zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 5 maja 2024

recenzja: Ihsahn "Eremita"

20.01.2013  autor: Marcin Dorosz
okładka płyty
Nazwa zespołu: Ihsahn
Tytuł płyty: "Eremita"
Utwory: Arrival; The Paranoid; Introspection; The Eagle And The Snake; Catharsis; Something Out There; Grief; The Grave; Departure; Recollection
Wykonawcy: Ihsahn - wokal, gitara, gitara basowa, instrumenty klawiszowe; Tobias Ornes Andersen - instrumenty perkusyjne; Jorgen Munkeby - saksofon
Wydawcy: Candlelight Records
Premiera: 18.06.2012
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Kiedy w lutym 2010 roku, po długim wyczekiwaniu i notorycznym wyglądaniu za listonoszem, w końcu dotarła do mnie przesyłka z najnowszym wówczas dziełem Ihsahna, zatytułowanym "After", byłem pewien, że konfrontacja z tą propozycją utalentowanego Norwega zostawi w mojej świadomości głęboką na 666 metrów szramę. I wiele się nie pomyliłem. Album powalał pomysłowością, innowacyjnością, natłokiem emocji i nieszablonowych rozwiązań kompozytorskich. Z tym większą niecierpliwością oczekiwałem kolejnej płyty byłego frontmana Emperor, który trzymając się swojego cyklu wydawniczego już dwa lata po premierze "After" uraczył nas kolejną porcją muzyki w postaci albumu "Eremita". Czy udało mu się przeskoczyć wysoko postawioną poprzeczkę?

Do tego, że będziemy mieć do czynienia z muzyką wymagającą od słuchacza skupienia i tak zwanej otwartości umysłu, Ihsahn przyzwyczaił nas już dawno, konsekwentnie wydając coraz to bardziej progresywne dźwięki. Tym razem jednak przeszedł chyba samego siebie. Jak sam stwierdził, chciał nagrać album "nieco bardziej introwertyczny i zdecydowanie bardziej paranoiczny i schizofreniczny". I udało mu się. Doskonałym potwierdzeniem tej tezy może być ponad 8-minutowe dziwadło "The Grave", w którym doommetalowe walce mieszają się z kakofonicznym saksofonem i chaotyczną perkusją, i razem giną pod wykrzykiwanymi tu i ówdzie przez Ihsahna frazami. Paradoksalnie to właśnie "The Grave" najgłębiej zapada w pamięci po pierwszym przesłuchaniu płyty i pomimo swej dość nieprzystępnej formy z każdym kolejnym odsłuchem sprawia wrażenie dzieła skończonego. Podobne emocje mogą towarzyszyć nam przy nieco transowym "The Eagle And The Snake", w którym pojawia się gościnnie Jeff Loomis, czy przy mrocznym, a momentami orientalnym "Catharsis", który jednak nie przynosi oczyszczenia, a raczej spory mętlik. Oba utwory wypadają jednak zdecydowanie bardziej przystępnie niż "The Grave".

Bez względu na to, jak bardzo Ihsahn miesza w strukturach rozdziałów swojej opowieści, nie można "Eremicie" odmówić swoistej chwytliwości i przystępności. Doskonale pod tym względem wypada otwierający album "Arrival", który - szczególnie w partiach, które gościnnie zaśpiewał Einar Solberg, wokalista zaprzyjaźnionego Leprous - chwyta słuchacza za gardło. Sporą dawkę melodii proponuje też ultraszybki "The Paranoid" czy dający chwilę wytchnienia - oraz charakterystyczne wokale kolejnego już gościa, Devina Townsenda - "Introspection". Zwolennikom wcześniejszych solowych dokonań Ihsahna z pewnością przypadnie do gustu "Something Out There", który z powodzeniem mógłby się znaleźć na jego debiutanckim krążku. Płytę w wersji podstawowej zamyka "Departure", który z pozornie spokojnego i przynoszącego nieco ulgi lekkiego utworu przeradza się w istną bestię i bodajże najbardziej agresywną propozycję na "Eremicie", zakończoną epickimi, a przy tym agonalnymi wokalami, niejako dopełniającymi dzieła.

"Eremita" to album świetny i gruntownie przemyślany, zagrany z polotem, a jednocześnie ciężkostrawny i - odważę się postawić tezę - chyba jednak słabszy od poprzednika. Z pewnością nie zaskakuje już tak bardzo, jak "After", gdzie nowością był piekielnie niski strój gitar czy wykorzystanie saksofonu. Żadnym zaskoczeniem nie mógł też być dobór znakomitych skądinąd gości - Norweg pojawił się bowiem zarówno na ostatnim albumie Loomisa, jak i Townsenda, z Solbergiem gra na co dzień, a ze swoją żoną Heidi angażuje się w jeszcze inne, ciekawsze przedsięwzięcia. Ihsahn nagrał zatem dzieło odważne i niezwykle spójne, ale odnoszę wrażenie, że nie będą mu już towarzyszyć takie emocje. Mimo to mamy do czynienia ze zdecydowaną czołówką światowego grania i, śmiem twierdzić, najbardziej wyrazistą płytą z kręgu tak zwanego ekstremalnego metalu eksperymentalnego w ciągu ostatnich kilku lat. Oby tak dalej.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Ihsahn "Eremita"
universal_soul (gość, IP: 84.13.62.*), 2013-02-09 21:44:24 | odpowiedz | zgłoś
Zadałem sobie trud przesłuchania "Prometheus" Emperora. To dla mnie czysta forma bez treści. Generyczne riffy, generyczne sola etc. Technicznie na wysokim poziomie, dobrze wyprodukowane...puste, irytujące do bólu zębów. Znajdzie się jeden czy drugi fajniejszy moment, głównie kiedy zabrzmią jak Andy LaRoque. Jeśli fani się tym nie zachwycili to podejrzewam powód. To właśnie przykład sztuki ludowej - milion ozdobników, popisy dla popisów. Falbanki i koronki. Black metalowe Mazowsze
re: Ihsahn "Eremita"
wac
wac (wyślij pw), 2013-02-10 13:11:31 | odpowiedz | zgłoś
no to mamy tutaj rozbieżność ostrą, bo dla mnie idealnym desygnatem określenia "black mazowsze" jest wspomniany Agalloch... no ale spoko, tak to jest, ze się różnią ludki w opiniach

ja tam w Prometeuszu nie widzę nic na siłę ani z cepelii, i nie z przyzwyczajenia bo już po ukazaniu się też mi od pierwszego razu podeszła maxymalnie
re: Ihsahn "Eremita"
wac
wac (wyślij pw), 2013-02-08 14:03:15 | odpowiedz | zgłoś
zapodaj sobie Oranssi Pazuzu ostatnią - powinieneś być kontent
re: Ihsahn "Eremita"
universal_soul (gość, IP: 213.205.225.*), 2013-02-10 02:58:51 | odpowiedz | zgłoś
Nie mialem wiele czasu ale przrsluchalem 2 kawalki i wydaje sie ciekawe. Taki jazzowy black... Mam tylko nadzieje ze nie jest monotonne...
re: Ihsahn "Eremita"
wac
wac (wyślij pw), 2013-02-10 13:06:35 | odpowiedz | zgłoś
daje radę raczej z przysłowiowym palcem w dupie ale można mieć różne odczucia zapewne
inne moje odkrycie ostatnio to Angst Skvadron ale to dla mniej poważnych - ja tam typowego blacka już nie mogę raczej zdzierżyć więc wolę takie kwiatki
re: Ihsahn "Eremita"
universal_soul (gość, IP: 78.146.100.*), 2013-02-10 21:08:57 | odpowiedz | zgłoś
Ze skandynawskiej najwyżej cenię Morgul J. Rippera "Sketch Of Supposed Murderer" i "The Horror Grandeur". Jak dla mnie są na kosmicznym poziomie, choć nie wiem na ile są jeszcze "true":)) ( w sumie jebać to). Pewnie zresztą slyszałeś.
re: Ihsahn "Eremita"
wac
wac (wyślij pw), 2013-02-10 22:01:14 | odpowiedz | zgłoś
nie, nie słyszałem nawet nigdy - obkumam zatem

VBE z "Written In Waters" powinno też się wpasować, ostatnio dużo leci u mnie, bo se przypomniałem no i Dodheimsgard późne
re: Ihsahn "Eremita"
universal_soul (gość, IP: 213.205.234.*), 2013-02-10 22:12:54 | odpowiedz | zgłoś
Heh - dzieki... Jak zlapie chwile luzu z praca obczaje wszystkie podeslane kapelki. Zawsze szukam czegos nowego.... Oranssi Pazuzu daje rade jak najbardziej
re: Ihsahn "Eremita"
wac
wac (wyślij pw), 2013-02-11 00:27:35 | odpowiedz | zgłoś
wiadomo, trzeba sobie pomagać
dzięki również!
re: Ihsahn "Eremita"
Dred
Dred (wyślij pw), 2013-02-10 02:47:21 | odpowiedz | zgłoś
Wiesz, sporo zespołów tzw. post black metalowych (czy jak kto woli - hipster black metal) pokroju właśnie Agallocha, Alcest, Oranssi Pazuzu, czy chociażby rodzimej Furii nie została zrecenzowana na rockmetal. Może dlatego, że większość recenzentów woli pisać o rzeczach popularniejszych, a pozostali potencjalni recenzenci nic nie robią. :P

Ale za to cieszy mnie obecność recki "La Masquerade Infernale" Arcturus, czyli mojej ulubionej błyty okołoblackowej:)