konstrukcje chmur i położenia kontynentów. Wtedy dupa. Nazwijmy więc muzykę Szwedów po prostu atmosferycznym graniem, bo klimat na "Communication Lost" gra pierwsze skrzypce i stanowi o jej wielkości.

Nie powiem, nie zająłem się tym tematem z marszu, a raczej przez podrażnione ego - kiedy ktoś z komentujących stwierdził, jak się potem okazało niezwykle trafnie, że tracę czas na jakieś Anathemy i Paradajsy, kiedy bez rozpoznania gnije pod bokiem taki kawał muzy, jak "Communication Lost". Znając wyrywkowo wcześniejsze dokonania Wolverine nie uwierzyłem, bo nie czarujmy się - prócz naprawdę fajnych momentów ich poprzednie krążki raziły ckliwością, skansenem, a czasem wręcz wiochą, której nie jestem w stanie przełknąć. Ale ok. Płytę po niemałych trudnościach zdobyłem, zapakowałem do Bejcy i ruszyłem w wakacyjną trasę. Tutaj w zasadzie zaczyna się część właściwa recenzji.

Po pierwszych sekundach trwania intro "Downfall", po słowach "I saw you die..." - otulonych hipnotyzującym akompaniamentem zawodzącej wiolonczeli, majestatycznego wiatru i uderzeń jakiegoś gongu - już wiedziałem, że mam do czynienia z czymś niemal transcendentnym, a przy wstępnych taktach "Into Great Nothing" stało się jasnym, że "Communication Lost" z całym otaczającym, nic nieznaczącym, gówno wartym światem rzeczywiście nic wspólnego nie ma. Delikatne szarpania akustycznej gitary, w tle natchniony, niezwykle przestrzenne tło klawiszowe i doskonały, niemal łkający wokal Stefana Zella - od razu pociągnęły mnie, niczym magma, w wielką nicość. Oczywiście koncentrację na tych niezwykłych odcieniach uczuć nieco rozprasza rewelacyjny pod względem technicznym warsztat muzyków, który prezentują we wplecionych w całą tę impresję przejściach gitary, zawijasach klawa, ale jest to tylko rama spinająca krzyk więdnących kolorów, chcących uwolnić się z obrazu "Komunikacji". Dalej niepostrzeżenie przechodzę w kolejny rozdział melancholii w postaci stanowiących tematycznie całość dwóch numerów - "Poison Ivy" oraz "Your Favourite War". Pierwszy jest prawie stuprocentowo akustyczny, zagrany za pomocą "pudła" i smyków, i stanowi idealne wprowadzenie do mocnego, przebojowego, przy tym wręcz metalowego uderzenia drugiego. W ten sposób niepostrzeżenie mija ponad 20 minut płyty, a ziewania zapewniam nie doświadczy nikt, również w dalszej części albumu. Czy to z przepięknie, nonszalancko rozkręcającej się ballady "Embrace", czy na taktowanym komputerowym klikaniem "Pulse" (którego refrenu nie powstydziliby się nawet niemieccy piewcy bombastic rocka) biją takie pokłady szczerze zaangażowanych emocji, że nie sposób wydobyć się z transu trwającego nieprzerwanie od początku "Communiaction Lost". Prawdziwe przysmaki jednak wciąż przed nami. Znów po kilkukrotnym odsłuchu naszło mnie olśnienie. Z kończących rzecz tytułów - "What Remains", "In Quiet Of Dawn", "Communication Lost" - układa się epilog. Nie chodzi o to, że ktoś tutaj stosuje zabieg dzielenia jednej piosenki na kilka innych "title tracks", znany z twórczości Dream Theater. To raczej unikalna zdolność Wolverine do tworzenia kawałków wręcz niepostrzeżenie i nienamacalnie wynikających z siebie. Wiem, że brzmi to jak bełkot. Ale inaczej nie potrafię tego opisać. Sami spróbujcie przejść ten szlak, zaczynając znów od przejmującego, delikatnego "What...", a na rozbudowanym, twardym niczym sumienie Freuda "Communication..." kończąc. Zauważycie, jak genialnie te motywy się uzupełniają, klimat wypływa z klimatu, barwy tworzą spójne kolaże, by ostatecznie przeminąć niczym płomień dogorywającej powoli świecy. Coś pięknego.

Najlepszym jednak jest to, że zupełnie się po tym zespole takiego majstersztyku nie spodziewałem. Mimo zawodowego wykonania, wspaniale zbalansowanego, ciepłego brzmienia, rewelacyjnie dopasowanej okładki, rządzi tutaj rozdarte wątpliwościami, uczuciami, tragiczne wręcz, ludzkie serce. Godzina i dziesięć minut trwania, które zmuszają do refleksji, które wciągają i nie pozwalają się od siebie uwolnić. Żadnych tanich trików, durnych melodyjek, wsadzania języka w dupę rozwrzeszczanemu marketowi i jego wyznawcom, za to sama esencja emocji. To dla takich właśnie płyt się żyje, to dzięki takim właśnie płytom się oddycha. I może jeszcze jedna wycieczka osobista. "Communication Lost" konsumowałem w każdej wolnej chwili minionych wakacji. Jej sedno muzyczne i tekstowe odkrywałem przemierzając samochodem, magiczne, pokryte lasami, górzyste drogi Dolnego Śląska, między Karpaczem, Kamienną Górą czy Szklarską Porębą. Kiedy wjeżdżasz w taką zacienioną serpentynę, gdzie adrenalina miesza się z zadumą nad niezwykłością otaczającego świata, a więc kiedy "zrywasz kontakt", czujesz jak bardzo chcesz być z tą muzyką sam na sam. Rewelacja.

P.S. Przy okazji pozdrawiam wszystkich niezwykle serdecznych ludzi, jakich spotkałem na tamtych terenach. Odkrywanie "karkonoskiej części" Dolnego Śląska jest tak atrakcyjne dla duszy, jak odkrywanie muzyki, szczególnie tak niezwykłej, jak ta zawarta na "Communication Lost".

Komentarze
Dodaj komentarz »
Utwór tytułowy
smutas (gość, IP: 91.211.100.*), 2012-12-07 11:21:57 | odpowiedz | zgłoś
rozwala klimatem i melodią. Reszta się nie wyróżnia, wciąż bardziej mi pasi pierwsza płytka ich.
Po kilku dniach słuchania...
Anomander Rake (gość, IP: 89.70.226.*), 2012-09-22 13:11:00 | odpowiedz | zgłoś
Tak! "Communication Lost" z każdym kolejnym przesłuchaniem coraz bardziej mi się podoba i nie mogę od niego oderwać! To samo mi się kiedyś przytrafiło z Green Carnation - "Light of Day, Day of Darkness". Wtedy [w 2006/2007 roku - niestety tamta płyta trafiła do mnie dopiero kilka lat po jej wydaniu i do tego całkiem przypadkowo] zdarzało mi się celowo spóźniać na uczelnię, byleby dosłuchać tego do końca... To był jakiś istny obłęd, zresztą nadal LoDDoD jest jedną z moich najbardziej ulubionych płyt. A CL, moim zdaniem, ma szansę jej dorównać, niestety teraz nie mogę sobie pozwolić na spóźnianie się [do pracy] z jej powodu :)
Bardzo klimatyczna płyta!
Szlachar1 (gość, IP: 77.65.69.*), 2012-09-13 22:28:36 | odpowiedz | zgłoś
Na wstępie - płyta mi się bardzo podoba. Skoro jednak wszyscy pieją z zachwytu, to, żeby nie było nudno - pewna uwaga.

Trochę dziwi mnie, że wszyscy uznają CL za takie objawienie. Dla mnie na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o ten zespół jest Still, później Cold Light of Monday, a następnie dopiero bym się zastanowił nad Window Purpose i Communication Lost. A nad tamtymi płytami nigdy nikt się specjalnie nie spuszczał. Dla mnie dość ciekawe...

Tak czy siak album polecam:).
re: Bardzo klimatyczna płyta!
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2012-09-14 16:05:11 | odpowiedz | zgłoś
a no widzisz, jak w recce, posłuchałem sobie wspomnianych krążków, ale dopiero Communication do mnie trafił na 100 procków.
re: Bardzo klimatyczna płyta!
Szlachar1 (gość, IP: 77.65.69.*), 2012-09-14 16:42:28 | odpowiedz | zgłoś
Jasne. Każdy ma prawo do swojego zdania i jeżeli tamte nie przypadły do gustu to trudno(fakt, że były momentami dość cukierkowe, co nie wszyscy łykają). Mnie dziwi, że o nowym albumie jest dość głośno tutaj, a płyta nie jest specjalnie promowana i sam przez przypadek"odkryłem" że coś wydali(a lubię kapelę od kilku lat). W efekcie tej recenzji(i komentarzy)CL katowałem dziś w drodze z Wawy do Poznania i nie żałuję;).

Btw. co się stało, że usunięto z rockmetal recenzje poprzednich płyt Wolverine? Właśnie dzięki nim (i porównaniu do Pain of Salvation) sięgnąłem po ich twórczość.
re: Bardzo klimatyczna płyta!
saxon01 (gość, IP: 178.43.43.*), 2012-09-14 21:07:14 | odpowiedz | zgłoś
a własnie ,że Ja od Lutego gnebiłem Megakruka o recke Tej płyty!!!,a co do Still i Cold Light..to stawiam je na równi z Comm.. Lost,po prostu ta płyta ma dusze,tak od pierwszej do ostatniej sekundy,to na niej chłopak,ukształtowali swój niepowtarzalny styl.Ps,...nothing more" z ta łkająca gitarką,ja płacze przy nim ta gitara nie powinna sie konczyc przez kilka godzin,a rozpedzający sie ..and she slowly dies" ten tekst i muzyka wspaniałe,tak jak pisałem kiedys,te płyty przebijają ostatnie dokonania anathemy,którą bądz co badz kocham,Tak że jeszcze raz apeluje ...Megakruk posłuchaj jeszcze raz tych płyt i zrób recke,bo ja nie mam do tego głowy,pozdrawiam
Godna polecenia płyta
Hrymrgrymnir
Hrymrgrymnir (wyślij pw), 2012-09-13 13:03:50 | odpowiedz | zgłoś
miło by było usłyszeć ich na żywo.
No no
Winterstorm
Winterstorm (wyślij pw), 2012-09-13 08:40:08 | odpowiedz | zgłoś
Tak zachwalacie, że aż będę musiał posłuchać. Bo jak zobaczyłem nazwę, to pierwsze na myśl przyszły mi te głupoty, co Nergi ze spółką nagrał ;)
Świetne!
Anomander Rake (gość, IP: 89.70.226.*), 2012-09-13 00:10:08 | odpowiedz | zgłoś
Dzięki za tą recenzję i zapoznanie mnie z tak rewelacyjną płytą! Aż dziwne, że nie za wiele o tym zespole słychać...
Drugi
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2012-09-12 21:18:28 | odpowiedz | zgłoś
miesiąc, żelazna pozycja poranna w samochodzie, wciąż słucham. Ostatnio miałem tak z Paradise Lost Tragic Idol, choć to zupełnie inne granie. Tylko jakby Zelle nie ubierali tych wiochowych koszul to by było fajnie. Dontjafink?