zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 16 kwietnia 2024

recenzja: Bathory "Destroyer Of Worlds"

9.11.2001  autor: grisnir
okładka płyty
Nazwa zespołu: Bathory
Tytuł płyty: "Destroyer Of Worlds"
Utwory: Lake Of Fire; Destroyer Of Worlds; Ode; Bleeding; Pestilence; 109; Death From Above; Krom; Liberty & Justice; Kill, Kill, Kill; Sudden Death; White Bones; Day Of Wrath
Wykonawcy: Quorthon - instrumenty perkusyjne, gitara basowa, gitara, wokal
Wydawcy: Black Mark Production
Premiera: 2001
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

A więc nareszcie... Nareszcie doczekaliśmy się nowego long-playa kultu i żywej legendy, przed którą nie sposób nie pochylić czoła z czcią i z wypiekami na twarzy, nie wychwalić imienia Mistrza. A jednak... "Qou vadis, Seth Quorthon?", a jednak można by ze zgrozą zapytać retorycznie i nie doczekawszy się odpowiedzi, pochylić głowę z rozpaczy i w zadumie nad okrutną zmiennością wszystkiego, do czego przywykliśmy i zdążyli pokochać. I jak bywa, zmiennością nie zawsze wychodzącą na dobre...

Tyle lat oczekiwań, nadziei i niecierpliwości przepadło. Czym nas uraczył Bathory po tym wszystkim? Odynie, miej nad nim litość - w dużej mierze - ostrym hardcorem... Już widzę te łzy w oczach starych wyjadaczy, spragnionych powrotu Setha w wielkim stylu, z soczystą dawką black metalu. Słyszę płacz tych, którzy tęsknili za klimatycznymi kawałkami o Północy, o Wikingach i Krwi na Lodzie, za nostalgicznymi i spokojnymi (momentami za bardzo) hymnami opiewającymi Zmierzch Bogów. Słuszne Wasze łzy, bowiem to wszystko przepadło.

Czym więc jest ostatni, najnowszy album Bathory? Przede wszystkim, co jest szczególnie widoczne na drugiej części albumu, szybką i dość brutalną muzyką przesiąkniętą naleciałościami ze wspomnianego hardcore'u, w połączeniu z ostrymi i (bardzo) krzykliwymi wokalami. Już podczas czwartego kawałka, "Bleeding", można się zorientować, że w takich właśnie klimatach utrzymana będzie zasadnicza część płyty - szybkich, krzykliwych, niemal hard-core'owych... 0% (z pewnymi wyjątkami) klimatu z wcześniejszych albumów, nie tylko pod względem samej muzyki, ale i tekstów - dennych, gorzko dennych, zważywszy na ich minione piękno i poetyckość (płyty "Hammerheart", "Twilight of the Gods"). Prawdę powiedziawszy, gdybym nie miał w pamięci liryk z wcześniejszych albumów, na te przymknąłbym oko, wszystko zlałoby się jakoś z muzyką, tworząc w sumie całość ciężko przyswajalną, ale mimo to wciąż nadającą się do konsumpcji. A tak... No właśnie - tak jak jest, teksty to nieoczekiwane i zaskakujące rozczarowanie. Nie w całości, co prawda, ale efekt końcowy i tak do przyjemnych nie należy.

Na pocieszenie dodam, że mimo wszystko na ostatniej płycie Bathory wciąż można znaleźć niesamowite i zabójcze kawałki: jak choćby "Lake of Fire", melancholijny "Ode" (piękny!) czy "Pestilence". Również ostatni "Day of Wrath" jest niczego sobie, a już tytułowy to istna rozkosz dla uszu - naprawdę, jeden z najlepszych kawałków, jakie skomponował Quorthon. Od czasu do czasu można jeszcze poczuć kunszt wcześniejszych płyt, bardzo delikatny i ulotny urok, jakie posiadały, klimat minionych albumów, zwłaszcza w piosenkach na pierwszej stronie taśmy.

Co za szkoda, że odstąpiwszy od atmosfery i charakteru pierwszych kilku kawałków, Seth zbiegł nieoczekiwanie na drogi bardziej... nieoczekiwane i (przynajmniej przeze mnie) niepożądane. Wciąż, jak na ironię, można polubić tę płytę, choć zajmie to znacznie więcej czasu niż w przypadku albumów wcześniejszych. A i tak jestem święcie przekonany i ręczę Wam, że nie wszystkim się spodoba.

Tak bywa, czekamy całe lata na upragniony album, który jeszcze przed pojawieniem się zyskuje w cierpliwie wyczekujących oczach, przez długi czas oczekiwania i zagnieżdżania się w świadomości pragnienia posłuchania, chociaż raz, owego wyimaginowanego arcydzieła, status kultu i żywej doskonałości, gdy wtem, ni stąd ni zowąd, po kilku przesłuchaniach ze zgrozą uświadamiasz sobie rozczarowany - to nie to, na co tyle czekałem... I wówczas niespełnione pragnienie dalej dręczy, dalej nie daje spokoju, chyba że w końcu znajdzie swój upust, w nowym i niespodziewanie znakomitym albumie, o całą klasę przewyższającym wcześniejszy. Tegoż właśnie spełnienia oczekiwań, jeżeli nie przy okazji słuchania "Destroyer of Worlds", to przynajmniej podczas obcowania z kolejną (o ile kiedykolwiek zostanie nagrana/wydana) płytą Bathory Wam serdecznie życzę.

P.S. Możecie się zastanawiać skąd taka wysoka ocena, zważywszy na krytyczną recenzję. Wyjaśniam - za klimat i kunszt pierwszych kawałków.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Bathory "Destroyer Of Worlds"
necronom (gość, IP: 83.13.111.*), 2022-03-22 23:49:47 | odpowiedz | zgłoś
3 pierwsze numery są ok. I dwa ostatnie. Tyle w temacie. Poza tym super płyta w zamierzchłych latach wczesnych 2-tysięcznych
re: Bathory "Destroyer Of Worlds"
jarema37 (wyślij pw), 2022-03-19 12:06:38 | odpowiedz | zgłoś
Ta płyta jest niejednorodna. Przeplatają sie dwa światy, ktore do siebie nie pasują. I te odjazdy Quorthona w dziwne rejony, nie pasujące nawet do dziwnych requiem i octagona.
Ta płyta jest wspaniała. Kupuję ją całą od poczatku do końca. I przez te lata nie może mi się znudzić.
Ten facet był geniuszem
re: Bathory "Destroyer Of Worlds"
BorysBestia
BorysBestia (wyślij pw), 2022-03-19 12:57:19 | odpowiedz | zgłoś
W 100% zgoda. KROOOOOMMMM!
re: Bathory "Destroyer Of Worlds"
Glimciuś (gość, IP: 195.245.213.*), 2022-03-22 13:55:02 | odpowiedz | zgłoś
Dla mnie Requiem, Octagon i ta tworzą Tragiczna Trójcę, nienadającą się do słuchania, ale o ile na Requiem są chociaz momenty to na Octagon i na tej nie ma juz absolutnie nic ( no może poza okładkami ), jednak Octagon ma niewielka przewagę nad Destroyer, jest od niej krótszy.
re: Bathory "Destroyer Of Worlds"
BorysBestia
BorysBestia (wyślij pw), 2022-03-23 01:30:15 | odpowiedz | zgłoś
Widzisz, a ja - choć kocham Bathory za "Hammerheart", "Twilight of the Gods" i "Blood on Ice" - tę płytę po prostu lubię. Chyba z tych samych powodów, o których wspomniał Jarema. Choć niektóre popisy wokalne Quorthona na "Destroyer" to odpowiednik rysowania widelcem po tablicy. "Requiem" nie słyszałem a co do "Octagon" pełna zgoda - muzyczny komediodramat. Szkoda, że facet zmarł, mógłby jeszcze sporo ciekawych albumów wypuścić. Co więcej, dopiero sobie odświeżyłem jego datę śmierci i właśnie sobie przypomniałem, że koleś miał TYLKO 38 lat! Jak się było nastolatkiem, to śmierć w takim wieku nie robiła wrażenia ale teraz, kiedy o tym czytam, i wiem, że sam mam 37, to tak trochę wieje grozą.
re: Bathory "Destroyer Of Worlds"
Glimciuś (gość, IP: 195.245.213.*), 2022-03-23 15:44:17 | odpowiedz | zgłoś
Octagon przesluchalem kilka razy od poczatku do konca, z Destroyer nigdy mnie sie to za jednym podejsciem nie udało. Pamietam jak wyszedl debiut i chodziłem do liceum wtedy, tak nikt nie grał, tak naprawde była to pierwsza płyta stricte Black Metalowa, nikt by nie przypuszczał, że pozniej calkowicie zmieni styl, ale to tez mu świetnie wychodziło i niepotrzebnie postanowil powrocić, tylko do czego, ani Requiem, ani Octagon, to juz nie to co było, nie wyszło mu to po prostu, kolejna po nich juz była świetna i dalej znów nie kumam po co nagrał taka tragedie jak Destroyer, zakonczył to jak dla mnie najlepszymi z tej całej wikingowskiej zadymy - Nordlandami, szkoda że odszedł przedwcześnie, jak wielu zresztą - z Death, Voivod, można mnozyć.
re: Bathory "Destroyer Of Worlds"
jarema37 (wyślij pw), 2022-03-23 19:24:21 | odpowiedz | zgłoś
Ja lubie cała dyskografie. Chociaz faktycznie octagon i requiem najmniej. Od destroyer na poczatku mnie odrzuciło. A potem zażarło i tak juz zostało. Chociaz w sumie nie wiem dlaczego. Te skrajne wyskoki to kompletnie nie moja bajka.
A wielka trójka to oczywiście BFD, Hammerheart i TotG. Taki jestem oryginalny.
Daty dwoch śmierci pamietam zawsze. Schuldinera i Quorthona. Dlatego ze tak ważni dla mnie byli (są!). Dawno przekroczyłem ich granice. Też czasem o tym myślę
re: Bathory "Destroyer Of Worlds"
Lukasz41 (gość, IP: 46.152.87.*), 2024-01-11 16:27:35 | odpowiedz | zgłoś
Pięknie to napisałeś, dla mnie Schuldiner zdefiniował muzyczne opus mangnum - Sound of Perseverance, i choć dziś metalu na codzień nie słucham to nie ma płyty która zbliża się do takiego poziomu geniuszu, zarówno muzycznie jak i tekstowo. Bathory to nie była moja bajka ale teraz przesłuchuje cała dyskografię na stremingu i Destroyer najbardziej mi wchodzi.

Oceń płytę:

Aktualna ocena (164 głosy):

 
 
76%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu

Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Co sądzisz o coverowaniu rockowych lub metalowych utworów przez wykonawców popowych?