zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 27 kwietnia 2024

recenzja: Menace "Impact Velocity"

19.02.2024  autor: Krasnal Adamu
okładka płyty
Nazwa zespołu: Menace
Tytuł płyty: "Impact Velocity"
Utwory: I Live with Your Ghost; Painted Rust; Multiple Clarity; To the Marrow; I Won't See the Sun; Drowning in Density; Positron; Everything and Nothing; Within Context; Malicious Code; Impact Velocity; Seamless Integration; Insult to Injury
Wykonawcy: Mitch "Cygnus & Synergus" Harris - wokal, gitara, syntezatory; Derek "Samorost" Roddy - instrumenty perkusyjne; Fred "Serpens" Leclercq - gitara basowa; Nicola "Radix" Manzan - skrzypce, wiolonczela, altówka; Shane "Erebus" Embury - gitara basowa
Wydawcy: Season of Mist
Premiera: 14.03.2014
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Nie podejrzewałbym członków Napalm Death o bycie metalowymi ortodoksami. Przed przesłuchaniem pierwszego albumu Menace, projektu dowodzonego przez Mitcha Harrisa i z udziałem Shane'a Embury'ego, nie nastawiałem się na żaden konkretny styl. Liczyłem na niespodziankę, smaczne danie zaserwowane przez twórczy, otwarty umysł.

Dane personalne muzyków warto omówić dokładniej, bo Menace to twór o cechach supergrupy, której członkowie używają przybranych specjalnie na jej potrzeby pseudonimów, chociaż równocześnie się pod nimi nie ukrywają. Mitch Harris, autor prawie całego materiału, jako Cygnus jest tu wokalistą, a jako Synergus gra na gitarze i syntezatorach. Perkusista Samorost to Derek Roddy z amerykańskiego Serpents Rise. Partie basu wykonali Shane Embury, Francuz Fred Leclercq z DragonForce i Włoch Nicola Manzan, czyli odpowiednio Erebus, Serpens i Radix. Ostatni z nich zajął się też instrumentami smyczkowymi. Uzupełnienie maskarady stanowią ilustracje w książeczce, które powinny przypaść do gustu miłośnikom fantastyki.

Odnośnie niespodzianki, otrzymałem ją niemal natychmiast. Już otwierający album, melodyjny utwór "I Live with Your Ghost" zaskakuje prostym, piosenkowym, wesoło brzmiącym, prawie punkowym refrenem. Jego chwytliwość jest wręcz irytująca i mógłby jej pozazdrościć niejeden młody muzyk pragnący stworzyć rockowy przebój. Zaraz potem spokojny "Painted Rust" dodaje do krajobrazu elementy psychodeliczne. Mimo że Cygnus nie zachwyca głosem, już na tym etapie można się zorientować, jak ważną rolę pełnią harmonie wokalne - w których niewielki udział ma też Sequoia Harris-O'Reilly, używająca pseudonimu Freya - i melodie, wspierane odmiennym od metalowego instrumentarium, a także niezłą pracą sekcji rytmicznej. Efektem jest nieco eteryczny klimat nagrań, a przynajmniej części ścieżek.

Lekką zmianę, od czwartego utworu, przynoszą cięższe riffy, pojawiające się m.in. w "To the Marrow", "I Won't See the Sun" i "Drowning in Density". Opartą na szybkim rytmie, pierwszą minutę rewelacyjnej kompozycji tytułowej można by nawet, gdyby nie wokal, sklasyfikować jako metal ekstremalny. Następujące spowolnienie i solo gitarowe Freda Leclercqa to jednak też zalety utworu, podobnie jak odrobina krzyków. Również do lepszych kawałków należy "Everything and Nothing" - przestrzenna kompozycja z mocnym riffem, ciekawym rytmem i melodią wokalu mogłaby godnie reprezentować cały album. Dobrych utworów nie ma na nim zresztą mało. Niezłe są też chociażby "Drowning in Density" oraz dość mroczne "I Won't See the Sun" z intensywną końcówką. Wyróżnia się "Within Context" z ostrą wstawką i dodatkiem krzyków, ale przede wszystkim dobrą pracą Samorosta i Cygnusa. Perkusista buja i szarpie kompozycją we wszystkie strony, a całość w ryzach trzyma linia wokalu. Również w "Malicious Code" bębniarz przyjemnie kombinuje, a emocje nasilają się dzięki schizofrenicznej wstawce o jazzowym posmaku i świetnej, intensywnej końcówce na kilka głosów.

Części słuchaczy najbardziej do gustu może przypaść utwór oznaczony jako bonusowy. Trochę szkoda, że w żadnym innym kawałku na albumie Cygnus nie wypada tak mocno, jak w "Insult to Injury", a szczególnie jak w jego porywającym refrenie. Na tle pozostałych kompozycji, ta brzmi jak hardcore punk. Reszta albumu to tymczasem alternatywny rock czerpiący z rocka progresywnego, psychodelicznego, metalu, a także industrialu i pop punka. Można się doszukać pokrewieństwa z dorobkiem Burtona C. Bella, czyli Ascension of the Watchers i lżejszymi kawałkami Fear Factory.

Nagraniem trochę z innej beczki, ale jakimś cudem nie odstającym mocno od całości, jest "Seamless Integration". Utwór z melorecytacją i elektronicznym podkładem brzmi bardziej jak remiks, skądinąd całkiem dobry. O ile ten muzyczny eksces może wywołać u słuchaczy różne reakcje, w zestawie trafiły się też niestety kawałki po prostu słabsze. Nijakość wkrada się do "Multiple Clarity". Ponadto pierwsza połowa "Positron" jest trochę mdła - ciekawie robi się dopiero w końcówce tej w sumie dość żywej piosenki. Album trwa ponad pięćdziesiąt minut, więc odrzucenie dwóch utworów mocno by mu nie zaszkodziło.

Gdyby nie garść gorszych fragmentów, debiut Menace można by opisać jako niesamowity. Połowa utworów z "Impact Velocity" to świetna dawka rocka alternatywnego, często łączącego ciężar z psychodelią. Może trochę dziwić, że zasłużony grindcore'owiec wydał album adresowany raczej do młodych słuchaczy mniej zorientowanych na metal, a bardziej na przebojowość, ale nie jest to akurat zarzut, tylko jeszcze jeden powód, by Mitcha Harrisa szanować i podziwiać.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Menace "Impact Velocity"
jarema37 (wyślij pw), 2024-02-19 17:54:29 | odpowiedz | zgłoś
Fajnie, że Ci się chce. To miejsce by ożyło gdyby było więcej recenzji
I piszę to mimo, że ta płytka to kompletnie nie moja bajka :) (posłuchałem otwieracza)