zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: Asgaard "Ex Oriente Lux"

24.11.2001  autor: Michu
okładka płyty
Nazwa zespołu: Asgaard
Tytuł płyty: "Ex Oriente Lux"
Utwory: Aegri Somnia; Primus in Orbe Deos Fecit Timor; Carpite Florem; Cogitemus Corpus Esse Mortale; Manibus Date Lilia Plenis; Habent Sua Fata Imagines; In Articulo Mortis; Quem Di Diligunt, Adulescens Moritur
Wykonawcy: Honorata Stawicka - wiolonczela; Przemysław Olbryt - wokal; Wojciech Kostrzewa - instrumenty klawiszowe; Bartłomiej Kostrzewa - gitara; Jacek Monkiewicz - gitara basowa; Roman Gołębiowski - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Metal Mind Productions
Premiera: 2001
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

Oto jak firma wydawnicza, która uważa się za poważną i jest największą oficyną promującą metal w Polsce potrafi popisać się brakiem profesjonalizmu. Czy widzieliście Drodzy Państwo płytę, na której zapomniano wydrukować tytuły utworów? Proszę się nie śmiać, to nie żart. Tak działa wydawnictwo pretendujące do roli głosu przewodniego na rynku polskiej muzyki ciężkiej i ciężkawej. I to jest smutne. Poważna firma wycofałaby już wydrukowane wadliwe wkładki jeszcze przed premierą albumu...

Oprócz polskiego Asgaard, istnieje również (lub istniał, od paru lat nic o nim nie słyszałem) włoski zespół o tej samej nazwie, grający progresywny rock, z tekstami osadzonymi w wikingowskich obszarach. Polacy tworzą jednak trochę cięższą odmianę muzyki. Podobno to black metal, ale ja osobiście nie nazwałbym tak ich dokonań. Obecnie gatunki rozmyły się i lepiej nieraz ich nie nazywać, gdyż taki zabieg może dość nieszczęśliwie zaszufladkować twórczość kapeli.

Pierwsza album Asgaard nie podobał mi się, natomiast drugiego "Ad Sidera Ad Infinitum" wysłuchałem z przyjemnością. Mimo tego, że jako "stary dziad" wolę dźwięki tradycyjnego metalu, usłyszałem na płycie sekstetu szczere zaangażowanie. Podobnie jest na "Ex Oriente Lux", gdzie słychać, że muzycy starają się grać to, co lubią i podchodzą do muzyki hobbystycznie. A to cenna zaleta.

Album nie jest żadnym milowym dziełem w historii muzyki. To raczej przykład sprawnego rzemiosła, który jedynie pretenduje do bycia "czymś więcej". Niestety wydaje mi się, że zbyt wiele dźwięków słyszało się już gdzieś wcześniej. Śpiew Przemysława Olbryta przypomina brzmieniem głos Tomasza Żyżyka, wokalisty nieistniejącej już grupy Sirrah. Nie musi to być jednak zarzutem, tym bardziej, że Stawicki śpiewa czysto, a jego teatralna maniera dodaje muzyce płynności. Przez cały album głos brzmi czysto i głęboko, nieraz wpadając w wyższe, falsetowe rejestry, innym razem w krzyk. "Ex Oriente Lux" jest płytą w miarę równą, chociaż muzyka, którą zawiera, powstała wskutek połączenia kilku elementów: dość prostych metalowych riffów (brakuje mi solówek, brakuje, aj waj!), pseudosymfonicznych klawiszy (które jak dla mnie brzmią nieco płasko) oraz zróżnicowania rytmicznego. Wszystko to spaja wokal, który, chociaż posiada tę ekscentryczną manierę i nie każdemu musi się podobać, podnosi poziom muzyki Asgaard. Całe "rozbuchanie" formy może niekiedy kojarzyć się z dokonaniami Arcturusa.

Nie jestem entuzjastycznym fanem podejścia do grania metalu, jakie prezentuje Asgaard. Po pierwsze brakuje mi tu typowego gitarowego mięcha, które zostało utracone kosztem klawiszy. Po drugie nie czuję pseudomistycznych i dekadenckich tekstów o niepokojach duszy. Po trzecie trochę się gubię w barokowości tego typu muzyki, w nagromadzeniu tak wielu elementów. Po paru chwilach marudzenia muszę jednak przyznać, że nie jest to wcale płyta zła. Tak jak stwierdziłem na początku, czuć tu pasję i radość tworzenia, więc dla fanów klimatycznego metalu jest to dobra pozycja. Dla mnie rzecz przeciętna, acz sympatyczna.

Komentarze
Dodaj komentarz »