zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 25 kwietnia 2024

recenzja: Moonspell "Extinct"

5.06.2015  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Moonspell
Tytuł płyty: "Extinct"
Utwory: Breathe (Until We Are No More); Extinct; Medusalem; Domina; The Last of Us; Malignia; Funeral Bloom; A Dying Breed; The Future Is Dark; La Baphomette
Wykonawcy: Fernando Ribeiro - wokal; Ricardo Amorim - gitara, instrumenty klawiszowe; Pedro Paixao - instrumenty klawiszowe, sample, gitara; Aires Pereira - gitara basowa; Mike Gaspar - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Napalm Records
Premiera: 6.03.2015
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Nie wiem, którędy przebiega cienka granica między dojrzewaniem a starzeniem się, ale chyba jedno i drugie w równych proporcjach zaczyna infekować moje muzyczne pragnienia. Po transformacji ustrojowej na poziomie "Sin/Pecado", wraz z innymi bardziej krewkimi fanami, zarzucałem muzykom Moonspell chorobę psychiczną z przemieszczeniem na ich własne genitalia. Po latach od wydania, i kilku kolejnych mieliznach płytowych, dochodzę do wniosku, że to świetny krążek. Choć bardzo cenię sobie tetryczne próby powrotów do własnego "ja" na "Memorial", "Night Eternal" czy pierwszym cd "Alpha Noire / Omega White", to wciąż oczekiwałem na wydawnictwo, które bez przewijania będę w stanie przesłuchać z zadowoleniem od początku do końca. Bez ziewania i silenia się na podniety, że chłopaki znów mają ciężkie gitary i w zasadzie niewiele więcej. Zresztą podobnie sprawa ma się z kolegami Moonspelli ze starej ekipy Century Media, ongiś produkującej swoje szlagiery pod czujnym okiem Waldemara Sorychty, a więc Tiamat i Samael. Świadom jestem, że już nigdy nie poczynią kolejnych "Wolfheartów", "Wildhoneyów" czy "Passagów". Zawsze nie do końca pasowały mi też te ich wszystkie muzyczne pseudo poszukiwania. Z drugiej strony próby powrotów do grania cięższego ostatecznie można było sprowadzić do opowiadania bajki o wiecznym męczeniu czerstwej (od dawna) buły. Brzmiało to może fajnie, ale za cholerę w tym graniu radości tworzenia i witalności znanych z początków karier tych gwiazdeczek metalu. Dałem sobie więc spokój z puryzmem, oczekując od nich po prostu bardzo dobrej muzyki. Takiej, która żyje, tętni, a nie tylko ściemnia, machając kikutem niczym postać ze świtu żywych trupów.

Na "Extinct" Fernando Ribeiro i spółka też dali sobie w końcu siana z przeginaniem w którymkolwiek kierunku. Udowadniają, że ani nie odpadły im jaja, ani tym bardziej nie zamierzają ścigać się ze swoją własną wilczo - wampiryczną legendą. Jest zarówno ciężko, metalowo, ale też zwiewnie i melodyjnie, na gotycko - rockową modłę. Nie samo to jednak stanowi o wartości tej płyty, a naprawdę porywające kompozycje. Pierwszy w internecie pojawił się kawałek "The Last Of Us", który można spokojnie umiejscowić w okolicach "Darkness And Hope" i takich hitów, jak "Nocturna". Oczywiście pojawiły się od razu głosy złośliwców, twierdzących że Fernando Ribeiro znów przestał ciągać do swojej trumny blade dziewuchy, woląc bezsennymi nocami miętolić kalkulator pod zapoconą pachą. Nie wiedzieć czemu, mi się spodobało, ale jak zespół zaprezentował "Breathe (Until We Are No More)", z hipnotyzującą gitarą i orientalnymi klawami, zahaczającymi nawet o "Daddy Cool" Boney M (5:00!!!), to już wiedziałem, że muszę to mieć. No i nie zawiodłem się. Zastanawiając się, czy "warto", nie kierujcie się broń lordzie kawałkiem tytułowym, który jeszcze jako tako chce pozapierdalać w klasycznych metalowych rytmach. Nie dość, że jest krzywdząco mało reprezentatywny dla całości, to jeszcze okraszony obrazkiem z najbrzydszymi kobietkami w historii klipów Moonspell i w konsekwencji może zniechęcać. "Extinct", jako płyta w ogóle, stoi bardziej klimatem i czystymi wokalizami, do których szybkie riffki pasują jak Glen Benton do Ruhanny.

Przede wszystkim roi się tutaj od orientalnych plam, greckich zagrywek, sitarów i takiej atmosferze jest podporządkowana w ogromnej większości praca gitar. Głównym atutem takiego "Medusalem" jest melodia w typie "Arabska noc, jak arabski dzień", tłoczona na gitarowym podkładzie, który milion razy powtarzały grubasy z niemieckiego Crematory. Do takiego kociołka chłopaki wrzucają jeszcze kobiecą melorecytację, chwytliwy refren, heavymetalowe sola i hit sal koncertowych gotowy. Nie jest to przy tym jakaś popelina. Nie czuć jakiegoś wymuszonego gwałtu na samym sobie. Słychać za to spontan miast chłodnej kalkulacji. Chwytającymi za serce majstersztykami emocji i budowania dramaturgii są z kolei podniosła pościelówa "Domina" i apokaliptyczna "Malignia", przy których taka "Luna" z "Memorial" była szczytem brutalności i braku kompromisu. Nie jest to przywara, a zaleta tych kompozycji, które rewelacyjnie budują klimat, zapadają w pamięć i - co najważniejsze - nie nużą banałami. Wypada jeszcze wyróżnić "The Future Is Dark", który do momentu wybrzmienia wokaliz Ribeiro mógłbym pomylić, z jednym ze szlagierów z "Wildhoney" lub bardziej "A Deeper Kind Of Slumber" Tiamat (oniryczny klimat, partie solowe gitary niczym w "Gaia" czy "Visionare") i kończący przedstawienie, dekadencki walczyk z sekcją dętą w tle - "La Baphomette".

Jeszcze słówko o oprawie graficznej. Jak ktoś będzie przechodził przypadkiem alejką w sklepie muzycznym, a dziwne to sklepy, bo płyt w nich jak na lekarstwo, za to więcej naczyń, widelców, bibelotów i innych pierdoletów, może przypadkowo odskoczyć, widząc okładkę nowej propozycji Portugalczyków z pokaleczonym, "okikuciałym" dziewczęciem w roli głównej, jakby tego było mało ozdobionym odwróconym krzyżem wyrżniętym na czułku. Jak widać jednak, nie taki diabeł straszny, ale czy przez to gorszy? Bynajmniej. Słucham "Extinct" już po raz kolejny i wciąż bez zmęczenia, zniechęcenia czy zwyczajnego wkurwienia. Co rusz odkrywam kolejne smaczki, nuty, melodie etc. Wszystko jest niewymuszone i na swoim miejscu. Współczynnik słuchalności i koncertowego potencjału równy 100%. Mi to wystarcza. Nie muszą już udawać, że potrafią czy chcą nagrywać kolejne "Under The Moonspell", czy "Wolfheart", lub mocować z eksperymentami, jak na "Sin/Pecado". Chłopaki stanęli mocno obiema stopami po każdej stronie barykady, przedzielającej ich twórczość, i zgarnęli cała pulę. Świetna, doskonale brzmiąca płyta. Na koniec jeszcze zdanie o autorze okładki "Extinct" - Spirosie Antoniou. Wszyscy kręcą kichawami, że znów on, że znów to samo... hmmm... jakby ktoś zawiązał mi oczy i zapuścił "Medusalem" czy "Breathe", doszedłbym do wniosku, że tylko obywatel Grecji byłby odpowiednim do zilustrowania tych dźwięków.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Moonspell "Extinct"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2015-06-05 23:00:16 | odpowiedz | zgłoś
Heh ta czekała na publikację od premiery w zasadzie. Jak powiedział Pan Dżezuuu - pracy w winnicy dużo, ale robotników mało. Pradajsy już się piszą. Kiedy premiera tekstu...trudno rzec. To pytanie do redakcji.
re: Moonspell "Extinct"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2015-06-05 20:18:41 | odpowiedz | zgłoś
Płyta Extinct udała się Moonspellowi. Okładka wydawała się idiotyczna jak na dzisiejsze standardy. Kto teraz zapodaje takie okładki? 20 lat temu mogła być na czasie,
gdy deathmetalowcy straszyli czaszkami, kośćmi i wnętrznościami.A przecież Moonspell to metal gotycki, klimatyczny.

Dobrze, że w muzyce im się nie poprzestawiało.
Przyjemnie słucha się dobrego połączenia ostrzejszego metalu z melodyjnymi, nawet przebojowymi fragmentami. Czasami, jak na Domina, w refrenach jest nawet popowo. Płyta broni się zdecydowanie.
re: Moonspell "Extinct"
bandrew78
bandrew78 (wyślij pw), 2015-06-05 19:41:30 | odpowiedz | zgłoś
Płytka taka sobie, ma dobre momenty, ale i takie, których trudno mi słuchać bez zażenowania (zwłaszcza jak sobie ją porównam z nowymi Paradajsami, których obecnie katuję). I nie chodzi o to, że muzyka jest zdecydowanie łagodna, tylko o niektóre pomysły kompozycyjne, niebezpiecznie przywodzące na myśl te popularne obecnie kapelki dla młodzieży, lansowane zresztą masowo właśnie przez Napalm Records. Okładka okropna. Ale jak przyjadą i zapodadzą na żywo kilka starych szlagierów, to i tak wszyscy będą zadowoleni, ja pewnie też. Recenzja za to jak zwykle na poziomie.
re: Moonspell "Extinct"
Honza (gość, IP: 194.177.28.*), 2015-06-05 21:02:06 | odpowiedz | zgłoś
...lansowane przez Napalm... Chodzi Ci o The Unguided? Zostaw ich!!!
Zgadzam się co do koszmarnej okładki.
A poza tym myślę, że ten zespół najlepsze lata ma już za sobą, tzn. pozostawił swoją sławę jak inne znaczące kapele, w wytwórni Century Media.
re: Moonspell "Extinct"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2015-06-05 22:12:24 | odpowiedz | zgłoś
Wiadomo, że już Wisły kijem nie zawrócą, a raczej rzeki Tag lub innej która płynie przez ich kraj.
Na to nie pozwolą tzw. fani, którzy akceptują taki, a nie inny styl grania i image. Ale nagrali dobrą płytę, może zerknę na nich w Progresji.
re: Moonspell "Extinct"
Alex DeLarge (gość, IP: 188.122.20.*), 2015-06-06 13:39:39 | odpowiedz | zgłoś
Okładka jest rzeczywiście koszmarna. Aż mnie odrzuca jak na nią patrzę. Jest jeszcze bardziej okropna niż te dziwne kobiety występujące w teledysku :) Ale muzyka mi się podoba. Recenzja też fajna.
re: Moonspell "Extinct"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2015-06-08 21:57:07 | odpowiedz | zgłoś
Teledysk idiotyczny, ale laski w skórach są ok. Jak zawsze.
re: Moonspell "Extinct"
Honza (gość, IP: 194.177.28.*), 2015-06-13 22:05:02 | odpowiedz | zgłoś
byłoby lepiej bez skór...
;-)
re: Moonspell "Extinct"
Nopasaran
Nopasaran (wyślij pw), 2015-06-05 14:14:21 | odpowiedz | zgłoś
Płyta jak płyta... za to recenzja - miazga! :D
re: Moonspell "Extinct"
Tomasz_38 (gość, IP: 79.190.119.*), 2015-06-05 11:54:23 | odpowiedz | zgłoś
Dla mnie rewelacyjny album. Od czasu premiery, krążek praktycznie nie wychodzi z odtwarzacza, a przynajmniej jest najczęściej słuchany. Magiczna i porywająca muzyka. Moonspell stworzyli dzieło kapitalne.