zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 28 marca 2024

recenzja: Dimmu Borgir "Abrahadabra"

7.11.2010  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Dimmu Borgir
Tytuł płyty: "Abrahadabra"
Utwory: Xibir; Born Treacherous; Gateways; Chess With The Abyss; Dimmu Borgir; Ritualist; The Demiurge Molecule; A Jewel Traced Through Coal; Renewal; Endings And Continuations
Wykonawcy: Shagrath - instrumenty klawiszowe, wokal; Silenoz - gitara; Galder - gitara; Dariusz "Daray" Brzozowski - instrumenty perkusyjne; Gerlioz - instrumenty klawiszowe; Tommie "Snowy Shaw" Helgesson - gitara basowa; Kristoffer "Garm" Rygg - wokal; Agnete Kjolsrud - wokal; Ricky Black - gitara slide
Wydawcy: Nuclear Blast Records
Premiera: 2010
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Zabieranie się za recenzowanie produktów marki Dimmu Borgir jest zajęciem niebezpiecznym. Ten zespół (obecnie zdaje się trio) to już instytucja. Bodajże najpopularniejsza ekipa w Nuclear Blast, także najpopularniejsza w nurcie tzw. sympho - black. Wyszydzani lub wielbieni przez krytyczne albo bezkrytyczne masy z jednej strony ortodoksów, z drugiej tzw. (jak ja kocham to określenie) czarnych kinder niespodzianek. Z całym szacunkiem dla "mondrych" i "chodzących w prawdzie", którzy obiektywnie starają się stanąć po środku tego konfliktu. Tutaj trzeba zająć jakieś skrajne stanowisko. Przy takim zespole inaczej się nie da. To przecież pod względem "trendy" skandynawska Metallica i Iron Maiden w jednym.

Nie ukrywam, że ekipa Shagratha i Silenoza zraziła mnie do siebie w początkach działalności, konkretnie w pamiętnym roku 1997. Wiem, że młodość ma swoje prawa, ale opowiadanie pierdół ma pewne granice. Był pewien wywiadzik w starej wersji obecnie powszechnie znanego periodyku muzycznego, gdzie jeden z ówczesnych członków zespołu rozpływał się we własnej retoryce, komentując jak zajebistym przeżyciem byłoby móc być świadkiem powodzi stulecia, jaka splądrowała podówczas nasz kraj. Cóż - istnie ekstremalnie debilna postawa. Lata jednak minęły i być może coś się zmieniło, o czym świadczą zeznania redakcyjnych kolegów, którzy mięli okazję przeprowadzić wywiad z zespołem.

Dodatkowo, na początku metamorfozy "Enthrone Darkness Triumphant", jeszcze jako względnie mało znany (u nas) zespół, polegli w sesji zdjęciowej z cylindrami, przywodząc na myśl co najwyżej marny "ripp off" pomysłów Cradle Of Filth. Przyznacie - łatwo było się zrazić.

Przełomem okazał się "Spiritual Black Dimensions", który potwierdził stare wojenne prawo - mężczyźni zginęli na froncie (w tym przypadku ortodoksyjnego black metalu), więc kobiety i dzieci musiały wziąć sprawy w swoje ręce. Nie dziwota, niejeden połamał sobie szczękę na wybroczynach pogrobowców idei Euronymusa. "Spiritual?" bardzo dobrze się słuchało, nawet bardziej wrażliwe, szare duszyczki mogły z powodzeniem docenić jego walory estetyczne, a że bliżej już było temu do nieco gotyckiego grania, to inna sprawa, skoro w metryce nadal stał slogan sympho - black.

Aż do wydania "Death Cult Armagedon" trwały też zawody, kto w tych kapciach stawia dłuższe kroki. "Kredki" czy Dimmu. Ostatecznie dominację tych ostatnich przesądziło zwerbowanie Nicka Barkera z obozu konkurencji. Mniej więcej od tego czasu datuję absolutną dominację Norwegów w tym rodzaju twórczości. Doceniam, że nigdy nie zeszli poniżej dość wysoko postawionej poprzeczki napompowanego grania, w którym ważniejsze są chór i klawisz niż gitara. Są bezsprzecznie gwiazdami; czy geniuszami, to już dyskusyjna sprawa.

Wróćmy jednak do teraźniejszości. Z ciekawością obserwowałem listy bukmacherskie tego lata, gdzie zawrzało od spekulacji, czy odejście Vortexa, a zwłaszcza Mustisa, nie będzie zbyt wielką stratą i zagrożeniem dla bytu pisanek z Oslo. Shagrath wprawdzie się odgrażał, że to, że tamto, że ciosy w pyski itd. Na YouTube pojawiły się jakieś filmiki, Nuclear Blast podgrzewała atmosferę, sam zespół bawił się w ciuciubabkę po kawałku serwując okładkę nowej płyty i ostatecznie wyczerpując pobłażanie i cierpliwość fanów, ale w obliczu muzyki to, jak wiadomo - zawsze czcze pierdolenie. Wyciągnąć konsekwencje jednak wypada. "Abrahadabra" jest już na rynku, czy warta jest przynajmniej połowicznie tej całej wrzawy?

To zależy. Zarówno od podejścia słuchacza, jak i samych muzyków do swojej twórczości. Jeżeli ktoś odmawiał temu zespołowi czci i wiary, a stając na straży idei prawdziwego metalu najchętniej widziałby Dimmu Borgir wiszących na suchej gałęzi lub głową w dół nad kiblem, to i tym razem zdania swojego nie zmieni, co samo w sobie niespodzianką przecież dla nikogo nie jest. Ci zaś, którzy wielbili ich rozbuchane pejzaże parametalowo - operetkowo - symfoniczne, będą z kolei wniebowzięci. Co więcej, ich grono się poszerzy, bo Norwedzy serwują tym razem chyba najbardziej łagodny, melodyjny i przystępny w odbiorze materiał w swojej historii.

"Abrahadabra" pełną gębą, prócz agresji, której tu relatywnie mało, nawiązuje bowiem do "Death Cult Armagedon". Od pierwszych nut "Xibir" obcujemy z dźwiękami, które mogłyby trafić na soundtrack przywołujący zamaszystością demoniczną odmianę Hansa Zimmera lub momentami Jerry'ego Goldsmitha. Bogate tło orkiestralne, chóry, duperele - pojawiają się praktycznie w każdym kawałku, natomiast gitary schowane są gdzieś na drugim planie i ich gra też daleka jest od tego, z czym Dimmu Borgir można by kojarzyć.

W pierwszym numerze riff okazuje się być tzw. złotym środkiem między blackmetalową manierą a zagrywkami rodem z Korn zdartymi(!). Jeżeli z kolei numer "Dimmu Borgir", zakrawający na jakiś manifest mocy, po szemraniach na temat hipotetycznego rozpadu kapeli, ktoś z rozpędu będzie chciał zakwalifikować, jako kwintesencję ich stylu, to niech lepiej się powstrzyma, bo krótko mówiąc nazwy Avantasia plus Rhapsody Of Fire (w warstwie symfonicznej) i Hammerfall (w warstwie gitarowej) same krążą po głowie już w 5. sekundzie trwania. Przy mocno odkręconej gale w prawo, w refrenowych przejściach podniosłej orkiestry, można się nawet na siłę popłakać lub zrosić gacie, tak to drodzy Państwo lata. Ale jak dla mnie lepiej było pójść trochę inną stroną, jak dajmy na to, w najmocniejszym na płycie "Ritualist", gdzie gitara akustyczna po prostu wspaniale współgra z klasycznym czarnometalowym pochodem. Pierwsza część tego kawałka zamyka mordę tym, którzy twierdzili, że Dimmu to najpewniej emigranci z Afryki, którzy ze Skandynawią nigdy nic wspólnego nie mieli. Niestety już w połowie numeru zaczynają się jakieś z dupska wzięte pluskania i moc znika. Dlatego odbieram ten moment oraz ostatni na płycie "Endings And Continuations", łypnięcie okiem w stronę odbiorcy - że jeszcze potrafią pierdolnąć "po staremu", jak im się bardzo będzie chciało.

Więcej niespodzianek tytułowych nie zdradzam, bo w tych już opisanych, mniej więcej pokazałem, czego możecie się spodziewać, a zabawy psuć nikomu z samodzielnego "ogrywania" materiału w "chałpie" nie zamierzam. Może jeszcze tylko uzupełnię tytułem patriotycznego obowiązku, że Daray, biorąc pod uwagę jego słynnych poprzedników, dał radę z palcem w dupie, a Snowy Shaw i Pani, która zastąpiła Vortexa na czystym wokalu, sprawili, że braku tego gościa także dotkliwie się nie odczuwa (może dlatego, że Pani brzmi jak on sam). Nie jestem fanem muzyki tego zespołu, jak wspomniałem mam mu wiele za złe, na każdej płycie wyczuję też niczym kot piaskownicę - przerost formy nad treścią, który w odliczaniu minusów przy "Abrahadabra" pełni kluczową rolę. Jeżeli Dimmu Borgir już dawno paplają o swoim powolnym odchodzeniu od black metalu i o tym, że tworzą przede wszystkim sztukę przez duże "Sz", z drugiej strony będącą "ciosem" w czyjś ryj, to raczej stawiają się na pozycji artystów eklektycznie wręcz renesansowo-antycznych. Jednakże jakiegoś katharsis po przesłuchaniu najnowszego krążka brak. A to zdaje się powinien być cel muzyki, której metal jest jedynie promilem i środkiem do osiągnięcia skutku. Skoro nie katharsis (rozbuchana forma), to właśnie przepraszam bardzo - do jakiego skutku? Nie zarzucam im "niegrania" metalu, jak wielu. Porównuję zapowiedzi do efektu finalnego. Choć płyty słucha się naprawdę dobrze i każdy menel w odrapanej skórze z naszywkami Beherit, choć się nie przyzna, będzie w stanie to usłyszeć, to znaczy, że jest dobrze. Robiąc rachunek zysków i strat dam aż 7 z powodu pierwszych wrażeń, ale zaznaczam, że ciśnienie już opada. Starożytni Grecy zażądaliby pewnikiem zwrotu monety - bo katharsis nijak z tego nie ma. Czyżby tylko rozrywka?

Komentarze
Dodaj komentarz »
auć!
minikruk (gość, IP: 77.254.40.*), 2010-11-08 16:46:55 | odpowiedz | zgłoś
dżizas tej recenzji nie da się czytać! zgodzę się tylko do oceny (choć dałbym nawet 8), ale pan Megakruk napisał takie pierdzielenie o szopenie, że szkoda słów. minimum konkretów, maksimum zapychaczy, a chyba nie chodzi o to kto więcej znaków w recenzji wykorzysta?
re: auć!
paulatc
paulatc (wyślij pw), 2010-11-08 19:03:59 | odpowiedz | zgłoś
zgadzam sie w 100%, gdyby nie to, ze znam dobrze wszystko co dimmu gra jak i nowa płytę, to z tej recenzji nie wywnioskowalabym zupełnie nic...
re: auć!
vonsmroden (gość, IP: 178.73.48.*), 2010-11-08 22:03:40 | odpowiedz | zgłoś
Masz rację, ale taka dokładnie jest ta płyta!
re: auć!
paulatc
paulatc (wyślij pw), 2010-11-09 00:09:43 | odpowiedz | zgłoś
masz prawo tak sądzić, tyle gustów ilu maniaków :) dla mnie płyta jest bardzo dobra, ciekawa i wspaniale się jej słucha, zaryzykowałabym, ze najlepsze dokonanie dimmu, ale mnie zlinczują :), poprzednie płyty tez bardzo lubię, ale Abrahadabra jest dopracowana w najdrobniejszym punkcie i bije od niej moc, świezość i swoista monumentalność, ja ją tak odebralam, idealnie trafili w moje (być może wypaczone) gusta muzyczne :) i już - moje subiektywne zdanie... gwoli ścisłości nie bylam fanem, który z jakąś tam niecierpliwością wyczekiwal tej płyty, nic z tych rzeczy, nie mialam wzniosłych oczekiwań, ale nawet gdybym miała to i tak byłabym pozytywnie zaskoczona :) (10/10)
re: auć!
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2010-11-09 16:15:43 | odpowiedz | zgłoś
Do użyszkodników "minikruk" oraz "paulatc" - "Abrahadabra, to album pod pewnymi względami szczególny bo podsumowujący pewien okres działalności Dimmu Borgir, w tym ostatnie przetasowania personalne. Biorą pod uwagę tekst piosenki "Dimmu Borgir" zakrawający na manifest wypadało przetoczyć się przez szerszą ilość wątków, w jaką bio Dimmu jest bogate. Recka doskonale opisuje to czego spodziewać się po nowej płycie - czyli niekłamanego przerostu formy nad treścią, braku możliwości wyłonienia więcej niż kilku zapadających w pamięć kawałków, filmowego wręcz zacięcia, i fiaska w konfrontacji na linii zapowiedzi - efekt finalny. Nie było zadaniem tekstu oraz autora wmawianie , że nowa płyta jest czarna lub biała, bo w tym przypadku jest szara4, lub opisywanie każdego numeru z osobna. Bo i po co? Płyta robiona jest z rozmachem, ale bez jakichś szczególnych uniesień. Robi wrażenie za pierwszym razem, za każdym następnym już coraz mniejsze. Parafrazując wasze słowa, po jej przesłuchaniu nic konkretnego w głowie nie zostaje, a już na pewno obraz obecnej kondycji zespołu, która dalej pozostaje wielką niewiadomą.
re: auć!
looom (gość, IP: 95.41.247.*), 2010-11-13 20:06:40 | odpowiedz | zgłoś
Szanowny Panie Megakruku, po pierwsze w całkowity sposób rozumiem pana uprzedzenia do Dimmu Borgir po ich wyjątkowo głupkowanym wywiadzie wydrukowanym w Mysic Art już dawno temu. Takich bałwaństw jakie opowiadali to długo by gdzie indziej szukać. Mam jednak dziwne wrażenie że cały czas nad Pana recenzją gdzieś wrażenie z tego wywiadu się unosi i nie pozwala w chociażby troszkę bardziej obiektywny sposób podejść do zespołu. i mimo wszystko jednak z oceną końcową pozwolę się nie zgodzić. Dimmu Borgir był zespołem któremu mocno kibicowałem i lubiłem od "Enthroned.." do "Puritanical.." Późniejsze ich wyczyny przyprawiały mnie o mdłości a przedewszystkim o szerokie ziewanie. Czy to symfoniczne motywy po chamsku wyekstrahowane z różnych części Batmana czy kwadratowe rifowanie, czy epatowanie do bólu ograną metalową estetyką(In Sorte..") Nie czekałem na ich nową płytę, chyba na blabbermouth zauważyłem informację z ich nowym singlem.. dałem mu szansę i ... pobiegłem do sklepu. Utwory są doskonale zaaranżowane, trzymają w napięciu, produkcja jest doskonale wyważona - orkiestra jest głośna tam gdzie powinna , gitary tną powietrze tam gdzie trzeba. Zarzut dotyczący faktu że płyta jest najbardziej przystępna z dotychczasowych i najmniej metalowa uważam nie za minus lecz za wielką zaletę. Jest wiele chwytliwych melodii, nieszablonowych rozwiązań, ładnych refrenów(choćby w rzeczonym Dimmu Borgir) Proszę posłuchać płyty jeszcze raz na dobrym sprzęcie, na iPodzie i słuchawkach nie odkrywa się płyty nawet w 50%. Z wyrazami szacunku.L
re: auć!
Borreh (gość, IP: 80.55.26.*), 2010-11-26 17:53:54 | odpowiedz | zgłoś
Przepraszam za uwagę, ale akurat na iPodzie i dobrych słuchawkach słychać płyty dużo lepiej niż na "dobrym sprzęcie". ;P
re: auć!
Paweł Poznań (gość, IP: 79.184.185.*), 2011-04-29 12:05:25 | odpowiedz | zgłoś
Koleś od recenzji wyluzuj, wszyscy wiemy że nie lubisz Dimmu Borgir ale nie wmawiaj ludziom że dobra płyta jest zła. Nie jestem ich wielkim fanem i szczerze byłem znudzony ich produkcjami z ostatnich lat ale ta płyta naprawde mnie zaskoczyła, słucha się jej z niekłamaną przyjemnością. Album mnie przekonał mimo że odpalając go byłem negatywnie nastawiony a to wielka sztuka. Lubie czasem posłuchac czegoś z rozmachem dla odmiany po "Pleasure The Kill" Kreatora czy "Transilvanian Hunger" Fenriego i Nocturka.
re: auć!
universal_soul (gość, IP: 84.13.34.*), 2013-04-01 05:17:52 | odpowiedz | zgłoś
no właśnie. To jest po prostu wybitna płyta, nieważne co ktoś kiedyś powedział, nagrał etc - broni się sama. Nie trzeba być wielkim fanem leśnego blacku, co słucha nagrywanych w garażu demówek, żeby to docenić. Leśne umalowane ludki w kaptelutkach odeszły już swą żółtą ceglaną drogą. Jeśli ktoś się chce paprać w czymś co jest zachowawcze i nierozwojowe jego prawo. Ta płyta to krok do przodu, coś wybitnego, w co włozono masę energii twórczej.
5
Starsze »

Oceń płytę:

Aktualna ocena (800 głosów):

 
 
78%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Hunter "Hellwood"
- autor: Megakruk

CETI "Lamiastrata"
- autor: Midian

Behemoth "Evangelion"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol

Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk

Amorphis "Skyforger"
- autor: Megakruk

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Jak uczestniczysz w koncertach metalowych?