zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 25 kwietnia 2024

recenzja: Genesis "...Calling All Stations..."

26.01.1999  autor: Przemysław Semik
okładka płyty
Nazwa zespołu: Genesis
Tytuł płyty: "...Calling All Stations..."
Utwory: Calling All Stations; Congo; Shipwrecked; Alied Afternoon; Not About Us; If That's What You Need; The Dividing Line; Uncertain Weather; Small Talk; There Must Be Some Other Way; One Man's Fool
Wydawcy: Virgin Records
Premiera: 1997
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Nowa płyta Genesis bez Phila Collinsa!? Tak! I nie dajmy sobie wmówić, że odszedł najważniejszy członek zespołu. To tylko powierzchowna opinia, układ sił w zespole był nieco inny. Od odejścia Petera Gabriela liderem był i będzie Tony Banks. Lider został i wraz z Rutherfordem i Wilsonem - nowym wokalistą - nagrali album "Calling All Stations". Spośród wielu konkurentów, głos Raya Wilsona najbardziej pasował do charakterystycznego brzmienia Genesis, a skojarzenia z głosem Petera Gabriela wydają się nadzwyczaj trafne.

Zespół postanowił odejść od zwartych i przebojowych kompozycji charakterystycznych dla Genesis lat 80-tych. Tutaj powraca do czasów, kiedy w jednym utworze pojawiało się co najmniej dziesięć muzycznych tematów. Tak jak na płytach "Lamb Lies Down On Broadway" i "A Trick Of The Tail", również i tutaj więcej jest urozmaiconej warstwy aranżacyjnej niż przebojowej melodii. Zwracają uwagę czarujące brzmienia instrumenów Banksa w "There Must Be Some Other Way" i "One Man's Fool". Gitara Rutherforda brzmi na "Calling All Stations" ostro, wręcz hardrockowo ("The Dividing Line"). Już sam początek - utwór tytułowy - najlepiej pokazuje nam zmiany, jakie zaszły w muzyce Genesis. Mamy tu dawno nie słyszane ekspresyjne gitarowe sola. Nie brak na płycie interesujących ballad, kojarzących się z solowymi dokonaniami Banksa ("Uncertain Weather", If That's What..."), czy grupy Mike & The Mechanics ("Shipwrecked", "Not About Us"). Bez wątpienia najważniejsze jest to, że mimo zmian to ciągle jest muzyka Genesis.

Nie ma siły, Banks, Rutherford i Wilson nagrali jeden z najciekawszych albumów roku 1997 i jeden z najciekawszych w swojej dyskografii. Wspaniałe, że ci kilkudziesięcioletni panowie nadal mają nam coś intrygującego do powiedzenia, a to że świat się na tym nie poznał... Cóż, muzycy Genesis są przyzwyczajeni do podejmowania wyzwań i miejmy nadzieję, że niedługo posłuchamy ich następnego dzieła.

Komentarze
Dodaj komentarz »
Wilson
Grazyna Kotecka (gość, IP: 83.11.23.*), 2010-05-16 19:22:05 | odpowiedz | zgłoś
Powiem tak - to najlepszy głos obok Petera Gabriela w Genesis. Barwa męska, silna! Świetna robota! Więcej chciałoby się. To jedna z płyt, które słucham na okragło - wszystkie utwory sa dopracowane i nie nudzą się.
Świetna, świetna, świetna!!!
Genesis_Fan (gość, IP: 87.99.30.*), 2008-06-11 16:06:54 | odpowiedz | zgłoś
Ale nie zgadzam się, że Banks został liderem po odejściu Gabriela. Był nim wcześniej!! Co nie znaczy, że inni członkowie mieli mało do powiedzenia! Charakterystyczne brzmienie płyt Genesis z ich najbardziej komercyjnego okresu zawdzięczamy genialnemu, niepowtarzalnemu stylowi gry na perkusji Phila Collinsa!!! (który to zresztą styl został zapoczątkowany podczas udziału Collinsa w solowym projekcie Gabriela jakim była jego trzecia płyta - Gabriel zażyczył sobie aby Collins grał tylko na bębnach)
Ale C.A.S. jest świetna, bardziej gitarowa !
2
Starsze »