zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 20 kwietnia 2024

recenzja: HIM "Deep Shadows And Brilliant Highlights"

22.09.2001  autor: Tomasz Kwiatkowski
okładka płyty
Nazwa zespołu: HIM
Tytuł płyty: "Deep Shadows And Brilliant Highlights"
Utwory: Salt In Our Wounds; Heartache Every Moment; Lose You Tonight; In Joy And Sorrow; Pretending; Close To The Flame; Please Don't Let It Go; Beautiful; Don't Close Your Heart; Love You Like I Do
Wydawcy: RCA, BMG Entertainment
Premiera: 2001
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 5

Pierwszy album zespołu HIM (nazwa stanowi skrót od His Infernal Majesty - Jego Piekielna Wysokość) "Greatest Lovesongs Vol. 666" przyniósł spory przebój - "Wicked Game" - przeróbkę nastrojowej ballady Chrisa Isaaka i kilka naprawdę świetnych, utrzymanych w klimacie gotyckiego rocka utworów, z których wyróżniały się singlowe "When Love And Death Embrace" oraz "Reeper". Za tę płytę Finowie zebrali całkiem przychylne recenzje. Wydany w zeszłym roku "Razorblade Romance" ugruntował popularność grupy w Europie. Inna sprawa, że była to popularność zawężona prawie wyłącznie do kręgu nastolatek, zapatrzonych w mroczno-kiczowaty i mocno naciągany image pana Ville Valo. Inna sprawa, że jeśli spojrzymy na sprawę z komercyjno-popowego punktu widzenia, to nie da się ukryć, że poprzedni album przyniósł kilka naprawdę przyjemnych dla ucha, fajnych kawałków, jak "Join Me In Death", "Poison Girl" czy "Gone With The Sin".

Album wydany przez Ville Valo i jego kolegów w tym roku nie przynosi jakiejś wolty stylistycznej. No, może troszeczkę mniej tu brzmień instrumentów klawiszowych i gotyckiego klimatu. Jeśli w ogóle tę muzykę można jeszcze podpiąć pod rock gotycki, to chyba należałoby dodać przedrostek pop-. HIM złagodniał bowiem i jakby cofnął się w rozwoju. Nie chodzi wcale o to, że zespół gra tylko ballady. Tak wcale nie jest, a zresztą te balladowe próby chyba jednak najlepiej się na tej płycie prezentują (patrz: "Close To The Flame", naprawdę ładne). Rzecz w tym, że nawet, gdy próbują grać mocniej, z rockowym uderzeniem, to tej rockowej mocy, siły jednak brakuje. Nie ma jakichś bardziej zdecydowanych, ostrzejszych partii gitary, podobne do siebie kompozycje zlewają się ze sobą, pozbawione bardziej intrygujących melodii, czy w ogóle czegoś, co przykułoby w jakikolwiek sposób uwagę słuchacza. Trochę podobnie, jak Paradise Lost na ostatniej płycie "Believe In Nothing", HIM zabrakło po prostu tak zwanej iskry bożej, czegoś, co nada płycie klimat i duszę. Wokalista Ville Valo obdarzony jest naprawdę świetnym, oryginalnym głosem i potrafi śpiewać, tyle że na "Deep Shadows..." czyni to raczej bez uczucia, tak jakby chciał nagranie tego albumu mieć jak najszybciej za sobą. Najbardziej słychać to chyba w ogólnie bezbarwnych "Lose You Tonight" i "Please Don't Let It Go". Oczywiście, że singlowy "Pretending" fajnym utworem jest, ale dużo mu brakuje to takich kawałków, jak "Join Me" i "Right Here In My Arms".

Gdy tak słucham tej płyty i słyszę, jak pan Valo męczy na przykład takie "Beautiful", to wydaje mi się, że lepiej byłoby poczekać z jej wydaniem. Po prostu poczekać na pojawienie się pomysłów. Album może się spodobać komuś, kto po muzyce nie oczekuje zbyt wiele, gdyż najzwyczajniej w świecie za dobrze się na niej nie zna (czyli, nie obrażając nikogo, statystycznej czytelniczce "Bravo"). Bardziej jednak wyrobionego słuchacza może on jednak tylko znudzić. Szkoda, bo oczekiwałem po nich dużo więcej.

Komentarze
Dodaj komentarz »
Deep Shadows And Brilliant Highlights
czarny murzyn (gość, IP: 213.158.199.*), 2009-07-04 12:07:54 | odpowiedz | zgłoś
Płytka jest słaba, podobnie jak Dark Light. Z tego co mi wiadomo, sam zespół nieśmiało twierdził, że to nie jest ich stylistyka. Ale cóż - wydawca płyty sądził inaczej i płyta jest jaka jest (nawet okładkę miała mieć inną, ale wydawnictwo się nie zgodziło). Jedyne co mi się na niej podobało to Close to the flame i Love you like I do. Niby słodkie jak wata cukrowa, ale nie pozbawione charakteru. Reszta, no cóż... Niby Finowie coś tam próbują z siebie wykrzesać, ale wychodzi im oklepany pop - rock godny Green Day. A szkoda, bo Valo ma dobry, głęboki głos, który mógłby lepiej wykorzystać.