zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 16 października 2024

recenzja: Motorhead "Motorizer"

29.09.2011  autor: Szamrynquie
okładka płyty
Nazwa zespołu: Motorhead
Tytuł płyty: "Motorizer"
Utwory: Runaround Man; Teach You How To Sing The Blues; When The Eagle Screams; Rock Out; One Short Life; Buried Alive; English Rose; Back On The Chain; Heroes; Time Is Right; The Thousand Names Of God
Wykonawcy: Ian "Lemmy" Kilmister - gitara basowa, wokal; Mikkey Dee - instrumenty perkusyjne; Phil Campbell - gitara
Wydawcy: Steamhammer
Premiera: 2008
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Motorhead to zespół cieszący się powszechnym szacunkiem, można by rzec - ikona ciężkiego grania. W 2008 roku wydał swój dwudziesty album studyjny. Tak, jak można było przewidzieć, rewolucja w muzyce grupy nie nastąpiła.

Na albumie "Motorizer" panuje niezwykła równowaga, oczywiście głos Lemmy'ego jest rozpoznawalny na kilometr, ale instrumentalnie nikt tam się szczególnie na pierwszy plan nie przebija. Początek kawałka "Rock Out" to wizytówka brzmienia Motorhead Anno Domini 2008. Jeśli ktoś ma ochotę rozebrać sobie to brzmienie na części, to ten fragment idealnie się do tego nadaje. Lemmy na basie od lat ma wypracowany swój styl. Często przejmuje rolę gitary rytmicznej, co jest zrozumiałe w tak skromnym, trzyosobowym składzie. W "When The Eagle Screams" gra króciutkie solo przed solem gitary, ale nie wycina jakiejś łamigłówki, bardziej jakby jamował. Campbell, nawet gdy gra solo, to bardziej hałasuje niż próbuje zafundować nam opad szczęki. Mimo to przyjemnie słucha się jego gry solowej, np. w "Buried Alive". Warto też zwrócić uwagę, jak kapitalnie buduje napięcie prostym sprzężeniem w "Back On The Chain". Mikkey Dee gra proste rytmy, ale w tej prostocie jest wirtuozem. To, co wymyślił w "Heroes", to potwierdzenie jego geniuszu. Wróćmy do Lemmy'ego na chwilę. Barwa wokalu jak zawsze zakopcona i przepłukana jakimiś procentami. Warto jednak zwrócić uwagę na to, jak pomysłowo zastosowano wiele głosów pod koniec "Heroes". Niecodzienny zabieg w muzyce rockowej w ogóle.

Na "Motorizer" dominują szybkie, energetyczne kawałki i może kiedyś policjanci będą odbierać prawo jazdy za słuchanie tej płyty podczas kierowania pojazdem. Przy takim "Rock Out" każde drzewo jawi się jako potencjalny ostatni przystanek. Brak jest ballad, które całkiem fajnie wychodzą temu zespołowi. Na szczęście nie odczuwa się boleśnie tego braku, bo rozpędzony czołg choć miażdży, to robi to ciekawie. Pełno na tej płycie aranżacyjnych smaczków, potwierdzających klasę muzyków i ich zgranie. Weźmy taki "English Rose", wszystko tam chodzi jak w najlepszym silniku. Kawałek ten jest najbardziej radosny i luzacki na całej płycie. Całkiem inny klimat ma "Buried Alive", który kipi agresją. Najbardziej podniosły jest "Heroes", a "One Short Life" przyjemnie buja w nieparzystym rytmie. "Back On The Chain" podskakuje jak na sprężynach. "The Thousand Names Of God" wyprowadza mocne ciosy prosto w twarz. Kapitalny numer i wysokokaloryczne zakończenie płyty. Jak na ironię "Runaround Man", który otwiera album, jest najmniej ciekawy, no ale kopie niemiłosiernie. Zmienna atmosfera na "Motorizer" sprawia, że można słuchać tego albumu kilka razy pod rząd. I co znamienne, Motorhead cały czas jest sobą. Raz bardziej poważny, potem wpieniony, a innym razem bezczelnie uśmiechnięty, ale zawsze to ten sam zespół. Nie jest tak, że ten numer przypomina tę kapelę, a w innym kawałku nasuwa się skojarzenie z innym zespołem. To po prostu Motorhead.

Okładka jest kapitalna. Bardzo fajny pomysł. Na tarczy jest obowiązkowy Snaggletooth i herby Anglii (Lemmy jest Anglikiem), Walii (Campbell to Walijczyk) oraz Szwecji (Mikkey Dee to Szwed, choć z rodziny greckich imigrantów). Wewnątrz książeczki znajdziemy rysunek Lemmy'ego z jego własnym komentarzem - historyjką, teksty piosenek oraz zdjęcie zespołu w miłym towarzystwie. O ile jednak członków grupy jest trzech, to babeczki są tylko dwie. Jest to niewybaczalny błąd. Gdzie jest skośnooka lala?

"Motorizer" to niewiarygodnie dobry album. Słychać na nim świetnie zgrany zespół, który bawi się swoim graniem nie popadając w efekciarstwo. Praktycznie każda piosenka z tej płyty sprawdzi się na koncercie. Inna zaleta jest taka, że tego krążka można słuchać wszędzie i przy różnych okazjach. Nieważne, czy jedziesz traktorem, tynkujesz ściany, leżysz plackiem na plaży, czy podziwiasz pająki w piwnicy swoich dziadków.

Komentarze
Dodaj komentarz »
World Is Yours jest znacznie lepsza
minus
minus (wyślij pw), 2011-10-22 21:45:55 | odpowiedz | zgłoś
na Motorizerze brakuje trochę rock'n'rolla, a w Motorhead rock'n'roll to podstawa;)
8/10
przemo Rocker (gość, IP: 83.10.54.*), 2011-10-06 22:17:45 | odpowiedz | zgłoś
Świetna płyta , pełna energii , aż trudno uwierzyć że Lemmy grubo po sześćdziesiątce ma tyle powera !!!
Potęga postępu
Ryj (gość, IP: 95.41.50.*), 2011-10-02 15:03:50 | odpowiedz | zgłoś
Tym razem zupełnie mnie zaskoczyli, idąc w stronę dark ambientu...
re: Potęga postępu
proboszcz (gość, IP: 145.237.99.*), 2011-10-03 11:58:20 | odpowiedz | zgłoś
zapomniał kolega napomknąć o elementach neobarokowej harmonii w połączeniu z oryginalnym zastosowaniu skali jońskiej koscielnej...