zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: Godsmack "Godsmack"

1.11.2004  autor: Ewelina Potocka
okładka płyty
Nazwa zespołu: Godsmack
Tytuł płyty: "Godsmack"
Utwory: Moon Baby; Whatever; Keep Away; Time Bomb; Bad Religion; Immune; Someone in London; Get Up, Get Out!; Now or Never; Stress; Situation; Voodoo
Wykonawcy: Sully Erna; Tommy Steward; Tony Ramola; Robbie Merrill; Shannon Larkin
Wydawcy: Republic, Universal Records
Premiera: 1998
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Po wielu latach starań, wzlotów i upadków czwórka muzyków z Bostonu w końcu dopięła swego. W roku 1998 ukazała się ich pierwsza płyta sygnowana szyldem komercyjnej firmy płytowej. Od tej pory nazwa Godsmack kojarzyć się będzie nie tylko z utworem Alice In Chains, ale także ze spadkobiercami grunge'u, którym skrzydła swe rozwinąć przyszło pod koniec XX wieku.

Nie jest mi łatwo pisać o pierwszej płycie grupy Godsmack, gdyż znając całą dotychczasową dyskografię grupy, ciężko tego krążka nie porównywać do jego następców. Przenieśmy się jednak pięć lat wstecz, gdy to w moje niecne szpony trafiła premierowa płyta grupy...

Pomijam tzw. "odleżenie płyty", które w moim przypadku zawsze ma miejsce. "Godsmack" poleżał dość długo, bo aż cały rok. Widocznie tyle trzeba było, by moja wątła psychika przygotowała się na zderzenie z dźwiękami, które wypaczą ją, przynosząc nieodwracalne skutki. Co by sentymentom stało się zadość, pozwolę sobie na chwilkę retrospekcji? Pamiętam, jak Piotr "Makak" Szarłacki promował Godsmacka w Radiostacji. Uparcie twierdził, że "o tym zespole jeszcze usłyszy cały świat". Prorocze słowa! To dzięki niemu nagrałam na kasetę utwór "Moon Baby" i pełna zachwytu, co chwila przewijając kasetę, wciąż słuchałam tych samych dźwięków. Potem w "Rowerze Błażeja" moim ślepiom ukazał się teledysk do singla "Voodoo". Nie było rady, strzała Amora przebiła me dziewicze licealne serducho i od tej pory Godsmack zajął stałe miejsce w kąciku tegoż organu.

Może to niewłaściwe określenie, ale płyta "Godsmack" brzmi mi? radośnie. Spieszę jednak z wyjaśnieniami, odpierając zarzuty wszelkiej herezji! Otóż - i tu niestety muszę posiłkować się wiedzą zdobytą wysłuchawszy kolejnych wydawnictw grupy - melodie większości utworów porywają do tańca. Płynie z nich wewnętrzna moc, energia optymistycznego podejścia do życia i radości tworzenia. Paradoksalnie, teksty opowiadają zupełnie inne historie, ale skoro muzyka jest pozytywna, to teksty muszą być to równoważyć swą negatywnością! Oczywiście przesadzam, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Godsmack nagrał swą pierwszą płytę dla spadkobierców dzieci-kwiatów. Hmm? powoli zaczynam być przerażona swoimi refleksjami. Być może wynikają one jednak z faktu, że krążka namiętnie słuchałam we flowerpowerowym okresie mego żywota. Jedynym utworem zwiastującym późniejszą twardość i chropowatość twórczości grupy jest utwór pt. "Situation". W 1999 r. nic nie wskazywało jednak na to, że kolejne płyty brzmieniem swym będą niszczyć wszystko, co napotkają.

Krążek "Godsmack" zawiera kilka bezcennych perełek, które razem tworzą przepiękną kolię. Moim zdecydowanym faworytem jest "Stress" - być może dlatego, że uwielbiam, gdy wokaliści zaopatrują partie śpiewane w bonusowe "efekty wymiotne". A może to dlatego, że ta piosenka swym zróżnicowanym tempem, nagromadzeniem dźwięków i emocji zmienia się wraz z narastającym napięciem w cichą i piękną, przeplataną refleksyjnym tekstem melodię? "Sterss" został zbudowany pieczołowicie, nuta po nucie, ton po tonie... Raz szybko, raz powoli - i mozolnie bawi się uczuciami słuchacza. Zasługuje na uwagę. Biorąc jednak pod uwagę średnią krajową (a może i światową), napisać muszę, że najcenniejszą perłą płyty "Godsmack" jest utwór "Voodoo". Ta niby plemienna, minimalistyczna dźwiękowo pieśń niejednego swą tajemnicą oczarowała. Pomijam tekst, który choć nie w ojczystym języku napisany, potrafi wywołać drżenie rączek u panów, a nóżek u pań... Melodia i aranżacja plus głos - przewspaniała barwa Sully'ego Erny - wprawia słuchacza w trans! Niewiele jest takich utworów, które potrafią doprowadzić człowieka do konwulsji... I tak oto, wraz z kolejnymi dźwiękami "Voodoo", obnażamy swoje nieczyste, kierowane biologicznymi popędami wnętrze.

"Moon Baby" najpierw spokojnie, potem szaleńczo wprowadza nas w muzyczny świat zespołu. "Whatever" podtrzymuje klimat mocnego grania... Myślę, że każdy z dwunastu utworów jest na tej płycie potrzebny. Skoro do dziś słuchamy płyt Godsmacka i z niecierpliwością czekamy na kolejne fabrykaty zespołu, to wniosek nasuwa się sam: debiut spełnił swoje zadanie - zwabił wystarczającą ilość fanów tego postgrunge'owego grania. I chwała mu za to!

Komentarze
Dodaj komentarz »