zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 9 października 2024

recenzja: Paradise Lost "Believe in Nothing"

20.02.2001  autor: Varelse
okładka płyty
Nazwa zespołu: Paradise Lost
Tytuł płyty: "Believe in Nothing"
Utwory: I Am Nothing; Mouth; Fader; Look at Me Now; Illumination; Something Real; Divided; Sell it to the World; Never Again; Control; No Reason; World Pretending
Wykonawcy: Nick Holmes - wokal; Gregor Mackintosh - instrumenty klawiszowe, gitara; Aaron Aedy - gitara; Steve Edmondson - gitara basowa; Lee Morris - wokal, instrumenty perkusyjne
Wydawcy: EMI
Premiera: 2001
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Minęło 20 miesięcy od ukazania się ostatniej płyty Paradise Lost zatytułowanej "Host". Każdy, kto interesuje się ich twórczością, wie jak bardzo podzieliła ona słuchaczy. Okrzyknięta mianem zdrady przez jednych, a wynoszona pod niebiosa przez innych. OK, Paradise zrobiło krok w kierunku dość niebezpiecznym; pojawiły się sample i loopy, zniknęły wspaniałe solówki Grega, Nick śpiewał czystym głosem, a Lee, wyręczany często przez automaty, udzielał się wokalnie. Długa droga od doomowych korzeni do brzmienia "naśladującego Depeche Mode" jak kwitują wrogowie "Hosta". Dla mnie to droga ewolucji i dojrzewania, coraz doskonalszych kompozycji i warsztatu wszystkich facetów z PL. Aha, jeszcze jedno - Paradise Lost słucham od "Shades Of God", nie zaczynałem od "Host", ani tym bardziej od "One Second". Przeciwnie - po "OS" byłem wściekły za zmianę brzmienia. Po miesiącu mi przeszło i uznałem tę płytę za lepszą od ukochanego "Icon". Tyle tytułem wstępu.

Pierwsze spojrzenie na okładkę "Believe In Nothing" i w oczy oprócz pszczółek rzuca się nowe logo. Niby podobne, ale jakby takie poszarpane, zadziorne, wystrzępione. A w środku? Po kolei, wyłączcie światło, telefon, połóżcie się wygodnie, słuchawki na uszy. Tego trzeba POSŁUCHAĆ. A więc "play".

"I am nothing". Po kilku sekundach słychać gitary! A wiec są, wróciły. Piękny, ciężki podkład Aarona i cudowne dźwięki płynące spod palców Grega. A głos Nicka... jeszcze czystszy niż na "Host". I lepszy! "I hope and pray that I won't stay around too long to stain, cause I am nothing...". No i te teksty, niby proste ale... po prostu maja to coś.

"Mouth". Nagrany już po ustaleniu zawartości płyty, jednak dostał się na nią i nie skończył jako "b-side". I dobrze, chyba dołączy do kanonu klasyki PL, razem z "As I Die", "True Belief" i "Say Just Words". Do bólu proste riffy, trzydźwiękowa solówka, ale tego nie da się słuchać obojętnie. Ile to razy złapałem się na mamrotaniu pod nosem "it's in my mind, it's in my mouth, it's in my soul...".

"Fader". Akustyczne gitary, dziecięce chórki i przejmujące, głębokie słowa "and now you want some understanding, what's my point of view... than I'll just fade away.". Chwila odpoczynku i zamyślenia przed...

"Look at me now". Niech nie zmylą was elektroniczne piski na początku. Już za chwilę zginą przytłoczone potężnymi dźwiękami obu gitar. To trzeba usłyszeć; delikatny (cholera, naprawdę!) wokal i spokojniutka, czysta gitara, a zaraz potem rytmiczne jak motor piłowanie. "Just look at me!". Najbardziej przebojowy utwór na płycie, aż dziw, że nie dorobi się singla.

"Illumination". Spokojne intro, nieco przypominające "Christiendom". Posłuchajcie basu towarzyszącego słowom "then you get carried away, the trauma is oh too real". I ten przygnębiający, dołujący jak diabli, nastrój. Jeśli lubiliście "Joys Of Emptiness" (z "Icon") i klimaty tego typu, to iluminacja przykuje wasze uszy.

"Something Real". Sposób śpiewania Nicka i atmosfera jak z "Mercy". Wyraźny, skandowany british-english i chórkowe refreny. I tematyka - czego oczekujesz od życia, co ono ma do zaoferowania, a co ty mógłbyś poświęcić... Coś prawdziwego, coś naprawdę istotnego. "Decay of fortune and might, but would you stand up and fight? No, you wouldn't."

"Divided". Symfoniczny wstęp, smyczki, trąbki, fortepian. Skrzypce słychać w całym utworze. "Divided we stand, determined to fall, just like this hollow world that sleeps inside of me".

"Sell it to the world". Wybrany na utwór promujący album w rozgłośniach radiowych. Dynamiczny i rytmiczny, zwrotki zbudowane na bębnach i wokalu, refren wzbogacony ciężkim brzmieniem gitar. W pewnym momencie stylizowany głos może przypominać sposób śpiewania Nicka z wczesnych płyt zespołu, nie jest to growling, tylko skandowane melodeklamacje.

"Never again". Znowu świetne riffy, proste, ale za to perfekcyjnie zaaranżowane, wplecione w tło zwrotek i wychodzące na pierwszy plan w refrenie, a potem... skrzypce solo! Chwila oddechu i ciszy "Is it too much to say 'never again'?".

"Control". Niezbyt lubię nakładanie efektów na wokal, ale jakoś tu nie razi to aż tak, a słowa "we, the subtle damned, refuse to follow and we are determined to control" aż tchną buntem.

"No reason". Wsłuchajcie się w brzmienie gitary Grega, wchodzącej na końcu intra i refrenu, co za dźwięk! I mamy prawdziwą solówkę. Jeśli komuś tego brakowało, oto jest "It's the same old show, maybe you don't know, go and find some reason to live".

"World Pretending". Wolne, depresyjne zakończenie płyty. Płacząca gitara i wysoki głos, pluskające dźwięki strun i bijący z tekstu żal, wymówka "And for your so-called frinds, they always seemed so dear. But when it all gone worse, they seemed to disappear". Podobnym akcentem kończył się "Host" - brak nadziei, coś się kończy. Proste, ale piękne solo. "And now it's so absurd, what you're saying to me now. your worlds pretending".

Na singlu "Mouth" znalazły się dwa kolejne utwory:

"Sway". Bardzo w klimacie "Hosta", trochę depeszowaty, ale mocniejszy. Znowu pojawia się solówka i znowu jest bardzo dobra. "Who do I trust, trustin' or just pretendin'. I'm free to sway".

"Gone". Kwintesencja stylu i nastroju utworów Paradise Lost. "And when did you decide, to break down when I'm gone?" Jak to się stało, że "Gone" nie znalazł się na płycie? "Your wrath has been unchained, there's too many feeling estranged, there's too many leaving the stage". A w tle kapie deszcz, towarzyszy ponurym dźwiękom kontrabasu. I pożegnalne solo, znowu w klimacie "Host", proste i wspaniałe, żaden popis warsztatowy, ale za to kompozytorski.

Czemu tak często cytuję teksty? To nie przypadek, PL jest zespołem, którego chyba nie sposób słuchać bez znajomości tekstów. To, co pisze Nick Holmes, potrafi rzeczywiście poruszyć duszę. Jeżeli miałbym jednym słowem podsumować jego twórczość, to byłoby to "nostalgia".

I to całe "Believe In Nothing". Eklektyczna składanka tego, co już było? Czy Paradise Lost powróciło z dalekiej podróży, wzbogacone o nowe doświadczenia? Rozwinęło się czy cofnęło? Poświęćcie tej płycie więcej niż chwilę, bo warto. Szkoda tracić naprawdę dobrą muzykę z powodu uprzedzeń, dajcie jej szanse. Uwierzcie w nic.

Komentarze
Dodaj komentarz »