- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Dopelord "Magick Rites"
Dopelord w końcu wyłazi z lubelskich katakumb. Dzięki właśnie takim albumom odzyskuje się wiarę w polską muzykę. To kolejny w tym roku, po Major Kong i Vagitarians, przykład na to, że polska scena stoner - doom ma się coraz lepiej. Niewątpliwie w ostatnim czasie, za sprawą wydania przez te formacje pełnoprawnych płyt, zaszła znacząca zmiana: ze swojego rodzaju ciekawostek ("to u nas ktoś gra taką muzykę?") zespoły te stały się poważnymi grupami śmiało pukającymi do światowej czołówki gatunku. I należy już "Magick Rites" oceniać właśnie przez pryzmat światowy, a nie tylko krajowego podwórka. Zresztą, materiał spotkał się już z aprobatą. Ale od początku.
Jakże niepolska jest to płyta. I jest to w tym wypadku komplement. Mimo amatorskiej produkcji, brzmienie jest najwyższej klasy: mięsiste, a zarazem przejrzyste (co bynajmniej nie oznacza, że zostało jakkolwiek wygładzone; to plus, bowiem nieraz zespoły na siłę chcą być "undergroundowe" kosztem jakości dźwięku...). Panuje duszna wręcz atmosfera. Mimo całych 50 minut grania, zamkniętych w siedmiu utworach, nie można mówić o przynudzaniu: kompozycje nie są jednostajne ani schematyczne. Dużo tu mocarnych riffów, ale też nieoczekiwanych zmian tempa, basowych wstawek, klimatycznych solówek - od razu przywodzących na myśl Electric Wizard - czy też umieszczonych gdzieniegdzie trafnie dobranych sampli rodem z horrorów klasy B. Co ważne, mimo wielkiego ciężaru nie brak sporej dozy melodii. Nie można zapomnieć o wokalu Miodka, który raz wyraźny, raz nieco w tle, można rzec - dopełnia dzieła zniszczenia.
"Magick Rites" jest niezwykle spójna. Wszystkie utwory tworzą jedną całość. Nie da się tu wyróżnić jakiejś jednej kompozycji, wszystkie trzymają wysoki, równy poziom. Otwierający "The Pentagram" to instrumentalny buldożer, w "Ghost Cargo From The Bong" zaskakuje nas nagłe przyspieszenie, "Lucifer's Son" - flagowy utwór zespołu - także nie zawodzi, natomiast rozpaczliwe wołanie wokalisty połączone z niezwykłymi riffami w "Unihorn" sprawia, że czujemy się, jakbyśmy brali udział w magicznym obrzędzie w podziemiach miasta z kozłem w herbie.
Tak właśnie powinien brzmieć doom metal najwyższych lotów. Należy się cieszyć, że mamy w kraju takie zespoły, jak Dopelord. Pozostaje tylko czekać na wydanie fizycznej wersji płyty (na razie jest dostępna tylko na bandcampie) i wierzyć, że grupa jeszcze nie raz dostarczy nam solidnej porcji zadymionych dźwięków.