zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 8 listopada 2024

recenzja: Mayhem "U.S. Legions"

25.07.2001  autor: Kornik
okładka płyty
Nazwa zespołu: Mayhem
Tytuł płyty: "U.S. Legions"
Utwory: Silvester Anfang/Fall of Seraphs; Carnage; View from Nihil; To Daimonion; Chainsaw Gutsfuck; Pure Fucking Armageddon; Necrolust; To Daimonion; View from Nihil; In the Lies when Upon You Lay; Crystalized Pain in Deconstruction; Completion in Science of Agony
Wydawcy: Renegade Records
Premiera: 2001
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 5

W tym roku wszyscy fani Mayhem mieli dostać coś ekstra od ich ulubionego zespołu. Amerykanie "U.S. Legions" zawierający zapis koncertu ze Stanów, natomiast mieszkańcy Starego Kontynentu "European Legions" - też z numerami live, ale z Europy. Dodatkowo jako ultra przepierdolony bonus, na obu krążkach mieliśmy znaleźć przearanżowane utwory z "Grand Declaration of War". Jako jeden z maksymalnych wielbicieli (czytaj: idiotów) norweskiej grupy, pokusiłem się o zdobycie obu wersji. Co ciekawsze, jako pierwsze dotarło do mnie wydanie amerykańskie. I co? I gówno! Numerów koncertowych jest raptem siedem (całe 26 minut) i żeby było śmieszniej, tylko jeden z nich został zarejestrowany w Stanach ("Necrolust"). Reszta to jakieś ochłapy z różnych miejsc na kuli ziemskiej, ni w pizdę, ni w oko pasujące do pierwotnej koncepcji umieszczenia całego koncertu. Dobór utworów też jest dziwny, dlaczego nie ma nic z kultowego "De Mysteriis Dom Sathanas" (przy czterech numerach z "Deathcrush")?. Przyznam się szczerze, że traciłem już nadzieję, ale przecież jeszcze nie wszystko stracone - mamy wszakże przearanżowane utwory. Odpalam "To Daimonion", słucham w skupieniu i już po chwili wertuję wkładkę. No tak, kawałki to stare wersje przed-produkcyjne z 1999 roku, jeszcze bez ostatecznego masteringu. Rzecz ciekawa do posłuchania, ale tylko raz. O żesz kurwa, ale dałem się wychujać...

Czas na najważniejsze pytanie: czy warto kupić ten krążek? Szczerze mówiąc, nie wiem. Wszystkie rewelacyjne zapowiedzi, jakie dotarły do mnie kilka miesięcy temu, okazały się po prostu wyssane z palca. Zamiast przearanżowanych numerów z "Grand Declaration of War", mamy tu tylko wersje z przed-produkcji, które moim zdaniem nie zachwycają. Utworów koncertowych też jest niewiele, przyznam, że spodziewałem się więcej. Nie słyszałem jeszcze europejskiej wersji tego krążka, ale myślę, że będzie bardzo podobnie. Całość kojarzy mi się z próbą wydymania ludzi na znanej nazwie, bo oczywiście każdy oddany fan postara się nabyć obie wersje. Tylko na kiego chuja to wszystko? Po raz pierwszy w życiu zawiodłem się na Mayhem i szczerze mówiąc, nie polecam nikomu tego gówna, chyba że w celach kolekcjonerskich.

Komentarze
Dodaj komentarz »
Liepzig
Jotunblood (gość, IP: 82.177.238.*), 2009-08-11 19:32:31 | odpowiedz | zgłoś
Bardzo trafna recenzja! Nie ma bata, status jaki posiada Mayhem wśród maniaków zostaje wykorzystany przeciwko nim. Być może Necrobutcher sądzi że jest drugim Euronymousem?. Niestety,-czasy kiedy każde jedno wydawnictwo Mayhem, przyjmowane było z entuzjazmem graniczącym z fanatycznym uwielbieniem dawmo minęły. Aura niesamowitośći blednie, a sami muzycy obecnego Mayhem skutecznie temu pomagają wydając takie gnioty. Chcąc doświadczyć namiastki Mayhem na żywo radzę sięgnąć raczej po "Live in Liepzig"