zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 26 kwietnia 2024

recenzja: Megadeth "Super Collider"

6.06.2013  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Megadeth
Tytuł płyty: "Super Collider"
Utwory: Kingmaker; Super Collider; Burn!; Built For War; Off The Edge; Dance In The Rain; Beginning Of Sorrow; The Blackest Crow; Forget To Remember; Don't Turn Your Back; Cold Sweat
Wykonawcy: Dave Mustaine - gitara, wokal; David Ellefson - gitara basowa, wokal; Chris Broderick - gitara, wokal; Shawn Drover - instrumenty perkusyjne, wokal
Premiera: 4.06.2013
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

"Heh, macie czego chcieliście. Ile to nasłuchałem się tego 'mendzenia' po wydaniu 'Endgame' czy '13'. A to, że Mustaine napina muskuły i zapierdala nie wiadomo dokąd, aż do spierdzenia się, a to że kompozycje to same popisówki, nieudane powroty do szybkości rodem z 'RIP', względnie 'SFSGSW', a to że może i on chce, ale już nie umie. Leży przede mną 'Super Collider', najnowsze dziecko Rudego Buntownika - i wiecie co? W dupę wsadzić można takie opinie, bo o to Megadeth zwalnia i zaczyna znów bawić się w robienie piosenek... jak na nich - chujowych piosenek. Spoko, spoko, może przesadziłem, bo kilka kompozycji wartych uwagi da się tutaj znaleźć, przy tym na pewno nie jest to 'Risk Zwei', jak chcieliby 'hejterzy', ale i tak wieje gównem z daleka... niestety. Już opublikowana parę miechów temu okładka wzbudzała podejrzenia. Co to za kółeczko i kolorki, 'Zderzacz Cząsteczek', 'Zderzacz Hadronów'? Zwał, jak zwał - wolne żarty. Ktoś napisał, że Vic Rattlehead jest w tle, a już konkretnie wzorem płyt 'Countdown To Extinction', 'Youthanasia' jest z tyłu pudełka. Ktoś inny napisał, że to raczej bez znaczenia. Pewnie tak, ale to na tych wciąż świetnych krążkach Megadeth wkroczył na drogę prowadzącą do takich 'radio friendly' rzeczy, jak 'Cryptic Writings' czy 'Risk', swoją drogą też pozbawionych Vica na froncie, lub krócej - kiedy to Deth przestał być Mega. Ok, ok - przecież okładka nie gra, koniec końców 'Endgame' też nie była ozdobiona wizerunkiem naszego ukochanego antybohatera. Przejdźmy więc do 'muzyki', która sprawiła, że osiwiałem na mosznie, bynajmniej nie z zachwytu".

Właśnie tak chciałem rozpocząć opisywanie "Super Collider" po jednym zaledwie jej przesłuchaniu, po którym powyższe słowa same i bez trudu cisną się na usta, ale po prostu nie mogłem uwierzyć, że po tylu latach doświadczeń muzycznych i okołomuzycznych Mustaine odda płytowy stolec, mówiąc "żryjcie, a jak się nie podoba, to wypierdalać". W utrzymaniu tej nadziei nie pomagają mi też supernegatywne recenzje krążka, spływające ze wszystkich zakątków planety. Słucham więc dalej i wiecie co? Z każdym kolejnym razem jest coraz lepiej, by nie rzec bardzo dobrze.

Fakt, nie jest to płyta thrashmetalowa. Galopad mniej, popisy solowe schodzą na dalszy plan, jest za to bardziej przebojowo i piosenkowo. Już tutaj stwierdzę, że mimo tego odnalazłem na "Super Collider" tylko jeden kawałek, który zupełnie do mnie nie przemawia, mianowicie - nie wiedzieć czemu singlowy - "tytułowiec" o mocno "risikownym" zabarwieniu. Nie chodzi mi nawet o to, że brzmi on jak jakaś rozbudowana wersja takiego "Breadline", ale że klimatycznie całkowicie odstaje od reszty materiału. Jest jakoś pozytywnie natchniony i "amerykancki" na "hotdogowo makdonaldową" modłę. Po freda wstawiać takie rzeczy między otwierającego "Zderzacza", prawie klasycznego "Kingmaker" a ultrazejebistego, tnącego zarówno melodyką w typie "The Conjuring", jak i refrenem a'la "Youthanasia" - "Burn!". No sami powiedzcie, po co to komu? Szczególnie ten ostatni zwala z kulasów eklektyzmem, zgrabnym połączeniem muzyki Mustaine'a, odpowiednio z drugiej połowy lat 80 i pierwszej 90. Dalej z tonu nie spuszcza "Built For War", wjeżdżający gitarowymi kaskadami, połamanym rytmem, potem przecięty w połowie, bajeczną solówką w stylu Marcina Friedmana. Są w nim może niepotrzebne elementy, jak ten wymęczony chórek Dave'a, ale i tak papa cieszy się sama. "Off The Edge" z kolei to powrót do heavymetalowania z "The System Has Failed". Jego początek to wypisz wymaluj "Tears In a Vial", warstwa rytmiczna zaś to tuptające podgrzewanie atmosfery youthanasiowymi riffami. A refren? Cóż, znów przebojowy, ale w dobrym (czyt. heavyrockowym) znaczeniu tego słowa.

Potem, całkiem niespodziewanie, nadchodzi to, co "Super Collider" ma w sobie najlepszego. "Dance In The Rain" - kompozycja monument, chyba najlepsza, jaka wyszła spod palców Mr. Di od czasów "Zabójstwa Młodości" czy "Odliczania To Extinction". Coś ponad 4 minuty trwania, w których Ryży mieści dosłownie wszystkie klimaty, jakie pojawiały się w jego kapeli od początku istnienia, przy tym to chyba jest coś w stylu ballady. Od pierwszej sekundy trwania kompozycja chwyta za jaja dźwiękiem łkającej gitary, wydobywającym się gdzieś z zasnutej mgłą otchłani. Dalej uderzają dekadenckie zagrywki, pełne rozpaczy wajchy, wiolonczela, urywające dupę solo i wyraźnie odgrodzona druga część kompozycji, z której zaczepnie mruga "Killing Is My Business... And Business Is Good". Wszystko zaczyna zapierdalać na dobrze znanym z tej płyty brudzie i pogłosie. Zderzenie tych pozornie odległych galaktyk daje druzgocący efekt. Megakompozycja Megadeth. Brawo! Po takim pokazie trudno utrzymać wysokie napięcie i muzycy zdają się to rozumieć, stawiając na zaskoczenie. "The Blackest Crow" zabiera nas bowiem gdzieś na amerykańskie południe. We wstępie popierduje sobie bandżo, Drover oklepuje werble niczym secesyjny dobosz, co wystarczyło, żeby jakiś spec gdzieś napisał, że to nieudane country. Co ciekawe polski spec, zapewne wychowany na "Poradniku Początkującego Kierowcy" Tomasza Szweda. Wiecie - "Zachowaj odstęp, bo nie zdążysz wyhamować". Tutaj natomiast paradoksalnie "saloonowe" bajdurzenie przeradza się w istotny element kompozycji, tak naprawdę przeszytej nerwem i dynamiką ciężkiego grania. Fakt, więcej tu intrygi i starań o zaskoczenie słuchacza, ale i tak na poziomie, kiedy Dave odpala solo, świat się kończy, a stodoła w końcu płonie. Stejk jak cholera.

Na do widzenia Megadeth wyciąga z kieszeni jeszcze "Forget To Remember", "Don't Turn Your Back" i cover Thin Lizzy "Cold Sweat", z których pierwszy znów spokojnie można postawić obok hitów z "Youthanasia" i jeżeli miałbym coś typować na kolejny singiel, tym razem udany, to byłaby to właśnie ta piosenka. Jest w niej wszystko. za co można było wielbić tamten krążek. Charakterystyczna, nie do pomylenia z niczym innym melodyka, heavy estradowe refreny i ogólny powiew dobrze pojętej nośności radiowej. Co do "Don't Turn Your Back", to mam nieco mieszane odczucia, ponieważ gdzieś obok naprawdę wciągających zagrywek pojawia się mnie osobiście wkurwiająca maniera refrenu, który jest na tyle kiepski, że nieco kładzie ten kawałek, no ale jest jeszcze cover, a tutaj, co tu dużo mówić, jak zwykle Dave pokazuje, że ma łapę do przeróbek. Choć w warstwie wokalnej wyszedł z tego nieco Motorhead, to i tak miejsce na "Hidden Treasures II" powinno być zapewnione.

I tak oto dałbym się nabrać. Tym razem na szczęście bezkrytycznym recenzentom, którzy swoje żale i siki wylewali na nowe Megadeth już dzień przed premierą płyty, po jednorazowym osłuchaniu promosa. Nie ułatwił mi też zadania Mustaine, serwując taki, a nie inny kawałek jako wątpliwy aperitif i prezentując tę durną okładkę długo przed premierą. Już ostrzyłem sobie zęby, żeby zrobić z niego mielone i posłać do Pazuzu na męki, a tu proszę - nędzny singiel, chujowa okładka, ale ogólnie bardzo dobra płyta. Zwolennicy Deth na speedzie z czasów "RiP" i "SFSGSW" nie mają czego tutaj szukać, ale jeżeli ktoś za szczyt ich (jego) twórczości uznawał krążki z powywieszanymi dzieciakami i wychudzonymi, lewitującym starcami na froncie, z pewnością będzie zadowolony... ale na pewno nie po pierwszym przesłuchaniu. Płyta odkrywa swoje zalety dopiero gdzieś za trzecim podejściem.
Wtedy odnajdujemy znajome zagrywki, otwartą japą zaczynamy chłonąć wspaniałe brzmienie, wciąż nie przestaje nas wkurwiać kawałek singlowy, zgrzytniemy zębami na refrenie "Don't Turn Your Back", po czym dojdziemy do wniosku, że warto było.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Megadeth "Super Collider"
arekw99 (gość, IP: 217.173.202.*), 2013-06-08 21:14:14 | odpowiedz | zgłoś
płyta jest bardziej piosenkowa po prostu. jednych to zachwyci. innych wk..rwi. sa momenty lepsze lub gorsze, ale jak dla mnie to znizka formy. a te piosenki raczej srednie, poza paroma wyjatkami. spodziewalem sie wiecej, ale porazki tez nie ma. no i fakt, ze plyta zyskuje z kolejnymi przesluchaniami
re: Megadeth "Super Collider"
jqykbk (gość, IP: 178.36.151.*), 2013-06-08 21:02:46 | odpowiedz | zgłoś
Ciekawe, że wciąż są ludzie czekający na Rust in Peace II czy Peace Sells II, szkoda mi ich nieco. Nowy Slayer ich urajcuje, bo będzie to kolejna (drętwa) wersja Reign II (zwłaszcza że pod nieobecność Jeffa RIP kawałki pisze tylko King).
Do rzeczy - Super Collider nie jest wielkim albumem Megadeth, ale też i nie jest porażką. Jak czytam "Po 1 przesłuchaniu uważam..." to dalej nie czytam tychże wypocin, bo 1 to można porządnie kupę postawić. Sam pamiętam jak po 1 przesłuchaniu 'Dirt' AIC uważałem, ze to kiszka. Teraz to 1 z ważniejszych albumów dla mnie...
Posłuchałem albumu razy bodaj 5 i uważam, że jest lepiej OK. Są kawałki średnie, są dobre, są i słabe - jak na album nr14 nie spodziewałem się rewolucji i dokładnie to dostałem: Megadeth nr 14,Mustaine lat 50+.
Generalnie cieszę się, że nadal Rudy pisze ciekawe teksty, ciekawe melodie i niech tak zostanie.
A jak ktoś czeka na strasz/metal to niech sobie zapuści Good Morning/Black Friday - to se ne wrati.

Szacun dla Kruka za recenzję. Słucham Rudego od 1990 i gdyby nie on nigdy bym nie nauczył się grać na gitarze.

Tylko tyle i aż tyle. Dzięki MegaDave !
re: Megadeth "Super Collider"
Jeans muller (wyślij pw), 2013-06-08 19:48:51 | odpowiedz | zgłoś
Nie rozumiem kompletnie negatywnych komentarzy, reakcji na ten album. Megadeth już dawno temu tak grało m.in na cryptic i jest to okres ich tworczosci do ktorego wracam najchetniej. Wali mnie to ze to nie w pelni treszowa plyta bo k..wa zygam tym treszem i chce sluchac melodyjnych piosenek. Slucham megadeth od wielu lat lubie stare i nowe i jak dla mnie to trzeba miec zdolnosc by grac na rozne sposoby. Meta tez taka ma i wlasnie to pokazuje ze zespol ma dystans do tego co robi i bawi sie muzyka a nie chce sie przypodobac gowniarzom, gimbusom w dlugich batach z wąsem ktorzy tylko jęczą tresz tresz. Jeb..c hejterow :p
re: Megadeth "Super Collider"
vonsmroden
vonsmroden (wyślij pw), 2013-06-07 22:46:51 | odpowiedz | zgłoś
Megakruk łyka wszystko co mega w nazwie i rude, więc recenzja tej płyty nie może być obiektywna, a płyta jest drętwa i nijaka, żeby nie powiedzieć badziewna i nagrana na siłę!
Mnie to nie przekonuje, wolę 2a ostatnie Overkill'e!
re: Megadeth "Super Collider"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2013-06-08 06:21:29 | odpowiedz | zgłoś
fakt jestem diehardem szmat czasu, a zaczęło się od tego jak na koloniach w podstawówce wjebał mi z liścia Rudy (sic!) fan Megadeth w katanie lub robionej koszulce z telewizorem - już nie pamiętam Peace Sells lub Rip. Ale spokojnie nie jestem przy tym bezkrytyczny. Należałem do tych, którzy czekali na Rudego, nawet mimo przerwy i rozpadu po TWNAH - wszystkie płyty do TWNAH mam na mc,cd, winylu - pozostałe tylko na winylu i CD bo przestali robić MC, remastery też mam wszystkie, Killing w trzech wersjach, w tym ściśle limitowany CD imitującym winyl, peace sells nawet na dvd format, single, bootlegi, koncertówki, boxy, byłem chyba na wszystkich polskich koncertach i jednym w Niemczech (hehe), ale to nie wierność barwom klubowym powoduje, że podoba mi się ta płyta. Jest po prostu dobra. Dlaczego dałem 8, cóż jak większość kolegów komentujących dałbym solidne 7.5, ale tutaj nie można dawać takich ocen tylko pełne, dwa - tendencja jest zwyżkowa, bo płyta zyskuje z kolejnymi odsłonami. Może więc zalicz jeszcze kilka podejść to chapniesz dzidę ;-P Co jeszcze? Od dawien dawna jestem fanem Chelsea (tej od Janafranka Zolli i Viallego do dziś) - Realu Madryt (od Raula, Morientesa i reszty do dziś) i Juventusu Turyn (tego od czasów Peruzziego i Del Piero do dziś) - aha nienawidzę też FC Barcelona - czy mogę wiarygodny? Ha-ha - haaaaa-haaaaa - ha-haaaaaa. A tak serio - mecz ktoś oglądał wczoraj? (haha copy)
re: Megadeth "Super Collider"
wac
wac (wyślij pw), 2013-06-09 13:30:44 | odpowiedz | zgłoś
jesteś fanem Realu? śmiech na sali ziom... nie jestem fanem Farsy ale Real lubić???
re: Megadeth "Super Collider"
vonsmroden
vonsmroden (wyślij pw), 2013-06-09 17:01:23 | odpowiedz | zgłoś
...uff, domyślałem się że masz szajbę na rudego, ale to już jest megaszjba. Ja jednak, tak jak w przypadku ostatniego Tiamat nie daje rady, brakuje mi tego czegoś i już!
Wolę nowy Sodom, urywa łeb!!!
re: Megadeth "Super Collider"
djok (gość, IP: 83.20.51.*), 2013-06-07 16:32:34 | odpowiedz | zgłoś
Płyta średnia, która zbytnio ni ziębi ni parzy - takie jest moje wrażenie po pierwszym przesłuchaniu - z kilkoma dobrymi fragmentami, których niestety jest zdecydowanie mniej niż na Endgame czy nawet 13. Powrót wolniejszych temp i "ładnych" melodii nie każdemu musi się podobać, ale z drugiej strony nie uważam żeby płytka zasłużyła na aż takie baty jakie zbiera...
re: Megadeth "Super Collider"
biomen
biomen (wyślij pw), 2013-06-07 15:19:54 | odpowiedz | zgłoś
Przyznam szczerze że podczas słuchania Super Collider bawiłem się o wiele lepiej niż w przypadku 13 czy Endgame. Jak dla mnie nowa płyta Megadeth ma więcej swoich "momentów" niż poprzedniczki wydane po 2004 roku.

Powiedzmy ostatnia minuta Dance in the rain. No pozamiatało mną kompletnie przy pierwszym przesłuchaniu. Albo kingmaker.. człowiek uczy się tekstu po trzech przesłuchaniach i wgl. kopie dupę. Warto wspomnieć że płyta brzmi moim zdaniem o wiele lepiej niż 13, jest lepiej zmiksowania. Choć do unikalnego brzmienia Endgame troche brakuje.

Nie chce się rozpisywać ale co mnie gryzło w płycie to refren Burn! i chórki w Built for war i beginning of sorrow. Można było to zrealizować lepiej. A numer tytułowy cóż... lekkie nieporozumienie - lecz do wybaczenia. Płyta 7.5/10 :)
re: Megadeth "Super Collider"
wac
wac (wyślij pw), 2013-06-07 12:06:13 | odpowiedz | zgłoś
na tej płycie zdecydowanie najgorzej kopiują Metalikę