zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 25 kwietnia 2024

recenzja: Anathema "Weather Systems"

15.05.2012  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Anathema
Tytuł płyty: "Weather Systems"
Utwory: Untouchable, Part 1; Untouchable, Part 2; The Gathering Of The Clouds; Lightning Song; Sunlight; The Storm Before The Calm; The Beginning And The End; The Lost Child; Internal Landscapes
Wykonawcy: Vincent Cavanagh - wokal, gitara; Daniel Cavanagh - gitara, instrumenty klawiszowe, wokal; John Douglas - instrumenty perkusyjne, instrumenty klawiszowe, gitara; Jamie Cavanagh - gitara basowa; Lee Douglas - wokal
Premiera: 16.04.2012
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Powoli zaczynam mieć dosyć nudzenia obu stron konfliktu. A to że Anathema już nie gra metalu i jest do dupy, a to odwrotnie, że kiedyś Anathema grała metal do dupy, a teraz to dopiero rozwija skrzydełka i robi majstersztyki. Tak, każda ze stron ma tutaj swoje racje, ale zaczyna się to robić najzwyczajniej nudne, by nie rzec popierdolone. Nie chcę uchodzić tutaj za jakiegoś Jezusa Chrystusa, co to ewangelicznie przyszedł połączyć "stare z nowym", ale jako oldboy pokornie jestem w stanie docenić obydwa oblicza tego zespołu. Wzdycham do starych lat "Serenades" czy "Silent Enigma", bo były to wyjątkowe, urocze, metaluchowe chwile, które będę wspominał po wsze czasy. Jednakowoż wciąż mocno za jaja trzymają mnie genialne momenty na takim "Judgement", który z metalem w zasadzie nic wspólnego już nie miał. Od tamtego czasu (1999) poszukuję więc na płytach braci Cavanagh nie doomowego miażdżenia lub - w drugą - stronę balladek i pieprzenia o niebie, ale mocnych, emocjonalnych, zapadających w pamięć kompozycji, przy których dusza chce wyjąć się z zawiasów wyjąc - "tak kurwa, mi też jest niedobrze, smutno, ale może jakoś to będzie". Echa tak wspaniale dawkujących napięcie i fundujących mentalne katharsis piosenek były obecne w większym lub mniejszym stopniu na każdym poprzednim krążku Angoli, w tym na "We're Here Because We're Here" (rewelacyjny "Thin Air" czy "Simple Mistake") sprzed dwóch lat i przynajmniej tego samego oczekiwałem po "Weather Systems". Niestety z ubolewaniem stwierdzam, że nieco się zawiodłem.

Nie znam się pewnie, ale to chyba niedobrze dla płyty, kiedy po pierwszym jej przesłuchaniu wspominasz przede wszystkim jej brzmienie, które, co uczciwie trzeba przyznać, rzuca w tym przypadku na kolana. Jest niesamowicie przestrzenne, klarowne, a przy tym nadające tym koniec końców delikatnym dźwiękom jakiejś tam mocy. Uczta dla uszu. Co do samych kompozycji, to cóż, ciśnienie leciutko opada, a majty i oczy schną wyjątkowo szybko. "Weather Systems" zaczyna się nader obiecująco. Nerwowa gitara akustyczna, na kanwie której zbudowano "Unotuchable pt. 1", jest rozwiniętą i nieco przyspieszoną wersją wstępu do pamiętnego "Deep", dalej zaś natężenie uczuć rośnie w miarę nakładania kolejnych natchnionych wokali Vinniego i Lee Douglas, czyniąc z tego kawałka "pogodowego" pewniaka, w momencie kulminacyjnym osiągającego coś na kształt wzburzenia - znanego z "Violence" wieńczącego "A Natural Disaster". Część druga tego tytułu zdecydowanie zaś zwalnia, w głównej roli obsadzając znów siostrę perkmana Anathemy, i jak by się nie rozpływać nad pięknem jej popisów, to uczciwie trzeba też stwierdzić, że jedzie to nieco w stronę repertuaru rodzimej "Krainy Łagodności". Miało być fajnie, a tu taka trochę odskocznia dla mas zmęczonych tygodniem pracy w betonowej dżungli. Da się tego słuchać bez zgrzytania zębów, ale szczególnej głębi jakoś brak.

Filmową atmosferą ze smykami w tle epatuje "The Gathering Of Clouds" przechodząc, wzorem "eternity'owo - judgementowej" konstrukcji, bez przerw w "Lightening Song", gdzie znów lemoniadą wita nas Ania z Zielonego wzgórza i Heidi z alpejskiej wioski w jednym. Jak tytuł wskazuje, mamy tutaj i rockowe uderzenie w połowie trwania, i wyciszenie na końcu, ale wszystko to w pozytywnych, ciepłych kolorach, z elementem lekkiego przedobrzenia w tej materii. To dopiero czwarta piosenka w kolejności, ale wieloletni słuchacz poszukujący w muzyce Anathemy czegoś więcej niż tylko zwiewnych pasaży i oddechu wiosennej świeżości, zaczyna przecierać oczy i wycierać ślinę z kącika ust, przypadkowo popuszczoną w czasie mikrodrzemki, w jaką mimowolnie zapadł minutę temu. Leży sobie, słoneczko leciutko świeci, wiaterek chłodzi organizm, zwłoki drętwieją i koniec końców ważniejszym niż dobrnięcie do końca "Weather Systems" okazuje się koncentracja na niewypadnięciu z hamaka. Początkowo walczy z tym stanem, bo w głośniku siedzi przecież Vinnie Cavanagh i pewnie śpiewa o czymś ważnym, ale przy akompaniamencie powielających założony schemat (początek spokojny, a potem lekkie rockowe bicie) "Sunlight" i "Lost Child" niestety tę walkę przegrywa.

Są tutaj jednak jeszcze dwa kawałki, które są w stanie wzmóc uwagę odbiorcy, i które wskazują, jak interesującą mogłaby być ta płyta. Mianowicie - najlepszy chyba na całym krążku "Storm Before The Calm", będący w pewnym sensie odbiciem palety nerwowej atmosfery, jaką bracia jeszcze w towarzystwie Duncana P. zaserwowali na "Alternative 4" z krążka o tym samym tytule, oraz ostatni na "Weather Systems" - "Internal Landscapes", gdzie przeplatające kawałek narracje przypominają momenty "Eternity".

Tak więc wszystko fajnie, ładnie i profesjonalnie, ale po przesłuchaniu mam wrażenie, że ta płyta mogła by być o wiele ciekawsza. Ponad połowa tej muzyki spełnia swoją rolę i osiąga cel, jaki wyznaczyła sobie Anathema chyba już z 16 lat temu. Emocji tych jednak starcza jedynie na maksisingiel, bo cóż począć z pozostałym materiałem "Weather Systems", który sprawia wrażenie nieświadomie przedobrzonego, by nie rzec wymęczonego? Fajna muzyczka, ale w dużej części pozbawiona odpowiedniej głębi, a tym samym nieaspirująca nawet do miana klasyków kapeli. Oczywiście, co podkreślam, tych klasyków, które stworzyli po transformacji gatunkowo - ustrojowej.

Komentarze
Dodaj komentarz »
anathema
pik (gość, IP: 79.163.26.*), 2012-05-16 16:15:08 | odpowiedz | zgłoś
ogólnie zgadzam się (z trzema pierwszymi zdaniami, także!) brzmienie - super i faktycznie ''the storm..'' chyba najciekawszy z tego krążka. co do wspomnianych albumów- są bardzo dobre, choć jak dla mnie najlepsza płytka angoli to AFDTE z 2001r. - metalu tam ni ma, takich 'wyciskaczy łez' jak ''one last goodbye'' czy ''lost control' też, ale świetnie broni sie jako całość.
Anathema trendy?
strangel (gość, IP: 87.205.101.*), 2012-05-16 14:21:57 | odpowiedz | zgłoś
Zgadzam się z Autorem, że tej słodyczy na "WS" jest być może za dużo, ale z drugiej strony, tak teraz się Panowie (i Pani)czują - po prostu więcej w nich życiowego optymizmu niż goryczy. Czasy The Silent Enigma już nie wrócą - czy to dobrze, czy źle - kwestia gustu odbiorcy. Dlatego wydaje mi się, że jest to z ich strony uczciwe, wobec siebie i publiczności, której ciągle przybywa, patrz tłumy na koncertach w Poznaniu i Krakowie oraz wysokie, jak na nich, notowania sprzedaży np. w Polsce zadebiutowali na 6 miejscu OLIS-u.
Czyżby Anathema stawała się modna?
4
Starsze »