zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 25 kwietnia 2024

recenzja: Black Sabbath "Heaven And Hell"

18.06.2012  autor: Paweł Kuncewicz
okładka płyty
Nazwa zespołu: Black Sabbath
Tytuł płyty: "Heaven And Hell"
Utwory: Neon Knights; Children Of The Sea; Lady Evil; Heaven And Hell; Wishing Well; Die Young; Walk Away; Lonely Is The Word
Wykonawcy: Ronnie James Dio - wokal; Tony Iommi - gitara; Geezer Butler - gitara basowa; Bill Ward - instrumenty perkusyjne; Geoff Nicholls - instrumenty klawiszowe
Wydawcy: Warner Bros.
Premiera: 1980
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Bezpośrednią motywacją do napisania tego tekstu była poprzednia recenzja "Heaven And Hell" zamieszczona na rockmetal.pl. A właściwie to komentarze czytelników pod nią.

Jak głosi legenda, Tommy Iommi któregoś pięknego dnia zaraz po rozpoczęciu działalności Black Sabbath z Ronniem Jamesem Dio u sterów, miał powiedzieć, że już nigdy więcej nie chce współpracować z Ozzym - oczywiście, rzekł to w kontekście odczucia różnicy w pracy w studio, porównując relacje z obydwoma panami. Ciężko mu się dziwić.

Dio już wtedy, w 1979 roku, cieszył się renomą i słynął z absolutnego profesjonalizmu jako wokalista obdarzony niezwykłym talentem i możliwościami. Tymczasem Black Sabbath chylił się ku upadkowi. Po serii wielkich albumów i sukcesów nadszedł czas marazmu i pogrążania się w nałogach. Wypaliła się formuła, kończyła pewna epoka, potrzebna była świeża krew. A ta nadeszła w razem z Dio.

Od początku wiadomo było, że z tej hybrydy musi wyjść coś wyjątkowego. Mamy więc jedną z najważniejszych i przełomowych płyt w historii rocka, która otworzyła zupełnie nowy dział w metalu - powiało kompletnie nową, nieznaną do tej pory jakością.

"Heaven And Hell" nie jest typowym albumem Black Sabbath. Po pierwsze ciężkie, toporne riffy zostały odrzucone na rzecz bardziej wysublimowanych gitarowych brzmień. Przez większą część płyty słychać dwie, niekiedy nakładające się na siebie gitary - przywodzi to na myśl niektóre nagrania chociażby Judas Priest z tamtych lat. Czyli mamy do czynienia z czymś stosunkowo bardziej osadzonym w realiach klasycznego heavy metalu początku lat 80-tych, aniżeli z Black Sabbath z naleciałościami poprzedniej dekady. Po drugie odrzucono cały ten progresywny patos ostatnich albumów BS na rzecz prostych, lżejszych, bardziej przebojowych nagrań. Pierwsze w uszy rzuca się doskonałe, pomysłowe, "oddychające" brzmienie (recenzja pisana na podstawie winyla z "pierwszego tłoczenia") to najprawdopodobniej zasługa Martina Bircha - późniejszego nadwornego producenta Iron Maiden.

Już otwierający "Neon Knight" nie bierze jeńców i od pierwszego uderzenia w struny pokazuje, czego będziemy słuchać przez najbliższe 40 minut. Jest szybko, rytmicznie (Bill Ward w tamtym czasie był pogrążony w takim nałogu, że ponoć w ogóle nie pamięta nagrywania "H&H"), Iommi gra wiele swobodniej, luźniej niż do tej pory, właściwie tylko Butlera słychać z miejsca i od razu wiadomo, że to on. A Dio? Przez całą płytę przetacza się jak czołg przekrój jego możliwości wokalnych pod każdym względem. Chyba obok "Holy Diver" to jego numer życia.

"Children Of The Sea" to kolejny klasyk. Delikatna gitara akustyczna we wstępie, Dio śpiewa nieco wyżej niż zwykle. To właściwie pierwszy utwór, jaki wspólnie zrobili. "Lady Evil" kolejny przebój - i myślę, że właśnie na taki "paranoidalny" rock'n'roll fani BS czekali już wtedy od dawna.

I wreszcie najważniejsze, tytułowe, epickie nagranie - kanon oparty na elektryzującym od pierwszych sekund riffie. Genialne 7 minut zakończone akustyczną codą, w których dzieje się tyle takich rzeczy, że w zasadzie ciężko po tym spokojnie coś zrobić: nie wiem - zasnął, usiąść, cokolwiek. Kilka razy w historii muzyki czarodziejska różdżka pomachała nad głowami Wielkich Tego Rocka - "Epitaph", "Dancing With The Moonlit Knight", "Child In Time"... I na pewno też "Heaven And Hell".

"Time is a never ending journey" nucę sobie chodząc czasem po mieście. Bo właśnie taki jest kolejny "Wishing Well" - zwiewny, przebojowy, kolejny z tych utworów, które sprawiają, że po płytę chce się sięgać na okrągło. Od blisko 32 lat na okrągło.

W zasadzie jednak najmocniejszą częścią drugiej strony winyla są dwie ballady: "Die Young" i "Lonely Is The World" - po prostu musiały być jakieś killery na koniec, kulminacja przeszywających solówek Iommiego na tle miażdżącego wokalu Ronniego D.

"Heaven And Hell" to wielki album. Po latach każdy utwór z osobna, jak i całość bronią się rewelacyjnie, są aktualne, nie naznaczone piętnem czasu. To zbiór pięknych piosenek. Takich, jakich nigdy nie zaśpiewałby Ozzy, więc zmiana wokalisty na pewno wyszła na plus. "H&H" to dla mnie trzeci (po "Paranoid" i "Master Of Reality") najważniejszy album w historii Black Sabbath, umieszczam go też w pierwszej dziesiątce moich ulubionych płyt.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Black Sabbath "Heaven And Hell"
Gregor k (gość, IP: 5.173.33.*), 2019-11-09 20:05:51 | odpowiedz | zgłoś
No Panowie...Ozzy i tylki Ozzy? Sorry, ale mimo iż lubię gościa to właśnie heaven and hell można nazwać przełomem. Riffy, zagrywki i solówki, które kopiowało wiele kapel. Ozzy ma zupełnie inny wokal. Dio to siła i rozmach. Dzięki tej płycie znamy heavy metal takim jakim jest on teraz. Tyle w temacie.
re: Black Sabbath "Heaven And Hell"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2017-07-11 13:56:00 | odpowiedz | zgłoś
Ozzy lepiej dał sobie radę w sensie komercyjnym.
Jego żona ma dryg do biznesu.
Dobre są: Blizzard of Ozz,Bark at the moon,No more tears, Ozzmosis. Reszta podobna do wymienionych.
re: Black Sabbath "Heaven And Hell"
Pumpciuś (gość, IP: 31.0.123.*), 2017-07-10 19:50:13 | odpowiedz | zgłoś
Dla mnie Black Sabbath to tylko Ozzy a zwłaszcza pierwsze 5 płyt. Heaven and hell może i dobra ale niestety brzmi to jak wiele innych zespołów. W latach 70-ych było wiele świetnych zespołów które grały go siebie w miarę podobnie oraz Black Sabbath z Ozzym który brzmiał jak po prostu Black Sabbath. Po pierwsze Heaven and hell to już zwykłe heavy metalowe granie jakiego pełno. Po drugie, być może przez osobę Dio, brzmi to jak świetny Rainbow - Rising. A kawałek Heaven and Hell to kopia genialnego Stargazer własnie z Rising. Z resztą Dio technicznie wielkim wokalista był ale śpiewał na jedno kopyto. Wszystko co śpiewał, od Rainbow, przez Sabbath do Dio brzmi tak samo. Dla mnie wystarczy Rainbow - Rising i reszta mi niepotrzebna. Black Sabbath bez Ozziego to jak Dżem bez Ryśka Riedla. Riedel bez Dżemu nie istniał, a Dżem bez Ryśka to nie ten Dżem. Sabbath bez Ozziego to też nie ten Sabbath. Ozziemu solo lepiej szło, a nawet chyba lepiej niż z Sabbath pod względem finansowym i komercyjnym. Muzycznie to juz szło trochę w amerykański popmetal.
re: Black Sabbath "Heaven And Hell"
Nygma2 (gość, IP: 83.26.235.*), 2017-07-10 21:58:36 | odpowiedz | zgłoś
nie ma czegoś takiego jak pop metal,tego zwrotu używały takie zespoliki jak metallica bo im się bon jovi nie podobał,ozzy to heavy metal i hard rock,a idąc umysłem "true" metalowców to pewno judas priest to też pop metal?,zluzujcie z tym popem bo the beatles też death metalu nie grali a są wielkim rockowym zespołem,ale w pewnym momencie powstała taka chora opinia że jak nie grasz jak slayer to nie grasz metalu tylko pop,a to jest nieprawda,a tak w ogóle to przypadkiem nie metallike można usłyszeć w radiu rmf fm czy eska,obok britney i rihanny? no i kto tutaj gra pop? na pewno nie ozzy.
re: Black Sabbath "Heaven And Hell"
Pumpciuś (gość, IP: 5.172.237.*), 2017-07-11 09:28:39 | odpowiedz | zgłoś
no a Love Bites to nie pop ? Połowa Defenddres zajeżdza jakimś Motley Crue
re: Black Sabbath "Heaven And Hell"
jarema37 (wyślij pw), 2017-07-10 22:08:28 | odpowiedz | zgłoś
Marillion bez Fisha to dla mnie twór bez wyrazu i charakteru. Miałkie, kozie bobki. I co? I nic. Chłopaki (w latach zaawansowane w sumie) maja wyjebane na ta moja opinie. Grają i maja sie dobrze :)
I dzieki rogatemu, ze podobnie było z Sabbath i nagrali płyty z Dio. Nie maja sie dobrze z obiektywnych powodow, ale Heaven and Hell dla wielu do dzisiaj to klasyka i niepowtarzalna, ważna płyta. W tym dla mnie. I nie tylko ta.
Ale Ozzy to oczywiście Ozzy :)
re: Black Sabbath "Heaven And Hell"
Andi69 (gość, IP: 213.158.222.*), 2014-12-11 20:29:28 | odpowiedz | zgłoś
A dla mnie najlepszy jest debiut. Zwłaszcza 3 rzeczy. Pierwsza to utwór N.I.B - dla mnie najlepsze kawałek Sabbath z typowym feelingiem lat 70 tych. Druga to otwierający utwór czyli po prostu Black Sabbath gdyż w tym utworze już na początku pokazali kwintesencję swojego stylu czyli klimat plus druga część utworu szybki riff plus solo. Trzecia to okładka.
re: Black Sabbath "Heaven And Hell"
Krist (wyślij pw), 2013-08-13 09:51:41 | odpowiedz | zgłoś
Hm... zawsze mam problem z tym zespołem. Kocham absolutnie wszystko co nagrali z Ozzym, a jednak do Dio jakoś nigdy się chyba nie przekonam. I nie chodzi mi o to, że jest złym wokalistą. Po prostu nie wchodzi mi jego sposób śpiewania, barwa, etc., nazwijmy to ogólnie osobowość artystyczna. Poza tym nie ma tu takiej riffowej miazgi jak na pierwszych 4 płytach Black Sabbath. Poza tym strasznie mi to wszystko przypomina Iron Maiden, a to nie jest metalowy styl jaki lubię.
re: Black Sabbath "Heaven And Hell"
wac
wac (wyślij pw), 2013-08-13 11:53:16 | odpowiedz | zgłoś
a 5 i 6 płyta to nie riffowa miazga? co do reszty - pełna zgoda :)
re: Black Sabbath "Heaven And Hell"
Krist (wyślij pw), 2013-08-13 14:23:56 | odpowiedz | zgłoś
A przepraszam, "Sabbath Bloody Sabbath" jest zacna bardzo! Hm... Uważam, że zarówno "Sabotage" jak i "Technical Ecstasy", oraz "Never Say Die" mają swoje momenty, ale jako całość, nie są tak dobre jak 5 wcześniejszych płyt. Co nie znaczy, że ich nie słucham. Bo i owszem.
« Nowsze
1