zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 21 grudnia 2025

recenzja: Octotanker "Voidhopper"

21.12.2025  autor: Krasnal Adamu
okładka płyty
Nazwa zespołu: Octotanker
Tytuł płyty: "Voidhopper"
Utwory: Voidhopper; Starships; All Suffer; Aghori; I Am Sun; Decomposed and Rotten; The Source and the River Are One; Burning Bodies; Space Outlaw
Wykonawcy: Marcin Gałkowski - wokal; Rafał Bielski - gitara; Wojciech Szelwicki - gitara; Tomasz Krymski - gitara basowa; Piotr Krawczyk - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: 32-20 Records
Premiera: 24.10.2025
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Wstyd mi się przyznać - zwłaszcza że jestem z Wrocławia, a Prądu słucham od ponad siedmiu lat - ale umknęło mojej uwadze, że we wrześniu 2025 r. zespół zmienił nazwę na Octotanker. W efekcie przegapiłem też premierę albumu "Voidhopper". Może nie byłem jedynym zmylonym, ale i tak musiałem zmyć tę plamę na honorze i nadrobić zaległość.

Metamorfoza grupy przebiegała tak naprawdę stopniowo. Pierwsze pozycje w dorobku Prądu, małe i większe, posiadały teksty w języku polskim. Dopiero na drugim długograju, "Octotanker" z 2021 r., Marcin Gałkowski śpiewał po angielsku. Tytuł z okładki tamtego albumu prawie identyczny pod względem graficznym znalazł się też na froncie kolejnego, ale już jako logo zespołu. W pewien sposób została więc zachowana ciągłość, tymczasem jednak w oczy znacznie bardziej rzuca się inny element najnowszej inicjatywy wydawniczej. Zespół zaszalał i oprócz muzyki opublikował powiązany tematycznie z tekstami piosenek, 40-stronicowy komiks "Ghoran the Astronaut. Voidhopper", narysowany przez Kamila Boettchera według scenariusza basisty Tomasza Krymskiego. Fani kapeli od razu zwrócą uwagę, że nie tylko ona się przemianowała - w anglojęzycznej, humorystycznej opowiastce Conana Astronautę, znanego z wcześniejszych nagrań Prądu, zastąpił mięśniak o zbliżonym imieniu. Po rzucie oka na promocyjne ilustracje miałem skojarzenia z Lobo, ogrami z "Gumisiów" oraz kilkoma postaciami z "Kapitana Bomby". Według opisu na tylnej okładce komiks jest nieoficjalnym sequelem bajki Ezopa o mrówkach i koniku polnym. W środku można znaleźć też nawiązania do "Gwiezdnych wojen", "Transformers", filmów o kaiju oraz do świata muzyki. Tak naprawdę jednak zeszyt jest w tej recenzji tematem pobocznym, bo to graficzne uzupełnienie, pomimo umieszczonego pod opisem odniesienia wprost, nie stanowi z albumem "Voidhopper" jednego produktu - nabywa się je osobno. Co więcej, komiks ma wymiary typowego komiksu, a nie np. pudełka płyty kompaktowej, więc nadaje się do trzymania na innej półce.

Książeczka albumu - przeciwnie, o istnieniu obrazkowej historyjki nie wspomina. Mimo to teksty przedstawiono właśnie na tle komiksowych ilustracji. W środku umieszczono też zdjęcie kwintetu we wrocławskim obserwatorium astronomicznym, w którym nakręcono teledysk do utworu tytułowego. Podany przy fotografii skład zespołu jest ten sam, co przez ostatnie kilka lat - zmieniła się tylko nazwa grupy. Jeśli ktoś się spodziewał, że coś nowego znajdzie za to w muzyce, to otwierający album "Voidhopper" może odebrać jako potwierdzenie tej myśli. Kompozycja prawie od razu uderza riffem w stylu któregoś z wielu gitarzystów zapatrzonych w Tony'ego Iommiego. Takiego doom metalu w twórczości Prądu sobie nie przypominam. Zaraz potem wchodzi Marcin Gałkowski, któremu akurat bliżej jest tu do Glenna Danziga niż do wokalistów Black Sabbath. Pozytywnie zaskoczony tymi dźwiękami czekałem na więcej i się niestety przez resztę 50-minutowego albumu nie doczekałem. Już w "Starships", zaledwie przyjemnym, robi się łagodniej. Przez resztę czasu jest zmiennie. Niby gitary próbują podtrzymywać początkowy ciężar, ale w zdecydowanej większości nie brzmią już tak konkretnie. Pojawiają się za to niezłe melodie i trochę przestrzeni. Ogólnie Octotanker gra dość mrocznie. Utwory utrzymane są głównie w średnich tempach, ale bywa żwawiej, np. w "Space Outlaw" i fragmentach 7-minutowego "Aghori", którego początek przypomina mi "Human Shields" Fear Factory. To po prostu dalej Prąd, poruszający się gdzieś w okolicach stoner rocka, z wpływami m.in. space rocka. Jako podobieństwo do dwóch albumów wydanych pod inną nazwą można wskazać również kolejny, znowu poza warstwą instrumentalną, akcent azjatycki, ale tym razem nie japoński, tylko indyjski - czyli utwór "Aghori".

Muzyka z "Voidhopper" po wielokrotnym odtworzeniu wciąż co jakiś czas wpada mi jednym uchem, by wypaść drugim. Zbyt mocnym stwierdzeniem byłoby jednak, że zespół przynudza. Z doom metalem kapela nie poszła na całość, ale popisała się też na inne sposoby. Niezły efekt dały w paru przypadkach zagrywki cięższe wykonywane na zmianę z lżejszymi. W "All Suffer" można nazwać to łagodnym stopniowaniem napięcia. Lżejsze, kojarzące się z nową falą partie gitary ze zwrotek przechodzą w cięższy riff w refrenie zdecydowanie, ale równocześnie bez jakiegokolwiek zaburzenia płynności kompozycji. Inaczej Octotanker postąpił w moim ulubionym utworze z albumu - "Burning Bodies". Riff cięższy jest tylko wariacją lżejszego, zachowuje jego melodię, ale przejście stanowi cios zakłócający jazdę dotychczasowym torem jak awaryjne hamowanie. Nie mogę nie pochwalić też samego motywu gitarowego. Jest dość prosty, nie powala rytmem ani tempem, ale działa na uczucia. Z gitarowych zagrywek warto wspomnieć też o solówce z "Decomposed and Rotten". Nie pierwsza ani ostatnia na albumie, ale jako jedyna jest taka wyrazista i, że tak to określę, tradycyjna. Pozostałe można przegapić, tej się nie da. Nie spodziewałem się, że Octotanker jest zdolny i skłonny tak grać. Zaletami albumu są ponadto dwa dość psychodelicznie brzmiące refreny: w ogólnie udanym "I Am Sun" i kipiący energią w "The Source and the River Are One". Trochę inaczej odbieram "Space Outlaw". To już więcej niż chwytliwy refren. Zespół gra tu wręcz przebojowo, czym w mój gust trafia słabiej, ale potrafię sobie wyobrazić pozytywne reakcje słuchaczy na ten kawałek.

Wpisałem wykonawcę i tytuł w pewną popularną wyszukiwarkę internetową i nad wynikami zobaczyłem podsumowanie AI zaczynające się zdaniem, że jest to "bardzo dojny album". Nie wnikam, jak to stwierdzenie powstało, ale zespół nie zmienił się bynajmniej w oborę z kosmicznymi krasulami, jak również w kolonię humanoidalnych mrówek ani w monstrualnego pasikonika. Octotanker to dalej Prąd, a "Voidhopper" nie jest wyraźnie lepszy ani gorszy od "Lotu" ani "Octotankera". Owszem, inny, głównie dzięki riffom, ale w stopniu nieprzekraczającym wcześniejszych przemian. Największą różnicą jest publikacja towarzysząca - komiks. Muzycznie tymczasem znowu mi się podoba, co zespół wydał, ale też nadal czekam, aż zachwyci mnie tak jak minialbumem z 2016 r.

Komentarze
Dodaj komentarz »