zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 19 marca 2024

recenzja: Vader "Solitude in Madness"

14.07.2020  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Vader
Tytuł płyty: "Solitude in Madness"
Utwory: Shock and Awe; Into Oblivion, Despair; Incineration of The Gods; Sanctification Denied; And Satan Wept; Emptiness; Final Declaration; Dancing In The Slaughterhouse; Stigma of Divinity; Bones
Wykonawcy: Peter - wokal, gitara; Marek "Spider" Pająk - gitara; Tomasz "Hal" Halicki - gitara basowa; James Stewart - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Nuclear Blast Records
Premiera: 1.05.2020
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Przeprowadzając prawie równo dekadę temu wywiad z liderem Vader na okoliczność piętnastolecia wydania legendarnej "De Profundis", zadałem mu pytanie: "45 lat na karku. Wciąż przed pierwszym zawałem?". Peter, jak to Peter, odpowiedział, że zawał mu nie grozi, a że mija 10 lat od tamtej chwili, a Vader wciąż z równą mocą koncertuje i wypuszcza płyty z regularnością zegarmistrza, co dwa lata przypominając o sobie a to wznowieniem, a to epką lub pełnym albumem, wypada stwierdzić: nie rzucał słów na wiatr, względnie - nie pierdolił.

Tym razem zarobiony Czołg Generała postanowił przypomnieć o sobie w nomen omen Święto Pracy. Nie na "robolstwie" jednak opiera się strategia marketingowa tej płyty, a mam wrażenie na datach rocznych. "Solitude In Madness" atakuje odpowiednio w 20. roku od wydania przesławnej "Litany" i ćwierć wieku po premierze "De Profundis", przez zdecydowaną większość fanów uważanych za najlepsze rzeczy Vader. Nikt tego nie ukrywa. Skojarzenia nawet niedowidzący i niedosłyszący wymaca jeszcze przed zapuszczeniem muzyki, choćby na podstawie dwóch danych. Czas trwania 29 minut. Okładka made by Wes Benscoter. Czy to wystarczy, żeby - prócz hołdowania - znów jakościowo deptać po piętach tamtym klasykom?

Wisława Szymborska gardłem Maanamu twierdziła, że "nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny". Mimo iż Vader zdaje się przeczyć tym dosłownie i bezkontekstowo rozumianym tezom, bo od pierwszej oficjalnej płyty brzmieli jak profesjonalni wyjadacze, a co do rutyniarstwa, to taki zarzut pojawia się przy okazji ich każdej kolejnej odsłony, przynajmniej od premiery "Revelations". Gdyby wyceniać materiał na podstawie tylko tych dwóch cech, czyli wprawy i rutyny, to "Solitude In Madness" w żaden sposób nie odstaje od tytułów, do których nawiązuje, i zwyczajnie napierdala z niego staroszkolny, wejderowy śmierć metal, ze zdecydowanie mniejszą ilością odwołań do thrash i heavy, niż miało to miejsce na kilku poprzednich wydawnictwach (no dobra, z wyjątkiem katowskiego wręcz "Emptiness"). Smaczkowy klawisz intr gdzieś wyparował, za to przeważa esencja stylu Wiwczarka, czyli masa odwołań i autocytatów w warstwie riffowej i fundowanych galopadach perkusyjnych.

Miażdżący "Shock And Awe", prócz fragmentów skrzeczanych wokali, jest bratem bliźniakiem "Wings" wiadomo skąd. "Incineration of Gods" z kolei to combo o ryjach "Silent Scream" i "Of Moon Blood Dream And Me". "Sanctification Denied" leje motorycznymi zagrywkami "Blood of King", podbitymi rytmami "North", a taki "And Satan Wept" każe dwa razy sprawdzić odtwarzacz, czy to nie przypadkiem jakiś remaster "Reborn In Flames". Sentymentalną stawkę uzupełniają "In A World of Hurt", tfu... przepraszam, znów się zapomniałem, "Stigma of Divinity" i wkomponowany pięknie cover Kwasów - "Dancing In The Slaughterhouse". Uzupełniają? Przecież to nie koniec płyty, skoro zostaje na niej jeszcze "Bones", ale o tym w podsumowaniu.

Nie bez przyczyny zabawiłem się w taką tytułową wyliczankę odnośników i nawet nie chodzi tutaj, by sobie ułatwić opisanie materiału. Jestem świadom, że mamy rok 2020 i dla wielu, którzy nie dorastali w czasach największych tryumfów Vader, będzie to najwyżej jakiś nie do końca zrozumiały ciąg kodów i szyfrów, ale podejrzewam, że Wiwczarkowi także o taki efekt tym razem chodziło. "Solitude In Madness" to krążek dla ludzi, którzy w latach 95 - 2000 obsrywali się w ekstazie, wyczekując każdego znaku muzycznego życia tego zespołu. Po tylu latach kariery wciąż możesz pójść z sondą uliczną przez dowolny stadt w kraju, przepytując ludzi pod czterdziestkę i dalej, jaka płyta Vader najlepsza i usłyszysz to samo czołobitne i w różnych konfiguracjach: "Litany - De Profundis - De Profundis - Litany, no i oczywiście Docent". Sporo młodsi rzecz jasna kojarzą Vader, ale mam wrażenie bardziej jak Smoka Wawelskiego, który wciąż niby zieje gazem pod Wawelem, ale w zasadzie jest tylko rzeźbą, odlewem, znakiem firmowym, przy którym warto sobie zrobić samojebkę. Ponoć wszyscy niby są potrzebni i każdego szkoda, ale żal mi trochę tego pokolenia, bo nigdy nie było mu pisane zaznać tej atmosfery czadu i podniecenia, która towarzyszyła ekipie Generała podczas otwierania wrót świata na nasz ukochany, rodzimy death te ćwierć wieku temu i wcześniej.

"Solitude In Madness", choć stworzona w 2019 r., z premedytacją wychodzi w okolicach okrągłych rocznic premier nieśmiertelnych klasyków Vader, aspirując do miana akademii powtórek ze świetlanych czasów tej muzyki. Malkontenci powiedzą: "i chuj, znów to samo, ile można". Jak dla mnie można tak długo, póki brzmi i gra to odpowiednio, a ta płyta od pierwszego do przedostatniego numeru zabija żywiołem, konkretem i nie odegraniem, a przeciwnie - realnym odświeżeniem historii. Nie mam wrażenia brania udziału w pokazie z jakimś odmalowanym trupem podłączonym do prądu, przeciwnie, wciąż chce mi się machać banią i nieistniejącymi włosami, jak przed wojną.

Nie żeby płyta nie miała wad. Pierwsza, to już nawet nie rzecz gustu, ale oczywisty błąd strategiczny Generała, czyli zakończenie wypełnionej szaleńczym napierdalaniem tracklisty takim średnio szybkim, rozwlekłym "Bones" - głową, o którą skróciłbym te 29 minut. Druga? Znów prawie ta sama produkcja. Zaraz, czekaj, przewiń, przecież "Solitude In Madness" nie nagrywali Wiesławscy w "Hertzu", tylko Atkins w "Grindstone". Niby tak, ale nie wiem, jak to zrobili, że trzeba się wsłuchać kilkanaście razy, poszukując istotnych różnic, a nie wszyscy są na tyle zdeterminowani. Szczególnie (tutaj już raczej wkracza do akcji gust) nie pasuje mi znów brzmienie perkusji. Chudzielec Stewart dwoi się i troi, wykręcając docentowe tempa za garami, ale wciąż brak temu masy, jaką wraz z Peterem wyciągnął np. Łukaszewski w "Red Studio" Gdańsk na "Revelations", jak dla mnie najlepiej brzmiącej płyty w historii tego zespołu.

Gdyby nie te dwie rzeczy, byłby maks, a tak muszę silić się na obiektywizm, czego w tym wypadku nienawidzę, bo to i tak najlepszy Vader od prawie dwudziestu lat. Serio.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Vader "Solitude in Madness"
Pumpciuś (gość, IP: 89.74.19.*), 2021-03-06 20:51:09 | odpowiedz | zgłoś
Nigdy nie lubiłem Vadera ale tą płytę kupiłem dla dwóch powodów: 1.Okładka 2.Jużnapoważnie to zajebiste solówki, których w dzisiejszych czasach coraz mniej a w dodatku tak ciekawe jak na najnowszym Vader. Najlepsza płyta Vader bo jak dla mnie jedyna dobra. Dla porównania wziąłem z półki w MediaMarkt również najnowszy Benediction ale mnie zmęczył, taki nagrany na siłę. W najnowszym Vader słychać świeżość no i nie nudzi bo i też krótka ale treściwa.
re: Vader "Solitude in Madness"
scum (gość, IP: 31.182.249.*), 2021-03-07 15:36:45 | odpowiedz | zgłoś
"Najlepsza płyta Vader bo jak dla mnie jedyna dobra". Pumpciuś bluźnisz człowieku. Rozumiem, że w przypadku pozostałych nie podobały się okładki i/lub było za dużo/za mało wystarczająco dla Ciebie ciekawych solówek? Lol.
W najnowszym Vader słychać również, że to Vader, więc nie rozumiem jak można docenić tylko tę jedną płytę dyskredytując pozostałe.
re: Vader "Solitude in Madness"
wsad (gość, IP: 89.65.177.*), 2020-11-30 13:17:58 | odpowiedz | zgłoś
Nikt nie wspomina o najlepszym utworze na tej płycie: Emptiness. Uszki wam się popsuli? Świetny kawałek i cała płyta. Gratulacje!
re: Vader "Solitude in Madness"
MRock (gość, IP: 91.215.239.*), 2020-10-03 09:46:35 | odpowiedz | zgłoś
dołączę do dyskusji, licząc że Generał przeczyta. Fajnie, że polska nowa płyta wzbudza tyle emocji. Kapela zasłużona bardzo dla polskiej kultury i tak czy inaczej nadal na nią wpływa. Czytam właśnie Wojnę Totalną i moje uznanie jeszcze wzrosło. Co do płytki to słucha się jej przyjemnie. W aucie na autostradzie zajebiście się zasuwa. Natomiast przy tej całej przyjemności brakuje jakiejś pikanterii, czegoś zaskakującego. Większość przedmówców czuje coś podobnego i ich rozumiem. To nie zmienia faktu, że moja ocena płyty jest pozytywna.
re: Vader "Solitude in Madness"
minus
minus (wyślij pw), 2020-10-02 13:39:58 | odpowiedz | zgłoś
Nie będę nic pisać o tej płycie, bo wiem że Generał czuwa i mu jest przykro, więc napisze coś pozytywnego. Gratuluję Vaderowi takich fanatycznych fanów. Maniaków wręcz. Naprawdę to się rzadko zdarza.
re: Vader "Solitude in Madness"
zpx (wyślij pw), 2020-09-29 22:59:47 | odpowiedz | zgłoś
Mnie też płyta bardzo rozczarowała. Mimo iż również uważam De Profundis za jedną z najlepszych płyt Vadera, za nic nie porównałbym jej do Solitude in Madness, która jest po prostu nijaka i nudna. Na całej płycie nie ma ani jednego momentu, który by mi się autentycznie podobał. Ani jednego momentu, który by mi utkwił w pamięci po kilku (uważnych) przesłuchaniach. Ani jednego riffu, który miałbym ochotę zagrać na wiośle... Smutne.
re: Vader "Solitude in Madness"
RadomirW (gość, IP: 89.64.91.*), 2020-10-03 17:05:35 | odpowiedz | zgłoś
Problem ostatnich dwóch albumów Vadera leży moim zdaniem w tym że utwory sprawiają wrażenie jakby je wycięto sztucznie z większej całości, na którą była koncepcja, ale że kawałki miały być z założenia krótkie to na różnych programach komputerowych zrobiono ich przypadkowe cięcia. Jak włączam sobie epkę Thy Messenger to często w połowie pierwszego utworu muszę robić repeat bo zwyczajnie gubię wątek. Podobnie mam przy The Empire. Mało to chwytliwe materiały, co jest charakterystyczne dla albumów Vadera z Pająkiem, ale o ile na WTTMR wyszło to super, bo utwory były dłuższe i ambitniejsze, na Tibi Et Igni dobrze tak później niepotrzebnie postawiono na zwięzłe formy. Na Black To The Blind czy Litany mimo że utwory były prostsze i jeszcze krótsze to treści i chwytliwości było w nich dużo więcej i to chwytało. Teraz zrobiła się trochę sieczka dla sieczki i obie ostatnie płyty uważam za przeciętne.
re: Vader "Solitude in Madness"
CozzY
CozzY (wyślij pw), 2020-09-13 12:20:24 | odpowiedz | zgłoś
Ale jak fan Vadera od 30 lat pisze "Blood of King" w recenzji to już lepiej by napisał "Blood of Pingu". Pamiętaj - Peter czyta wszystko chociaż już tak nie krzyczy na ludzi.
re: Vader "Solitude in Madness"
Ziomaletto
Ziomaletto (wyślij pw), 2020-08-20 07:52:21 | odpowiedz | zgłoś
Dla mnie niestety rozczarowanie. Sam szybki napierdol nie czyni death metalu zajebistym. Właśnie brakuje mi na tej płycie zwolnień, cięższych i wolniejszych riffów. Może dzięki temu te 2-3 minutowe kawałki zyskałyby na charakterze, bo na ten moment to niestety tylko prototypy utworów. Dlatego nie zgadzam się z tym, że Bones jest słaby - gdyby było więcej numerów bardziej zróżnicowanych jak ten, to byłoby idealnie. Jakbym chciał album wypełniony utworami typu Carnal czy Red Passage, to bym słuchał grindcore'u, a nie Wiadera - dla mnie od zawsze byli znani ze swojego bardziej zróżnicowanego podejścia do komponowania utworów i właśnie takie Final Massacre, Testimony, Reborn In Flames, Come And See My Sacrifice, Shadow Fear czy Out of the Deep są moim zdaniem najlepszymi utworami od zespołu Petera.
Nie rozumiem też idei odświeżania Despair i Emptiness, kiedy na EPce był znacznie lepszy Grand Deceiver.
Najgorszy z tego wszystkiego jest Sanctification Denied, który brzmi jak marny autoplagiat Blood of Kingu, za którym i tak nie za bardzo przepadam. Naprawdę ciężko było wymyślić coś bardziej oryginalnego? Rozumiem odwołania do przeszłości, ale szanujmy się.
Incineration of the Gods z kolei za cholerę mi nie brzmi jak "combo o ryjach "Silent Scream" i "Of Moon Blood Dream And Me" ", co raczej jakby Peter chciał wymieszać Legion of the Damned and Killing For Recreation Legionu Potępionych w jeden utwór. I o ironio, obok And Satan Wept i Shock And Awe to jeden z najlepszych utworów na płycie.
I skąd w And Satan Wept te odwołania do Reborn In Flames?
Produkcja jest... badziewna. EPka brzmiała znacznie bardziej wyraziście, tutaj wszystko jest jakieś schowane i bez energii. Coś jak Humanicide w porównaniu do Dream Calls for Blood czy The Evil Divide.

The Empire miał o wiele więcej charyzmatycznych kawałków. No Gravity, The Army-Geddon, Iron Reign, Prayer To The God of War, Tempest, Feel My Pain, Angels of Steel... Może dlatego, że cała płyta nie była tylko szybkim napierdalaniem? Nie wiem, choć się domyślam...
re: Vader "Solitude in Madness"
Christophoros
Christophoros (wyślij pw), 2020-08-03 10:08:22 | odpowiedz | zgłoś
Bardzo fajna okładka. Stylistyka niczym z DOOM Eternal, a to komplement :)
« Nowsze
1

Oceń płytę:

Aktualna ocena (109 głosów):

 
 
74%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

- Vader

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Która seria komediowa jest bardziej kultowa?