zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 25 kwietnia 2024

recenzja: Manowar "The Triumph Of Steel"

26.12.2000  autor: Comeill
okładka płyty
Nazwa zespołu: Manowar
Tytuł płyty: "The Triumph Of Steel"
Utwory: Achilles, Agony And Ecstasy In Eight Parts; Metal Warriors; Ride The Dragon; Spirit Horse Of The Cherokee; Burning; The Power Of Thy Sword; Demon's Whip; Master Of The Wind;
Wydawcy: Atlantic Recording Corp.
Premiera: 1992
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Manowar to specyficzny zespół, który przez jednych jest uwielbiany, przez innych zaś nienawidzony. Cóż, można lubić muzykę Manowar, można jej nie lubić (o kurde, odkryłem Amerykę), ale nie można zaprzeczyć temu, że dzisiejszy metal nie byłby taki jak jest, gdyby pod koniec lat siedemdziesiątych Joey DeMaio nie spotkał Rossa The Bossa i gdyby ci dwaj panowie nie założyli owej grupy. Ale to już historia...

Album "The Triumph Of Steel" jest siódmym dużym wydawnictwem Manowar. Od nagrania sławnego "Kings of Metal" minęły cztery lata. Z tamtego (starego) składu pozostało jedynie dwóch członków grupy: Eric Adams i Joey DeMaio. Do zespołu dołączyli: bębniarz Rhino, którego notabene polecił sam ustępujący mu miejsca Scott Columbus, i gitarzysta David Schankle. Śmiem twierdzić, że umiejętności obu panów przewyższały umiejętności ich poprzedników. Jeżeli zaś chodzi o samą muzykę, to zmian zaszło niewiele, aczkolwiek te, które jednak miały miejsce, są bardzo widoczne. Manowar nadal gra ciężki i bezkompromisowy, prawdziwy heavy metal, jednak tym razem zahaczający momentami o czysty thrash. Nie znaczy to, że utwory straciły cokolwiek ze swojej podniosłości. Nadal przepełnione są patosem i klimatem iście "wagnerowskim".

Pierwszą kompozycją jest wspaniała suita "Achilles, Agony And Ecstasy in eight parts". Całość podzielona jest na 8 części i trwa niespełna pół godziny(!). Teksty opowiadają historię opartą na "Iliadzie" Homera. Fenomen tego utworu polega na tym, że słuchacz ani przez chwilę nie odczuwa znudzenia, nawet podczas "Armor of the gods" - kilkuminutowej solówki na perkusji, czy "Desecration of Hector's body", będącego popisem gry na gitarze basowej (ośmiostrunowej!). Tak, ten utwór jest z pewnością najlepszym z całego albumu i najbardziej "malowniczym" - wystarczy tylko zamknąć oczy i można ujrzeć sceny najazdu na Troję, walkę Hektora z Achillesem i bezczeszczenie zwłok przegranego. Wspaniałe. Kiedy już wybrzmią ostatnie takty "Achilles..." nasze uszy atakuje krzyk Erica. To "Metal Warriors". Utwór trochę w stylu "Metal Daze" z pierwszego wydawnictwa Manowar "Battle Hymns", czyli wysławiający potęgę prawdziwego heavy metalu. Ale do tego Manowar zdążyli już nas przyzwyczaić. "Ride The Dragon" to przykład romansu Manowar z thrashem. Piękny utwór, będący swoistą baśnią opowiedzianą z prędkością światła. Kolejny majstersztyk to "Spirit Horse Of The Cherokee". Tekst opowiada o Indianach przygotowujących się do wojny. Jakby ktoś nie wiedział, to informuję, że lider zespołu Joey DeMaio to Indianin z krwi i kości, więc takie teksty mają uzasadnienie. "Burning" to moim zdaniem najsłabszy kawałek albumu, co wcale nie znaczy, że jest kiepski. Jest za to najbardziej mroczny. Zaraz po nim nadchodzi kolejny klejnot. "The Power Of Thy Sword", bo o nim mowa, to bardzo rozbudowany, epicki utwór opowiadający historię pewnego rycerza. Brak mi słów. "Demon's Whip" zaczyna się bardzo "demonicznie", aby pod koniec przerodzić się w opętańczą jazdę. Naprawdę mocny numer. Na koniec pozostał jeszcze bardzo spokojny "Master Of The Wind". Z jego powstaniem wiąże się pewna smutna historia. Nie będę jej tu teraz przytaczał. Zainteresowanych odsyłam na strony WWW Manowar, gdzie zostało to dokładnie opisane. Znajomość historyjki pomaga w zrozumieniu przesłania zawartego w tekście, który jest jednym z najlepszych, jakie napisał Joey.

Moim skromnym (możliwe, że wypaczonym) zdaniem "The Triumph Of Steel" to najlepszy album Manowar. Przewyższa on nawet swojego poprzednika, owianego legendą i kultem "Kings Of Metal". Nie sądzę, aby Manowar mogli nagrać w przyszłości coś co przebiłoby potęgę "The Triumph". Prawda jest taka, że taki album można nagrać tylko raz. Gorąco zachęcam wszystkich miłośników dobrej muzyki (nie tylko metalowej) do wysłuchania tego dzieła, bo, jak niegdyś zwykł mówić pan Najsztub w swoim "Tok Szoku": "naprawdę warto!". Dodam do tego jeszcze slogan reklamowy firmy produkującej ketchupy i majonezy: "Satysfakcja gwarantowana".

Komentarze
Dodaj komentarz »