zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 16 października 2024

recenzja: Anathema "Weather Systems"

15.05.2012  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Anathema
Tytuł płyty: "Weather Systems"
Utwory: Untouchable, Part 1; Untouchable, Part 2; The Gathering Of The Clouds; Lightning Song; Sunlight; The Storm Before The Calm; The Beginning And The End; The Lost Child; Internal Landscapes
Wykonawcy: Vincent Cavanagh - wokal, gitara; Daniel Cavanagh - gitara, instrumenty klawiszowe, wokal; John Douglas - instrumenty perkusyjne, instrumenty klawiszowe, gitara; Jamie Cavanagh - gitara basowa; Lee Douglas - wokal
Premiera: 16.04.2012
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Powoli zaczynam mieć dosyć nudzenia obu stron konfliktu. A to że Anathema już nie gra metalu i jest do dupy, a to odwrotnie, że kiedyś Anathema grała metal do dupy, a teraz to dopiero rozwija skrzydełka i robi majstersztyki. Tak, każda ze stron ma tutaj swoje racje, ale zaczyna się to robić najzwyczajniej nudne, by nie rzec popierdolone. Nie chcę uchodzić tutaj za jakiegoś Jezusa Chrystusa, co to ewangelicznie przyszedł połączyć "stare z nowym", ale jako oldboy pokornie jestem w stanie docenić obydwa oblicza tego zespołu. Wzdycham do starych lat "Serenades" czy "Silent Enigma", bo były to wyjątkowe, urocze, metaluchowe chwile, które będę wspominał po wsze czasy. Jednakowoż wciąż mocno za jaja trzymają mnie genialne momenty na takim "Judgement", który z metalem w zasadzie nic wspólnego już nie miał. Od tamtego czasu (1999) poszukuję więc na płytach braci Cavanagh nie doomowego miażdżenia lub - w drugą - stronę balladek i pieprzenia o niebie, ale mocnych, emocjonalnych, zapadających w pamięć kompozycji, przy których dusza chce wyjąć się z zawiasów wyjąc - "tak kurwa, mi też jest niedobrze, smutno, ale może jakoś to będzie". Echa tak wspaniale dawkujących napięcie i fundujących mentalne katharsis piosenek były obecne w większym lub mniejszym stopniu na każdym poprzednim krążku Angoli, w tym na "We're Here Because We're Here" (rewelacyjny "Thin Air" czy "Simple Mistake") sprzed dwóch lat i przynajmniej tego samego oczekiwałem po "Weather Systems". Niestety z ubolewaniem stwierdzam, że nieco się zawiodłem.

Nie znam się pewnie, ale to chyba niedobrze dla płyty, kiedy po pierwszym jej przesłuchaniu wspominasz przede wszystkim jej brzmienie, które, co uczciwie trzeba przyznać, rzuca w tym przypadku na kolana. Jest niesamowicie przestrzenne, klarowne, a przy tym nadające tym koniec końców delikatnym dźwiękom jakiejś tam mocy. Uczta dla uszu. Co do samych kompozycji, to cóż, ciśnienie leciutko opada, a majty i oczy schną wyjątkowo szybko. "Weather Systems" zaczyna się nader obiecująco. Nerwowa gitara akustyczna, na kanwie której zbudowano "Unotuchable pt. 1", jest rozwiniętą i nieco przyspieszoną wersją wstępu do pamiętnego "Deep", dalej zaś natężenie uczuć rośnie w miarę nakładania kolejnych natchnionych wokali Vinniego i Lee Douglas, czyniąc z tego kawałka "pogodowego" pewniaka, w momencie kulminacyjnym osiągającego coś na kształt wzburzenia - znanego z "Violence" wieńczącego "A Natural Disaster". Część druga tego tytułu zdecydowanie zaś zwalnia, w głównej roli obsadzając znów siostrę perkmana Anathemy, i jak by się nie rozpływać nad pięknem jej popisów, to uczciwie trzeba też stwierdzić, że jedzie to nieco w stronę repertuaru rodzimej "Krainy Łagodności". Miało być fajnie, a tu taka trochę odskocznia dla mas zmęczonych tygodniem pracy w betonowej dżungli. Da się tego słuchać bez zgrzytania zębów, ale szczególnej głębi jakoś brak.

Filmową atmosferą ze smykami w tle epatuje "The Gathering Of Clouds" przechodząc, wzorem "eternity'owo - judgementowej" konstrukcji, bez przerw w "Lightening Song", gdzie znów lemoniadą wita nas Ania z Zielonego wzgórza i Heidi z alpejskiej wioski w jednym. Jak tytuł wskazuje, mamy tutaj i rockowe uderzenie w połowie trwania, i wyciszenie na końcu, ale wszystko to w pozytywnych, ciepłych kolorach, z elementem lekkiego przedobrzenia w tej materii. To dopiero czwarta piosenka w kolejności, ale wieloletni słuchacz poszukujący w muzyce Anathemy czegoś więcej niż tylko zwiewnych pasaży i oddechu wiosennej świeżości, zaczyna przecierać oczy i wycierać ślinę z kącika ust, przypadkowo popuszczoną w czasie mikrodrzemki, w jaką mimowolnie zapadł minutę temu. Leży sobie, słoneczko leciutko świeci, wiaterek chłodzi organizm, zwłoki drętwieją i koniec końców ważniejszym niż dobrnięcie do końca "Weather Systems" okazuje się koncentracja na niewypadnięciu z hamaka. Początkowo walczy z tym stanem, bo w głośniku siedzi przecież Vinnie Cavanagh i pewnie śpiewa o czymś ważnym, ale przy akompaniamencie powielających założony schemat (początek spokojny, a potem lekkie rockowe bicie) "Sunlight" i "Lost Child" niestety tę walkę przegrywa.

Są tutaj jednak jeszcze dwa kawałki, które są w stanie wzmóc uwagę odbiorcy, i które wskazują, jak interesującą mogłaby być ta płyta. Mianowicie - najlepszy chyba na całym krążku "Storm Before The Calm", będący w pewnym sensie odbiciem palety nerwowej atmosfery, jaką bracia jeszcze w towarzystwie Duncana P. zaserwowali na "Alternative 4" z krążka o tym samym tytule, oraz ostatni na "Weather Systems" - "Internal Landscapes", gdzie przeplatające kawałek narracje przypominają momenty "Eternity".

Tak więc wszystko fajnie, ładnie i profesjonalnie, ale po przesłuchaniu mam wrażenie, że ta płyta mogła by być o wiele ciekawsza. Ponad połowa tej muzyki spełnia swoją rolę i osiąga cel, jaki wyznaczyła sobie Anathema chyba już z 16 lat temu. Emocji tych jednak starcza jedynie na maksisingiel, bo cóż począć z pozostałym materiałem "Weather Systems", który sprawia wrażenie nieświadomie przedobrzonego, by nie rzec wymęczonego? Fajna muzyczka, ale w dużej części pozbawiona odpowiedniej głębi, a tym samym nieaspirująca nawet do miana klasyków kapeli. Oczywiście, co podkreślam, tych klasyków, które stworzyli po transformacji gatunkowo - ustrojowej.

Komentarze
Dodaj komentarz »
pop w pudełku artrocka z klimatem
KrzysztofwHY (gość, IP: 178.36.197.*), 2012-09-04 09:13:11 | odpowiedz | zgłoś
jaki klimat tworzy ten zespol ???? nie chodzi mi o to ze ich muzyka jest prosta - jest wiele dobrych prostych kapel. ale anathema uzywa do swoich pioseneczek 4 akordów durowych własciwie w kazdej swojej piosence. przez to każda piosenka jest podobna, wiemy co za chwile sie wydarzy bo każdy to już słyszał nawet w piosenkach z radia. nikt wam nie broni kupować ich płyt i słuchać tego.. tylko błagam nie piszcie że słuchacie artrocku z klimatem bo słuchacie mało ambitnego popu w wydaniu mniej skomplikowanym od m. jacksona. zauwazyłem ze niektorzy silą się na to zeby sluchac artystycznej muzyki... ok jest wiele artrockowych kapel: napewno nie jest nią anathema.
krytykujecie kapele popowe z radia, a słuchacie tego samego w innym pudełeczku. proponujecie wpisac w youtube 4 chords. to jest uposledzenie muzyki i kazdy kto ma jakieś pojecie o muzyce sie ze mna zgodzi, zdanie innych mnie nie interesuje raczej :)"four chords that made a million" Porcupine Tree spiewal juz o tych smiesznych akordach 14 lat temu
re: pop w pudełku artrocka z klimatem
Lukasss
Lukasss (wyślij pw), 2012-09-04 12:41:04 | odpowiedz | zgłoś
OK, nie słyszysz klimatu - Twoja sprawa. Ale nadal gadasz jak nawiedzony młodociany muzyk. Popu słucham, jeśli jest fajny. I nie podpieraj się Porcupine Tree, bo Steven Wilson zajmował się m. in. produkcją płyt Anathemy. A durnie z Prog Magazine nominowali Anathemę w dwóch kategoriach do Progressive Music Awards 2012 (a wspomnianego Wilsona aż w czterech). Cóż...
re: pop w pudełku artrocka z klimatem
KrzysztofWAWA (gość, IP: 178.36.197.*), 2012-09-04 13:40:15 | odpowiedz | zgłoś
Lucasie, Steven Wilson jest producentem wielu płyt w tym anathemy. Wiadomo, że będzie zachwalał swoje produkcje bo to jest jego praca i jego kasa. Ma gadać publicznie, że swietnie wyprodukował słabe płyty swoich kolegów - tak, wtedy napewno ktoś u niego wyprodukuje swoją płyte :) Płyty anathemy z rockiem progresywnym, z rockiem klimatycznym nie mają nic wspólnego. Poraz kolejny stwierdzam iż jest to pop marnych lotów opakowany w artrock, tak żeby mało wymagający słuchacze mogli się jarać jaki to mają gust muzyczny i jakiej to klimatycznej muzyki nie słuchają. Ja nie mam nic do prostej muzyki, ba nawet nie mam nic do popu (do dobrego popu). Za to nie potrafie słuchać muzyki w której jest tak mało muzyki tylko mega banalny schemat z piosenek dla mas, z dennymi klawiszami. Zdania nigdy nie zmienie bo mam uszy i słysze jak infantylne jest to co prezentuje Anathema od paru lat. zakończmy tą rozmowę bo nie ma sensu dyskutować. Nie zabraniam nikomu tego słuchać. Poprostu się dziwie...
re: pop w pudełku artrocka z klimatem
Lukasss
Lukasss (wyślij pw), 2012-09-04 14:52:14 | odpowiedz | zgłoś
Oczywiście, że to jego praca, ale też jest producentem na tyle popularnym, że może sobie pozwolić na odrzucenie propozycji, jeśli kapela gra jakąś, że tak powiem, kupę. Tym bardziej, że akurat na Anathemie to pewnie fortuny nie zarobił. Istotnie się nie dogadamy - piszesz o "dennych klawiszach", w innym komentarzu o "wieśniackim śpiewie babki" - kiedy akurat Lee Douglas szczególnie na ostatniej płycie wypadła po prostu znakomicie. Najwyraźniej każdy słyszy to, co chce usłyszeć. I też się dziwię - skąd u Ciebie aż tyle niechęci akurat do tej kapeli, skoro w ciągu minuty mógłbym wymienić pewnie kilkadziesiąt zespołów metalowych (znanych i z ambicjami), grzeszących w kwestii schematyczności znacznie bardziej. Nie lubię, nie słucham, szkoda czasu na hejtowanie w necie.
słaby pop opakowany w art rock
KrzysztofWHY (gość, IP: 178.36.197.*), 2012-08-29 09:35:11 | odpowiedz | zgłoś
Nie słyszycie tego ze te piosenki to jest pop opakowany w art rock ? Piosenki są słabe, ciagle powtarzajace sie 4 akordy jak w wielu piosenkach popowych. Przezywacie ze niby piekna muzyka ... chyba tylko ktoś kto nie grał nigdy na zadnym instrumencie moze tego sluchac... w innym wypadku irytuje konstrukcja piosenek po ktorych chce sie ziewac i spac... ze jeszcze niektorzy ludzie sie nabieraja na taka muzyke... hehe
re: słaby pop opakowany w art rock
Lukasss
Lukasss (wyślij pw), 2012-08-29 19:57:56 | odpowiedz | zgłoś
A co tam, poświęcę swój cenny czas i napiszę coś pod obydwoma Twoimi komentarzami. Zaiste straszne, taka prosta muza, a ludzie się podniecają. Unleashed też ma swoich fanów, a do demonów technicznego grania raczej nigdy nie należeli. Tego typu teksty jak Twój słyszałem głównie od młodych ludzi, którzy właśnie zaczęli na czymś grać (przede wszystkim na nerwach wszystkich wokół). I nagle im się wydaje, że są tacy fantastyczni, a inni jak na złość słuchają jakiegoś dennego prostackiego grania. Zrozum dobrze - chyba każdy, kto ma uszy, bez problemu załapie, że nowa płyta Anathemy (i poprzednie w sumie też) to nie jest odkrywanie Ameryki. Ale ten zespół ma to coś, czego wielu znacznie bardziej zaawansowanym technicznie i tworzącym bardziej złożone kompozycje kapelom brakuje - umiejętność nagrywania fajnych kawałków z klimatem. I właśnie to jest ważne, a nie ilość akordów i inne pierdy.
re: słaby pop opakowany w art rock
bandrew78
bandrew78 (wyślij pw), 2012-08-29 21:43:43 | odpowiedz | zgłoś
Że też jeszcze niektórzy ludzie nie rozumieją, że piękno muzyki i skomplikowanie muzyki to dwie zupełnie różne kwestie. Naprawdę niezależne od siebie. Pozdrawiam i współczuję.
re: słaby pop opakowany w art rock
Honza (gość, IP: 194.177.29.*), 2012-09-03 14:49:19 | odpowiedz | zgłoś
No sory, ale pop dawno temu wmieszał się w tło wielu gatunków, np. taka Katatonia od pewnego czasu - miejscami to czyściutki pop, i co z tego? Ważne żeby był efekt - klimat i głębia, a nie uporczywe trzymanie się skostniałych reguł gatunku.
Czy my to samo słyszymy ?
badseed78 (gość, IP: 83.21.28.*), 2012-08-23 15:25:40 | odpowiedz | zgłoś
Kilka osób wraz z recenzentem (notabene świetna recenzja od strony ,lirycznej"-z oceną płyty się nie zgadzam)napisało że ,,Lost Child" to najsłabszy numer na płycie. Protestuję. To jedna z perełek. Zaczyna sie kołysanką dziecka ( jakbym gdzies ten motyw słyszał) potem spokojnie wchodzi główny motyw fortepianu po czym na końcu łączy się z innnymi instrumentami i krzykiem Vincea ,,Save me".Ten utwór to miażdżący, emocjonalny wykurwiacz, trzyma za pikawę ,jeży włos na klacie.
NIemożliwe że tego nie słyszycie !!
Wolverine Communication Lost
saxon01 (gość, IP: 83.26.82.*), 2012-07-10 19:54:16 | odpowiedz | zgłoś
to jest płyta przy której ostatnie dokonania anathemy bledną "ana" zaczyna zjadać swój własny ogon i zaczyna wyblakac powoli,Wolverine nagrał wspaniała płyte pełna klimatu,magi,wsapniałych Floydowych smaczków,ps.megakruczek obiecałes recke tej płyty i co nie podołasz temu :),naprawde polecam Wolverine i to nie ten polski tylko panów ze Szwecji,poezja klimatycznego metalu
« Nowsze
1