zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 26 kwietnia 2024

recenzja: Vader "Tibi Et Igni"

13.07.2014  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Vader
Tytuł płyty: "Tibi Et Igni"
Utwory: Go To Hell; Where Angels Weep; Armada On Fire; Triumph Of Death; Hexenkessel; Abandon All Hope; Worms Of Eden; The Eye Of The Abyss; Light Reaper; The End
Wykonawcy: Peter - wokal, gitara; Marek "Spider" Pająk - gitara; Tomasz "Hal" Halicki - gitara basowa; James Stewart - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Nuclear Blast Records, Warner Music Poland
Premiera: 30.05.2014
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Dłuuugo wycierałem własne nasienie z twarzy po wnikliwej analizie "Tibi Et igni", oj długo. Tym razem to nie tylko to, że jestem fanem Vader, kocham ten zespół, mam wszystkie płyty, EP, bootlegi, mini i czego by Peter nie zaryczał, to już mi stoi. Po przesłuchaniu dziesiątego długograja ongiś Olsztynian jestem po prostu szczęśliwy jak dziecko, któremu mama kupiła karabin na odpuście. Pisząc tę recenzję, nie muszę uciekać się do naginania rzeczywistości, masturbowania się sentymentami i zatrudniania niekwestionowanej 30-letniej legendy zespołu do sztucznego lobbowania w jego interesie. To nie jest tekst z cyklu - zajebiste, bo Vejda, lub hej Robinie z Behemoth na glebę. Wielu by oczekiwało takiego oczywistego "wymiotu", lecz nic z tego. Tutaj jest bowiem "ten Vader" i "ta muzyka". Odpalając "Dla Ciebie i Ognia" zawadzam zębami o sufit niczym za czasów piekielnych "De Profundis" czy "Black To The Blind" (choć to już nieco inne dźwięki) i w ogóle nie mam czasu na myślenie o tym całym okołomuzycznym pierdoleniu. Znów jest rok 95 i wiem, że coś takiego, jak konkurencja dla Pana Gwiazdy śmierci nie istnieje. On (oni) grają w swojej własnej lidze śmierć metalu, co ciekawe - wciąż wysoko ocenianego przez zagranicę, a u nas (też jak za starych czasów) opluwanego za chuj wie co. Ale do rzeczy.

Podoba mi się, że nikt nie przegrzewał tego wydawnictwa zanim się ukazało. Nie było tym razem raportów ze studia, ziewających jap braci Wiesławskich, relacjonujących rutyniarsko o przeżyciach związanych z kręceniem gałką w lewo i prawo, lub wynurzeń muzyków w stylu "jesteśmy tym razem najlepiej przygotowani, kupiliśmy sobie nowe wiosło, hej James Stewart - puknij w ten fajny talerz, a to nasza najlepsza płyta, bo to o czym śpiewamy, to nowy Koran, Biblia, podręcznik Tatarkiewicza w jednym dla upadłej młodzieży". Tego typu rzeczy były fajne parę lat temu, obecnie każdy w to się bawi, więc mnie osobiście takie banialuki już nie robią, a w przypadku, gdy efekt finalny mija się z zapowiedziami, wręcz wkurwiają.

Tak więc "Tibi Et Igni", jak na nasze standardy wydawnicze, pojawiło się w miarę po cichu. News na stronie, parę zdjęć Petera, na których wygląda niczym długowłosa, "krótsza" wersja Roba Halforda i mini "Go To Hell", po którym w zasadzie nic prócz stwierdzenia - "Vader i czy to przypadkiem nie zaginiona w kniejach wersja okładki 'Jump In The Fire' 'Tallicats z 84" - nie dało się napisać. Podobnie z towarzyszącą premierze płyty biografią zespołu autorstwa Pana Luxa "kiedyś metala" Occulty, na którą czekałem od przynajmniej 7 lat. Znów napiszę - radocha tym większa, bo i jedno, i drugie wydawnictwo dają radę, i to jak.

Skupmy się jednak na "Tibi Et Igni". Rzecz jasna od chuja tutaj typowych, vaderowych patentów. Sam początek wizyty w piekle w postaci nomen omen "Go To Hell" to oldskulmadafaka made in Wiwczarek. Paradoks - bo kawałek wymościł Marek Pająk, ale cóż, wchodzące po patetycznym intro, potężne riffsko tylko udowadnia, że "Spajdermen" tę kilkuletnią unitarkę przeszedł wręcz wzorcowo. Prosta, szybka, thrashowa pała leje po ryju, aż miło, także nabijaniem Docenta... ech, no tak... tzn. Dżemza Stewarta. Gdyby ktoś pytał, 666 z kolei perkusista w historii Vader, z wszystkich następców legendarnego Doca, najbardziej stylem zbliża się do jego unikatowego nepierdalania, łączącego siłę, prostotę, prędkość i znakomite wyczucie klimatu muzyki zespołu. Rewelacja! Za ciosem podąża też klasyczny "Where Angels Weep", który tempem spokojnie mieści się w ramach kanonu takiej "Litany". Blast blasta pogania, trochę znanych z "Welcome To The Morbid Reich" skrzeków i rozgrzewka długodystansowca gotowa.

"Armada On Fire" brzmi jak brakujący element przykrótkiej w porównaniu z imponującym ponad 40-minutowym trwaniem "Tibi Et Igni" - "Black To The Blind". Dalej, kto nie myje radarów od 30 lat i nie wie, że podstawą istnienia Vejda jest twórczość Slayer, z pewnością pomyli "Triumph Of Death" z "Necrophobic" lub "Reign In Blood". Czy z tego można jednak czynić zarzut? W tym momencie większość nażartych wszelakimi premierami ziewnie, popuka się w baniak i pobiegnie poszukać kolejnych rozwojowych produkcji, by być smart, wajz, trendy i modern talking. No to pa pa, stracicie swoiste vaderowe novum w postaci "Hexenkessel" - gdzie, w końcu, Peter we współpracy z Pająkiem wypełnia pozdrowienia z wkładki "De Profundis" sprzed 20 niemal lat, serwując danie zarówno dla amatorów kultu death, jak i black. Intro przywodzi na myśl "This Is The War", a potem po śmierć - thrashowych schodkach wbiega prawdziwe mardukowe piekło cyrkularek, by dobić heavymetalową solówką a'la Esqarial. Dla mnie bomba, przy tym mięso koncertowe, ciary na plecach i gwarancja moshu na misteriach. Wyciszenie pod koniec kawałka, uderzenia dzwonu, melorecytacja i wchodzący zaraz atak Peterowego "Yeeeeeeeahhhhhhh!!!", to czysta moc Panie Jezu. Chwilę potem doczekuję się i ja... kontynuacji pamiętnego "Reborn In Flames", tutaj pieszczotliwie ochrzczonego mianem "Robactwa Edenu", w którym roją się apokaliptyczne wycia gitar, solowe wiertary Pietrka, popisy Spidera i firmowe, riffowe "przeczołgiwacze".

Już na tym etapie ze spokojnym sumieniem wystawiam płycie maksa, ale Vaderowi wciąż mało, a rolę docinaczy, czy lepiej - dojebywaczy słuchacza, pełnią tutaj: chyba najbardziej rozbudowany w twórczości zespołu, miażdżący jaja patosem i nietzscheańskim przesłaniem "The Eye Of The Abyss" oraz finał pt. "The End", który jednak końcem się nie kończy, że tak powiem (patrz tekst). Ale po kolei. Pierwszy z wymienionych to rzecz, o którą nigdy Wiwczarka bym nie posądził. Katedralne intro (po raz enty Siegmar aus Vesanija), kroczące wejście, doskonale spasowanych esqarialowo - vaderowych wynalazków i ostatecznego napierdolu, wprost wyrywają z butów, czyniąc z tych 6 minut wielobarwny - jak na "deathkriegsmachine" - orgazm. Co przesłuchanie, to nowe doznania. Podobnie "The End", tuptający rytmami "Kingdom" czy "Revelation Of The Black Moses", gdzie bez dwóch zdań słychać echa kolejnej młodzieńczej fascynacji Petera, czyli Judas Priest. Może Vader mieli kiedyś taka płytę "The Beast", ale czegoś takiego na pewno nie (cover z "Reign Forever World" się nie liczy).

Do muzycznego dania głównego dodajmy jeszcze znakomitą okładkę mistrza Petagno, na której i tym razem dzięki Panu nie zabrakło "oka strażnika" i mamy komplet. "Tibi Et Igni" to po prawdzie najbardziej zamaszysty materiał w dziejach Vader. Prócz dobrze znanego i kochanego miotania ofiarami w rytm thrash deathu, Generał dopuścił do głosu nie tylko innych muzyków (Marek Pająk), ale dał też upust swoim słabostkom spoza tzw. kanonu, co do klasycznego szlachtowania wpuściło masę powietrza. Płyta brzmi potężnie, jest niesłychanie witalna, a dzięki zastosowanym, choć dobrze znanym, smaczkom (nie chodzi mi tutaj o legendarną studencką wędlinę) - niesłychanie atrakcyjna w odsłuchu. Ja nie mam więcej pytań, mnie to po prostu rozpierdala. Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to może do Nuclear Blast i Warner Polska, którzy podstawową wersję wydawnictwa opatrzyli tak chujową, ubogą wkładką, że aż wstyd, biorąc pod uwagę jakość materiału. Okładka jak najbardziej mistrzostwo planety, ale w środku prócz kilku fajnych, lecz dobrze znanych ze strony internetowej zdjęć - syf, kiła i mogiła. Nie każdy musi przecież połasić się na wypaśne digi czy inne "limited do cztery kopie 55 dekagram vinyl edition". "Tibi Et Igni", z uwagi na swoistą eklektyczność (death, thrash, black, heavy), z pewnością zaspokoi oczekiwania nie tylko fanów Vader, ale też tych do tej pory niezwiązanych z muzyką zespołu, którzy nie będą szukać wydań specjalnych. Tych może zniechęcić taka co by nie było - olewka. To co? Ocena chyba jest jasna. Klasyk, gruuuuby klasyk, na wiele przesłuchań.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Vader "Tibi Et Igni"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2014-07-17 22:32:29 | odpowiedz | zgłoś
przecież ta płyta broni się właśnie muzyką, wkładka nie, muzyka tak hehe. Tj. samych pozytywów w recenzji też nie ma.
re: Vader "Tibi Et Igni"
wac
wac (wyślij pw), 2014-07-18 20:16:43 | odpowiedz | zgłoś
przecież on pisze o tym, że autor nie powinien kompromitować się emocjonalnymi wymianami z każdym fanem w necie...nie o tym, że nie broni się muza...mimo wszystko przyznasz, że uznany od lat muzyk cisnący komuś piszącemu coś tam na forum, że brak mu porządnej kobiety traci na wizerunku; takie teksty to mi się z jakimś Vince'em Neilem kojarzą raczej dlatego zakładam, że ktoś się tu nabija
re: Vader "Tibi Et Igni"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2014-07-18 21:51:26 | odpowiedz | zgłoś
no jaki mądry, przecież ja też się nabijam. Poza tym, czy my przypadkiem się nie rozstaliśmy jakiś czas temu ;}}}}}
re: Vader "Tibi Et Igni"
wac
wac (wyślij pw), 2014-07-18 22:58:35 | odpowiedz | zgłoś
nie dalbyś rady beze Wacka :D
re: Vader "Tibi Et Igni"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2014-07-18 23:01:38 | odpowiedz | zgłoś
Dokładnie, spór muzyk zawodowiec kontra forumowicz amator to groteska w takim wydaniu.
re: Vader "Tibi Et Igni"
kobiotch
kobiotch (wyślij pw), 2014-07-15 19:54:34 | odpowiedz | zgłoś
daje rade, choc poprzedniczka bardziej mi sie podobała. Eye Of The Abyss to jeden z lepszych kawałków jakie Peter napisał.
re: Vader "Tibi Et Igni"
pumpa (gość, IP: 217.96.115.*), 2014-07-15 16:26:13 | odpowiedz | zgłoś
wersja digi, same teksty, bez autorów, informację o solówkach zastąpiono znakiem graficznym pająka i
"krzyża żelaznego", koncertowe zdjęcia, trzy "książkowe" cytaty, nic poza tym, w przypadku winyla wątpię żeby było lepiej, w endorsmentach dwa razy logo Meinla, całość jest generalnie niedopracowana, raczej "wina" zespołu, a nie wytwórni

chcę wierzyć że introsów nie robił Siegmar, niewymieniony na płycie, bo są zwyczajnie marne i plastikowe, przy dzisiejszej technice można to było nagrać lepiej, na dodatek te bombastyczne organy w "The Eye Of The Abyss", ostatnia, zagrana w stylu Malmsteena solówka w tymże utworze, zgodnie z komentarzem Pająka, improwizowana, zwyczajnie odstaje, mimo że według mnie, jest najlepszą na tej płycie

podejrzewam raczej że introsy zrobił Pająk, który na WTTMR napisał utwór w tej konwencji, wspominał też że jego pierwszym instrumentem były właśnie klawisze, a nie gitara

gitary i reszta płyty to typowy Vader z lekkimi odchyłami, nie ma się czym podniecać, życzyłbym im dobrego producenta, który wywaliłby im te introsy, btw dzwonki w "The End" to jakaś żart

odnośnie bonusów, tekst do "Necropolis", jest tak głupawy że szkoda gadać, za to fajnie wypada Marta Gabriel w "Przeklętym na wieki", pewnie też nie wymieniona na dodatkowej Epce, chociaż na dobrą sprawę utwór mógł zakończyć się po akustycznym wstępie, Peter wykrzykujący "ogniu żywy ogniu" brzmi groteskowo, w "Des Satans Neue Kleider" wokale robią klimat, Peter to naprawdę dobry wokalista i szkoda że nie eksperymentuje w tym kierunku, no chyba że wokal wspierający to dzieło kogoś także niewymienionego

swoją drogą "Przeklęty na wieki" powinien być jako bonus na płycie, a nie na oddzielnej epce, skrócona wersja mogła by spokojnie w radiu śmigać, plus teledysk, można by coś na tym ugrać, ale jak się chce być trve to jest jak jest

generalnie cała promocja jest o kant dupy, nie licząc podziemia nikt o tej płycie w zasadzie nie pisze, umęczona sprzedaż 2 tys. sztuk w miesiąc w Stanach przy tym ciągłym podkreślaniu statusu zespołu to nieporozumienie, z kolei wydawanie biografii w tym samym czasie to strzał w stopę

"Tibi Et Igni" było na krajowej liście przebojów 2 tygodnie, "Revelations" jedenaście, żeby nie wiem co nagrali to równia pochyła
re: Vader "Tibi Et Igni"
binadra
binadra (wyślij pw), 2014-07-15 20:27:29 | odpowiedz | zgłoś
Necropolis to jeden z pierwszych utworów Vadera (napisany jeszcze w latach 80). Może dlatego tekst nie najambitniejszy.
re: Vader "Tibi Et Igni"
Piotr Wiwczarek (wyślij pw), 2014-07-16 04:29:55 | odpowiedz | zgłoś
@pumpa... Sorry, ale takich pierdoł już dawno nie czytałem ;))) Po prostu się czepiasz - i to w głupim stylu. Kolejny "niezadowolony cwaniak", co sam nic nie potrafi zrobić. Chcesz być oryginalny idąc w poprzek? Proszę bardzo!!!!! Ale rób to z sensem. Płyta jest żle wydana??? Chyba Cię pogięło. Jak powinna być wydana w takim razie płyta wg Ciebie , by wyglądała dobrze? Naćpane obrazki i fotki z domowego kibla? A może cytaty z Szymborskiej? - to dopiero byłoby ambitne! ;)) "Nie ma autorów przy textach"...no fakt. To dyskwalifikuje wszystko. Tyle ze taka "dyskwalifikacja" dotyczy większości wydawanych płyt. A może to jedyna płyta jaką widziałeś? (sorry...może widziałeś jeszcze "Satanistę") . Nie podoba się intro..(no i nie napisali że Siegmar). Jaka szkooooda. Chyba się potnę z tego powodu albo już nigdy nie będzie intra na płycie. No bo przecież tobie się nie podoba. ;))) Powiedziałbym jeszcze coś o twoich wywodach na temat "strzału w stopę" i "statusu w USA"...ale chyba cenzor by mu tego nie przepuścił. Masz natomiast rację w sprawie braku promocji przez Warnera w Polsce. To faktycznie żart. Tu jednak nic nie można zrobić...taka "polityka wielkiej firmy". Niestety. No i co jeszcze? Życzę ci długich lat w nienawiści do całego świata i... dobrej kobiety. Bo tego ci chyba brak ;)))
re: Vader "Tibi Et Igni"
Christophoros
Christophoros (wyślij pw), 2014-07-16 07:30:46 | odpowiedz | zgłoś
Peter, jeśli to rzeczywiście Ty - nie ma po co się niepotrzebnie denerwować :) Wystarczy spojrzeć na licznik po prawej - na chwilę obecną 90% ludzi jest na tak, to chyba o czymś mówi :)