zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

recenzja: Nomad "The Devilish Whirl"

28.02.2000  autor: ider
okładka płyty
Nazwa zespołu: Nomad
Tytuł płyty: "The Devilish Whirl"
Utwory: Intro; Confidence; War In The Name Of - Impale; Groping The Secret Corpses; The Other Dream (Intro); A Constructive Image; I - An Alchemist Of My Analysis; The Pile of Burning Roses; The Black Domination
Wydawcy: Novum Vox Mortis
Premiera: 1999
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Ostatnio NVM zarzekało się, że będzie wydawało tylko debiuty. Zasada ta nie potwierdza się w przypadku Nomad, gdyż "The Devilish Whirl" jest drugim wydawnictwem zespołu. Nomad przeszedł wiele zmian personalnych od nagrania demo i jest to mocno wyczuwalne. "The Devilish Whirl" została wydana bardzo profesjonalnie, z bardzo dołującą i nietypową jak na death metal grafiką.

Nomad to jedna z kapel, które oparły się fali blacku i konsekwentnie tworzą w swojej bardzo brutalnej konwencji. Wyszło jej to tylko na dobre. Muzyka jest bardzo dopracowana od strony technicznej, bardziej przejrzysta. Cechą charakterystyczną Nomad są podwójne wokale. To plusem i odrywa słuchacza od miejscowej monotonii "The Devilish Whril". Teksty utrzymane są w "mroczno-śmiertelnej" tematyce, oczywiście po angielsku, ale łatwe do zrozumienia dla zwykłego śmiertelnika, uczącego się tego języka.

Płytę otwiera intro, które jest jakby trochę nie na miejscu. Zupełnie nie oddaje klimatu płyty, jest raczej częścią pierwszego utworu - "Confidence". Bardzo podoba mi się układ kompozycji - wyraźnie widać w niej ewolucję Nomad. Rozpoczyna się surowym wokalem, właściwie rykiem, przechodząc powoli w nastrój bardziej melodyjny, mniej brutalny, z całkiem wolnymi fragmentami. "War In Name Of - Impale" to dobry tekst i dopełniające się wokale, które jednak miejscami trochę nie pasują. Strasznie krzyczą ci panowie. "Groping The Secret Corpses" trwa aż 7 minut. Utwór dobry, ale po 5 minutach miałam go już trochę dość i gdyby nie naprawdę piękne gitarowe solo, powtarzające się trzykrotnie, chyba bym w życiu nie przeżyła takiej dawki sieczki. Tekst jest zastanawiający (oczywiście trzeba go przeczytać, bo to w końcu death i nie przystoi, by choć parę zdań było zrozumiałe). Napawa poczuciem beznadziei. Nie wiem, co Bleyzabel miał na myśli, ale kawałki w stylu "I'm drinking your lips with a passion" są bardzo... smakowite? "The Other Dream" i "I - An Alchemist..." nic nie zmieniają. Nie są to złe utwory, wręcz przeciwnie. Tylko tempo wciąż jednostajne, mamy ścianę gitar i bębnów. To utwory wykrzyczane w twarz złemu, niedobremu światu. "The Pile Of Burning Roses" to chyba mój ulubiony utwór. Doskonała aranżacja, słychać każdy instrument, brzmienie surowe, ale melodyjne, a wokal wreszcie pasuje do całości. Palce lizać. Na koniec Nomad uderza nas "The Pile Black Domination" i jest to uderzenie w pełnym tego słowa znaczeniu. W sam raz na koniec płyty, ociekające refleksją.

Nomad zaskoczył mnie tym albumem i na pewno nie było to nic negatywnego, wręcz przeciwnie. Wiem, że recenzje płyty są dość krytyczne, ich autorzy przeważnie czepiają się wokali, ale każdy, kto słyszał poprzedni materiał grupy Nomad, wie, że ta kapela ma po prostu taki styl i uważam, że tego rodzaju wokale są raczej zaletą niż wadą. Czekamy na koncerty!

Komentarze
Dodaj komentarz »