zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 25 kwietnia 2024

recenzja: Testament "The Formation of Damnation"

24.07.2021  autor: Verghityax
okładka płyty
Nazwa zespołu: Testament
Tytuł płyty: "The Formation of Damnation"
Utwory: For the Glory of...; More than Meets the Eye; The Evil Has Landed; The Formation of Damnation; Dangers of the Faithless; The Persecuted Won't Forget; Henchmen Ride; Killing Season; Afterlife; F.E.A.R.; Leave Me Forever
Wykonawcy: Chuck Billy - wokal; Alex Skolnick - gitara; Eric Peterson - gitara; Greg Christian - gitara basowa; Paul Bostaph - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Nuclear Blast Records
Premiera: 2008
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Nie zazdroszczę thrashmetalowcom. Nie, to zbyt mało precyzyjne. Nie zazdroszczę thrashmetalowcom, którzy swoją muzykę tworzą w XXI wieku. Spośród wszystkich odmian metalu, thrash bezapelacyjnie zajmuje wysoką lokatę na liście tych najbardziej wyeksploatowanych i wtórnych. Przypomina to nękającą Hollywood przypadłość, gdzie oryginalnych pomysłów szukać równie próżno, co wody na pustyni Atakama, a prym wiodą remaki i niezliczone adaptacje. W rezultacie zarówno weterani gatunku, jak i młodociane grupy rekonstrukcyjne uprawiają coś na kształt żywego skansenu, napędzanego nostalgią za złotą erą lat 80. Najdokładniejszym miernikiem tego zjawiska są fani, którzy po nowe wydawnictwa sięgają raczej z przywiązania do zespołu niż szczerego zachwytu nad premierowym materiałem. Nie wierzycie? Spytajcie swoich znajomych, co wolą? "Repentless" czy "Reign in Blood"? "Dystopia" czy "Rust in Peace"? "For All Kings" czy "Among the Living"?

Gdy w latach 90. thrash metal osiągnął swoje apogeum, powietrze z balonika uszło i rozpoczął się drastyczny spadek popularności. Wiele kapel próbowało ratować się ewolucją brzmienia, co zaowocowało mniej lub bardziej udanymi eksperymentami pod względem artystycznym i rzadko towarzyszącym im sukcesem komercyjnym. Niektóre załogi nie przetrwały brutalnego zderzenia z bezlitosnymi prawami rynku, inne nagrały albumy będące do dziś przedmiotem wstydu. Jest jeszcze jedna kategoria, niezbyt licznie reprezentowana - muzycznych Spartan, którzy z bitwy wrócili z tarczą. I to do tej właśnie grupy należy dowodzony przez Chucka Billy'ego i Erica Petersona Testament. Pomimo turbulencji personalnych i roszad w składzie, Amerykanie zdołali zarejestrować trzy nad wyraz ciekawe i nieszablonowe płyty, stanowiące pomnik ich kreatywności, z czego "The Gathering" śmiało można ustawić na podium szczytowych osiągnięć w ich karierze.

Kiedy w 2005 roku, spełniwszy swe jazzowe fantazje, Alex Skolnick zatęsknił za ciężkimi riffami, maniacy thrashu wieszczyli, że oto nadciąga drugi "The New Order" albo przynajmniej "The Legacy", jakby już zdążyli zapomnieć, że bez Skolnicka na pokładzie Testament radził sobie zupełnie dobrze. Początkowo ich oczekiwania nie były tak całkiem bezpodstawne, bo pierwszą rzeczą, jaką zespół zrobił po zebraniu się w starym składzie, było nagranie koncertowego "Live in London", znakomitego albumu, który dobitnie pokazał, że panowie nadal potrafią dołożyć do pieca, a ich forma nie doznała żadnego uszczerbku mimo upływu czasu. Niestety zamiast od razu pójść za ciosem i wystartować z pracą nad wydawnictwem studyjnym, kwintet zmitrężył prawie dwa lata i w efekcie "The Formation of Damnation" ujrzał światło dzienne dopiero w 2008 roku.

"The Formation of Damnation" to materiał dość nierówny. Pomijając krótkie, instrumentalne intro, na krążku znalazło się dziesięć kompozycji. Z ich pomocą muzycy starają się wznieść stylistyczny pomost między "The Gathering" a swoimi wczesnymi dokonaniami. Zaczyna się niezwykle obiecująco, ponieważ "More than Meets the Eye" to numer szalenie chwytliwy, rozbuchany, wręcz perła w koronie tej płyty. Chuck Billy daje tutaj pełen popis swoich możliwości, śpiewając, jakby jego choroba nigdy nie miała miejsca. Kolejne dwa kawałki - "The Evil Has Landed" oraz tytułowy - podkręcają tempo, uderzając w słuchacza zaciekłymi, jadowitymi riffami, osadzonymi na potężnym podkładzie perkusyjnym. Paul Bostaph i jego siłowy styl gry dostarczają Testamentowi dzikiej, nieokiełznanej energii, jakiej trzeba do wprawienia tej machiny w ruch. Niestety już na następnym odcinku machina ta wpada na mieliznę i porusza się ociężale niemal do samego końca. Ostatnim momentem, kiedy na powrót robi się interesująco, jest rozpędzony "F.E.A.R." ze swoim chóralnym refrenem. Napisany w całości przez Alexa Skolnicka, to jeden z niewielu przejawów jego znikomej aktywności kompozycyjnej na "The Formation of Damnation".

Czy oznacza to, że postrzegam "The Formation of Damnation" jako album nieudany czy zły? Nie. To wciąż solidny, świetnie zaaranżowany thrash, na który wielu aspirujących grajków mogłoby spoglądać łakomym okiem. Sęk w tym, że środkowa część tej muzycznej wycieczki nic nie wnosi i trąci nikomu niepotrzebnym wypełniaczem. Chwilami mierzi mnie też produkcja Andy'ego Sneapa, mającego tendencję do traktowania każdej sesji nagraniowej niczym operacji na otwartym sercu - wszystko jest obsesyjnie sterylne. A przecież nie o to w metalu chodzi, aby był piękny i gładki. Gdyby "The Formation of Damnation" ukazał się jako EP-ka, byłby jednym z najsilniejszych zawodników w dyskografii Testamentu. Tymczasem ja nadal wolę "The Legacy", "The Ritual" i "The Gathering".

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Testament "The Formation of Damnation"
Jeff73 (wyślij pw), 2021-12-14 17:56:42 | odpowiedz | zgłoś
Testament gra od paru cd tak nudno i powtarzalnie, miałko, że odsłuchanie całej cd graniczy z cudem i jest dla mnie niewykonalne, zupełnie inna bajka w przypadku Mety, Kreatora jest. Ich materiałów aż chce się słuchać!!!
re: Testament "The Formation of Damnation"
Artecki (gość, IP: 79.188.120.*), 2021-10-13 14:32:57 | odpowiedz | zgłoś
Dwie pierwsze były najlepsze, kuźwa miało się wtedy długie pióra, nie to co teraz... ;-)
re: Testament "The Formation of Damnation"
Bungo (gość, IP: 37.47.100.*), 2021-10-14 07:26:53 | odpowiedz | zgłoś
To ciekawe, ale w momencie kiedy te albumy się ukazywały, to strasznie mi sie podobały. Po latach, w ciągłym użyciu zostaje The Gathering. Nie mogę tylko odżałować braku Hoglana na bębnach. Lombardo kompletnie psuje brzmienie i klimat tego albumu.
re: Testament "The Formation of Damnation"
Ziomaletto
Ziomaletto (wyślij pw), 2021-07-28 08:10:37 | odpowiedz | zgłoś
Trochę marna ta recka - ot, kilka akapitów do zarysowania tła, a potem - jeden akapit o zawartości albumu. Wygląda to tak, jakby autor może z raz posłuchał płyty, skupił się tylko na tych szybkich numerach i resztę olał. Sam tak robiłem, gdy słuchałem płyty po raz pierwszy i zastanawiałem się, czemu mi to nie siada. Ale słucham i słucham, i cholera, ileż tu świetnych numerów - melancholijne 'Leave Me Forever' i 'Dangers of the Faithless', rockowe wręcz 'Afterlife' czy 'Killing Season', a także nagle rozpędzające się w połowie 'Henchmen Ride'. No i najmocniejszy strzał - 'The Persecuted Won't Forget'. I nie, ta płyta nie jest "pomostem" między starymi płytami i Gathering - to jest przede wszystkim klasyczny do bólu Testament, a to że Chuck zagrowluje z raz czy dwa to jeszcze o niczym nie świadczy. To tak jakby powiedzieć, że jak Cannibal Corpse odpuści sobie z blastami, to już nagle thrash zaczynają grać. A załoga Petersona nigdy do najszybszych nie należała (i bardzo dobrze!).

"A przecież nie o to w metalu chodzi, aby był piękny i gładki."
Ja tam wolę jednak słyszeć, co muzycy grają, niż jak w nowych kawałkach Paradoxu, gdzie gitar prawie nie słychać, albo niektórych albumach Venom, gdzie bas wszystko zagłusza. To jest jednak MUZYKA, której powinno się słuchać, a nie męczyć, bo dźwiękowcy są głusi jak pień i nie mają pojęcia, co robią.

"Amerykanie zdołali zarejestrować trzy nad wyraz ciekawe i nieszablonowe płyty, stanowiące pomnik ich kreatywności"

Normalnie tego nie robię, ale:
>'Demonic'
>kreatywność
Wybierz jedno. To tak jak Limp Bizkit i dobre liryki - ni luj się to nie łączy.
re: Testament "The Formation of Damnation"
Verghityax (wyślij pw), 2021-07-28 08:25:16 | odpowiedz | zgłoś
No widzisz, totalnie się z Tobą nie zgadzam. The Formation of Damnation przemęczyłem wielokrotnie i nadal uważam, że jest to jedna ze słabszych płyt, jakie Testament nagrał. Wolę przesłuchać Demonic dziesięć razy niż raz The Formation of Damnation, bo w porównaniu z większością albumów Testamentu, na Formation często wieje nudą. I nie jestem zwolennikiem sterylnego, wycyzelowanego brzmienia, po prostu. Dla mnie w metalu ma być brud i syf. To nie filharmonia.
re: Testament "The Formation of Damnation"
Thrash Lover (wyślij pw), 2021-07-28 12:05:49 | odpowiedz | zgłoś
Wydaje mi sie, ze Ziomaletto ma sporo racji. Dla mnie 'Demonic' to chyba najgorsza płyta Testamentu. Może podoba Ci się brzmienie albo pójście zespołu w stronę death metalu? Bo muzycznie, kompozycyjnie jest tam naprawdę nudno.
re: Testament "The Formation of Damnation"
Verghityax (wyślij pw), 2021-07-29 00:00:11 | odpowiedz | zgłoś
Żeby była jasność. To prawda, że Ziomaletto ma sporo racji i wcale mu tego nie odmawiam, bo jego argumenty jak najbardziej mają sens :) Po prostu nie zgadzam się z nim w kwestii podejścia. On lubi bardziej klarowne brzmienie, ja lubię więcej brudu, ale to nie znaczy przecież, że jest jakiś jeden prawidłowy sposób odbierania muzyki :)

Natomiast, co do samego Formation, to tak jak pisałem w recenzji. Obiektywnie rzecz biorąc to jest bardzo solidna płyta, dlatego wystawiłem jej ocenę 7/10, a nie niższą. Osobiście nie porwała mnie, ale doceniam jej walory.
Najgorsza płyta
Mikele
Mikele (wyślij pw), 2021-07-29 08:15:55 | odpowiedz | zgłoś
Najgorszą płytą Testamentu jest chyba "Souls of Black". Tam nie ma ani jednego kawałka z pomysłem. Tak mi się ta płyta nie podobała, że musiałem sprzedać...
re: Najgorsza płyta
Thrash Lover (wyślij pw), 2021-07-29 11:13:43 | odpowiedz | zgłoś
Fakt, nie jest to najlepsza płyta, ale są tam dwa kawałki, które mi się bardzo podobają - utwór tytułowy i "The Legacy" :)
re: Testament "The Formation of Damnation"
Ziomaletto
Ziomaletto (wyślij pw), 2021-07-29 21:57:09 | odpowiedz | zgłoś
Ja bym 'Demonic' nawet pójściem w stronę "deathu" nie nazwał, bo growle to jednak trochę za mało. Dla mnie to bardziej bujanka na modłę Pantery z ich groove'owego okresu, a że mi ta kultowa Pantera nie siada (ich glamowych płyt jeszcze nie słuchałem, choć źródła gadają że 'Power Metal' całkiem dobre jest), to i 'Demonic' uważam za zwykłą pomyłkę, wypraną z jakichkolwiek ciekawych numerów.
« Nowsze
1