zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku poniedziałek, 29 kwietnia 2024

recenzja: Antimatter "Leaving Eden"

7.09.2007  autor: Paweł Filipczyk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Antimatter
Tytuł płyty: "Leaving Eden"
Utwory: Redemption; Another Face In A Window; Ghosts; The Freak Show; Landlocked; Conspire; Leaving Eden; The Immaculate Misconception; Fighting For A Lost Cause
Wykonawcy: Mick Moss - wokal, gitara akustyczna, gitara elektryczna, organy, fortepian
Wydawcy: Prophecy
Premiera: 13.04.2007
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Smutna to muzyka, a zarazem piękna. Te słowa chyba najlepiej oddają charakter utworów znajdujących się na "Leaving Eden" - czwartym studyjnym albumie Antimatter. Dotyczy to właściwie całej twórczości zespołu, z tym że teraz jest jakby jeszcze smutniej i jeszcze piękniej.

"Leaving Eden" to pierwsza płyta Antimatter nagrana bez udziału Duncana Pattersona (do 1998 roku basisty Anathemy), który opuścił grupę w 2005 roku i skupił się na swoich solowych projektach. Co za tym idzie Antimatter to w obecnej chwili zespół jednego człowieka - Micka Mossa. Mogłaby to być jego solowa płyta, firmowana własnym nazwiskiem, lecz postanowił on kontynuować działalność pod szyldem kapeli, którą powołał do życia wraz z Pattersonem prawie 10 lat temu.

Na "Leaving Eden" nie mogło zabraknąć oczywiście gości, wśród których najbardziej znaną postacią jest Danny Cavanagh, gitarzysta i klawiszowiec Anathemy. W odróżnieniu od poprzednich płyt zabrakło tu jakichkolwiek żeńskich głosów. Wszystkie partie wokalne należą do Mossa, przez co album jest bardziej spójny. Dla zwolenników stricte rockowego grania najważniejszą informacją jest jednak to, iż najnowsze dzieło Antimatter to najbardziej rockowy krążek w dorobku zespołu. Typowo rockowe instrumentarium zostało dodatkowo wzbogacone brzmieniem instrumentów klawiszowych i skrzypiec, które odgrywają tu niebagatelną rolę.

Całość rozpoczyna "Redemption" - wspaniale rozwijający się utwór, początkowo spokojny, trochę transowy, z czasem nabierający rumieńców, głównie za sprawą charakterystycznego motywu gitarowego. Gdzieś w połowie pojawia się przesterowana gitara, która pozostaje już do końca, stanowiąc tło dla długiej gitarowej solówki Cavanagha, momentami nasuwającej delikatne skojarzenia z grą Davida Gilmoura. Z kolei ostatnia partia wokalna w "Redemption" mogłaby równie dobrze znaleźć się w jakimś kawałku Pearl Jam. Zresztą istnieje pewne podobieństwo barw głosu Micka Mossa i Eddiego Veddera. Otwierający płytę utwór charakteryzuje się dosyć mrocznym klimatem, taka jest też większość materiału zgromadzonego na "Leaving Eden".

Przeplatające się partie gitary akustycznej i elektrycznej pojawiają się także w "Another Face In A Window" oraz "The Freak Show". Ciężka gitara pojawia się na moment nawet w "Ghosts", najbardziej optymistycznym kawałku na tym albumie, wywołując tym samym piorunujący efekt. Utwór ten wyróżnia się także za sprawą sielankowo brzmiącego sola gitary.

Większość utworów na płycie zaczyna się bardzo delikatnie, jedynym wyjątkiem jest utwór tytułowy, który jako całość jest najostrzejszym, a zarazem jednym z najlepszych kawałków na "Leaving Eden". Do tych najlepszych fragmentów albumu należy także "Conspire" - oparty prawie w całości na gitarze akustycznej, a dopiero w późniejszej fazie wzbogacony partią skrzypiec. Jego niezaprzeczalnym atutem jest także melodyjny śpiew Mossa.

Na "Leaving Eden" pojawiają się ponadto dwie kompozycje instrumentalne: "Landlocked", w której prym wiedzie gitara akustyczna oraz "The Immaculate Misconception", tu z kolei dominują klawisze i skrzypce. Należy jednak zaznaczyć, że ten drugi utwór nie jest do końca wyłącznie instrumentalny, bo choć nie pada tu ani jedno słowo, to jednak obecna jest partia wokalna.

Największą bolączką czwartej płyty zespołu Antimatter jest jej zbyt mała różnorodność. Poszczególne utwory są do siebie zbliżone pod względem brzmienia i atmosfery. Wprawdzie dzięki temu Antimatter wypracował na "Leaving Eden" swój własny, charakterystyczny styl, to jednak przydałoby się coś, co odbiegałoby trochę od reszty. W niczym nie zmienia to jednak faktu, iż jest to płyta udana, i choć Antimatter zapewne nigdy nie przebije popularnością Anathemy ani nie trafi do "pierwszej ligi" rocka progresywnego, to jednak warto posłuchać "Leaving Eden".

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Antimatter "Leaving Eden"
wac
wac (wyślij pw), 2013-04-06 09:48:32 | odpowiedz | zgłoś
abstrahując od tematu - Beatles w latach 50tych???
re: Antimatter "Leaving Eden"
universal_soul (gość, IP: 89.243.9.*), 2013-04-06 13:41:08 | odpowiedz | zgłoś
60. 5 jest blisko 6-tki na klawiaturze telefonu stąd pomyłka
re: Antimatter "Leaving Eden"
Wolrad (gość, IP: 89.72.64.*), 2013-11-07 19:48:22 | odpowiedz | zgłoś
Czym tu się właściwie ekscytować?
Wokal dobry, ale wokalistów z taką barwą głosu jest sporo w muzyce nawiązującej do grunge.
Jeżeli chodzi o płyty Antimatter na których głowną rolę odgrywał wokal kobiecy, to jest to klimatycznie zbliżone do Anathemy.

Jak dla mnie, Leaving Eden jest najciekawszą płytą w ich dorobku, a zdecydowanie najbardziej rockową.
10/10
universal_soul (gość, IP: 84.13.52.*), 2013-01-25 13:35:11 | odpowiedz | zgłoś
"Największą bolączką czwartej płyty zespołu Antimatter jest jej zbyt mała różnorodność". Czy aby na pewno? Wydaje mi się, że musieliśmy słuchać różnych płyt. Wypracowali styl? Zawsze go mieli.
re: 10/10
pik (gość, IP: 79.163.24.*), 2013-02-04 15:05:06 | odpowiedz | zgłoś
zgadzam się, choć nowy album nie jest (już) tak genialny jak Leaving Eden, niemniej dobry krażek
re: 10/10
universal_soul (gość, IP: 31.75.170.*), 2013-04-05 11:15:15 | odpowiedz | zgłoś
Mi podchodzi bardzo "Fear of a Unique Identity". Kilka kawalkow po prostu wyrywa z obuwia swoja intensywnoscia (Firewalking, Monochrome). Ta kapela jest poza zasiegiem czegokolwiek w gatunku.
re: 10/10
pik (gość, IP: 79.163.28.*), 2013-04-05 13:15:14 | odpowiedz | zgłoś
Ok. spróbuje jeszcze raz, możliwe, że się dobrze nie wsłuchałem w ten nowy album
Czekam na więcej...
gość (gość, IP: 217.113.147.*), 2011-04-26 13:45:36 | odpowiedz | zgłoś
Szkoda, że Anathema nie poszła taką drogą jak Antimatter :(
jedna z najpiękniejszych płyt jaki słyszałem w życiu....
pik (gość, IP: 95.49.175.*), 2011-04-26 11:39:02 | odpowiedz | zgłoś
i z najlepszych;) zgadzam się, świetny krążek, wspaniałe melodie, wokal, atmosfera (lepsza niż ostatnia anathema ;p), po prostu genialny band :) i to już od piewszego albumu, czyli ''Saviour''.. w dodatku Mick ( podobnie jak niejaki Duncan) to jest gość.. było się parę razy na after party to sie wie;)) mam nadzieje że przyjadą wkrótce na kolejne wystepy.. i może nowy album?
re: jedna z najpiękniejszych płyt jaki słyszałem w życiu....
universal_soul (gość, IP: 31.75.170.*), 2013-04-05 11:19:15 | odpowiedz | zgłoś
W pelni sie zgadzam. Dla mnie Mick Moss to nierizumialy geniusz. Rozumiem tutaj zachwyty nad Anathema, Opeth (do jakiegos stopnia) ale do Antimatter nie maja podskoku wg nnie. Poza tym nowa plyta juz jest. Posluchaj sobie "Fear of a unique identity". Powinien Ci siasc