zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 20 kwietnia 2024

recenzja: Satellite Party "Ultra Playloaded"

12.01.2010  autor: Aneta Gliwicka
okładka płyty
Nazwa zespołu: Satellite Party
Tytuł płyty: "Ultra Playloaded"
Utwory: Wish Upon A Dog Star; Only Love Let's Celebrate; Hard Life Easy; Kinky; The Solutionists; Awesome; Mr. Sunshine; Insanity Rains; Milky Ave; Ultra Playloaded Satellite Party; Woman In The Window
Wykonawcy: Perry Farrell - wokal; Nuno Bettencourt - gitara; Kevin Figueiredo - instrumenty perkusyjne; Carl Restivo - gitara basowa; Etty Lau Farrell - dodatkowy wokal
Wydawcy: Columbia Records
Premiera: 2007
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Najpierw było Jane's Addiction. Szalone, niepokorne, pełne radości. Potem Porno For Pyros - klimatyczne, spokojniejsze, udziwnione. Trzy lata temu na świat przyszło trzecie muzyczne dziecko Perry'ego Farrella - Satellite Party z albumem "Ultra Playloaded", z jednej strony stanowiące hybrydę dokonań dwóch poprzednich grup, z drugiej będące czymś zupełnie innym - nowym i świeżym. Boję się nawet myśleć, jak Perry'emu udało zaprosić się do studia tyle znakomitości - Satellite Party mogę bowiem z czystym sumieniem nazwać supergrupą.

Już sam początek płyty przenosi słuchacza w inny wymiar - niesamowity "Wish Upon A Dog Star" został zresztą wybrany na utwór promujący płytę. Rewelacyjny, mocny, wbijający w fotel bas to zasługa nikogo innego, jak Petera Hooka (Joy Division! New Order!), gitarą akustyczną zajął się Peter DiStefano (Porno For Pyros). "Only Love, Let's Celebrate" to z jednej strony gitarowe popisy Nuno Bettencourta (Extreme), z drugiej - chwytliwa, imprezowa melodia. Przy tym kawałku aż chce się poskakać, potańczyć - masa pozytywnej energii, kompozycja wywołująca uśmiech na twarzy. "Hard Life Easy" to optymistyczny utwór, który nieprzypadkowo brzmi jak kompozycja Red Hot Chili Peppers. Na gitarze gra tu John Frusciante, na basie Flea - tego nie da się nie poznać. Muszę przyznać, że nie miałabym nic przeciwko wymianie na stałe - Navarro (Jane's Addiction) z Red Hotami, Fru z Farrellem - taka kombinacja po prostu bardziej do mnie przemawia. "Kinky" to kolejny kawałek z gościnnym udziałem Petera Hooka. Żywiołowy, z zabójczym bitem (zasługa brytyjskiej grupy Hybrid, grającej progresywną elektronikę) i refrenem, który nie chce wyjść z głowy. Pora na utwór, dzięki któremu w ogóle Satellite Party poznałam. "The Solutionists" to nafaszerowany elektroniką eksperyment ze świetnym basem i wokalem, w którego powstaniu palce maczał amerykański zespół triphopowy Thievery Corporation. Skrzypce mieszają się tu z zawodzącą gitarą, całość jest bardzo płynna, z lekko niepokojącym klimatem. Ballada "Awesome" nie wypada dobrze w otoczeniu tak rewelacyjnych kawałków. Głos Farrella brzmi tu zupełnie inaczej, co w tym przypadku nie znaczy lepiej. Kompozycja pełna blichtru i patosu - monotonna i przeciążona, do tego do bólu prosta i przewidywalna - nie powinna była znaleźć się na tej płycie. Na szczęście już następny kawałek - "Mr. Sunshine" - udowadnia, że spokojne Satellite Party nie znaczy złe Satellite Party. Ciekawe gitarowe efekty, fajna fortepianowa wstawka, przyjemny dla ucha tekst i solówka Bettencourta - czego chcieć więcej do szczęścia? Mocne, punkowe uderzenie w postaci "Insanity Rains" to gitarowe wymiatanie po całości i zdecydowanie najostrzejszy moment płyty. Jestem jak najbardziej na tak. "Milky Ave" jest słodkie, ładne i urocze. Delikatna gitarka, przyjemny wokal - wszystko w jak najlepszym porządku. Niestety ja za ładem w muzyce nie przepadam. "Ultra Playloaded Satellite Party" pozwala natychmiast zapomnieć o słabszym fragmencie płyty. Refren brzmi trochę, jakby Farrell i spółka nagrywali go pod okiem mieszkańców Podhala, ma w sobie coś z ducha naszej muzyki góralskiej. Co ciekawsze w chórkach da się słyszeć głos Fergie z Black Eyed Peas. Ten kawałek to prawdziwa bomba. Ostatnia pozycja na płycie była pewnie ogromnym zaskoczeniem nie tylko dla mnie. W "Woman In The Window" gościnnie zaśpiewał bowiem nikt inny, jak Jim Morrison we własnej osobie. W 1970 roku, niedługo przed wyjazdem do Paryża, Morrison nagrał a cappella "Woman In The Window". Blisko 40 lat później Perry Farrell dostał od The Doors zezwolenie na napisanie muzyki do tekstu i wykorzystanie głosu Morrisona. Tak oto powstał jeden z najlepszych momentów "Ultra Playloaded". Magiczny i trochę przerażający zarazem, przepełniony doorsowskimi motywami - odkurzonymi i odświeżonymi. Naprawdę warto posłuchać i odpłynąć.

Płyta "Ultra Playloaded" jest dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Naprawdę przyjemnie słucha się tych wszystkich świetnych muzyków zebranych do kupy, eksperymentujących i balansujących na krawędzi gatunku. Dwa punkty odejmuję za dwa fragmenty obniżające i tak wysoki poziom całości. No i trochę nie rozumiem przesadnego promowania pani Farrell, której głos słychać dopiero, kiedy się człowiek naprawdę skupi. Krążek dostaje ode mnie naprawdę mocną 8.

Komentarze
Dodaj komentarz »