zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 26 kwietnia 2024

recenzja: Paradise Lost "The Plague Within"

25.08.2015  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Paradise Lost
Tytuł płyty: "The Plague Within"
Utwory: No Hope In Sight; Terminal; An Eternity Of Lies; Punishment Through Time; Beneath Broken Earth; Sacrifice The Flame; Victim Of The Past; Flesh From Bone; Cry Out; Return To The Sun
Wykonawcy: Nick Holmes - wokal; Gregor Mackintosh - gitara; Aaron Aedy - gitara; Steve Edmondson - gitara basowa; Adrian Erlandsson - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Century Media Records
Premiera: 1.06.2015
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

"Take me down to the paradise city, where the grass is green and the girls are pretty" - miauczał niemal 30 lat temu Axl Rose na "Apetite For Destruction" Guns N' Roses. Po wydaniu "Host" w 1999 roku, kiedy Nick Holmes przyrzekał w niemieckim "Metal Hammerze" na gacie własnej babki i umoczoną w żelu blond fryzurę, że Paradise Lost już nigdy metalu grać nie będzie, zdawało się, że i jemu, i Gregowi Macintoschowi zamarzyły się dupy i pola golfowe.

Ileż to nasłuchałem się wtedy głosów specjalistów od muzyki, że jaki to zajebisty zwrot akcji, jaki rozwój, jakie "cool as fuck". Tymczasem brudną robotę ukrócenia tych zapędów, za którymi legenda gwiazd gothic - doom ciągnęła się niczym psi kloc przylepiony do podeszwy, odegrał ojciec czas i matka mamona. Abstrahując nawet od merytorycznej zawartości "Hosta", jego "rozwojowych" następców oraz łaskawego - lub częściej nie - oka zmarłego (w sensie muzycznym) "MTV", trzeba stwierdzić wprost: tzw. "zdrada" pozwoliła im zabłysnąć na parę sekund, po czym spadli na ziemię, z tym że bez zbytniego pierdolnięcia, jak to komety winny mieć w zwyczaju.

Tak po trochu, po cichu, ja sam jako wielki fan, słysząc nazwę Paradise Lost, a może lepiej "pradiselost", bo taka im "zapasiła" w pewnym momencie, zapominałem, co to jest? Po co to gra i dla kogo? Na parkiet za dramatyczne, na metal za "miętkie", takie dla każdego i dla nikogo. No dobra, na pewno nie dla mnie i tysięcy diehardów moczących się na samo wspomnienie tytułów "Lost Paradise", "Gothic", "Shades Of God", "Icon" czy wieńczącego sławetny pochód "Draconian Times".

Tyle retrospektywy. Każdy zna tę historię, każdy wie, o co biega, każdy też po tylu latach z pewnością ma ją w dupie, tym bardziej, że gdzieś od wydania płyty "In Requiem" Pardajsy zaczęły przepraszać się z ojcem metalem, pod którego opiekuńczymi skrzydłami wypadają zdecydowanie lepiej, bo proces ten trwa już z osiem lat. Wielu znów powie: cofnęli się w rozwoju. I jest to prawda. Jeżeli rewelacyjny "Tragic Idol" sprzed trzech lat spokojnie można postawić na półce gdzieś obok "Draconian Times", tak najnowsze dzieło "The Plague Within" celuje w gusta ludu, któremu tytuły "Shades Of God" i "Icon" są szczególnie bliskie.

Jakkolwiek otwarcie krążka chwytliwą melodyką "No Hope In Sight" kontynuuje "drakońską" tematykę, tak obficie serwowaną na "Idolu", to już od drugiego w stawce wciąż chwytliwego, jednak zdecydowanie pulsującego niemal death - blackmetalową dynamiką "Terminal", Pradise Lost pokazuje, że nie zamierza podążać pozornie oczywistą ścieżką sukcesu poprzedniej płyty. Nick przeprasza się z growlingiem - tym samym, który miał w poważaniu przez ostatnie kilkadziesiąt lat, ale nie takim samym.

Czytałem opinie, że lepiej dałby sobie chłopak siana, bo obecna kondycja jego gardła daleka jest od ekstraklasy darcia mordy. Faktycznie, nie są to głębokie wokalizy, jakimi epatowała np. "Gothic", a raczej piwniczny charkot. Moim zdaniem jest to raczej w tym wypadku walor niż kłopotliwa bolączka. Barwa jego głosu idealnie pasuje do zaproponowanych tutaj kompozycji, nie wspominając o doskonałych aranżacjach.

Są tu numery, w których dominują czyste wokalizy, jak przejmujący, rozpoczynający się partiami skrzypiec "An Eternity Of Lies" czy zaciągający niemal filmowym patosem wspaniały "Sacrifice The Flame". Ogromna większość "The Plague Within" to jednak ciągnięcie flegmy, względnie duety czystych i skrzeczących zaśpiewów.

"Plaga" to płyta zdecydowanie mniej przebojowa od swojej poprzedniczki. "Tragic Idol" przejebał mi się przez czerep już za pierwszym podejściem. Czterominutowe kawałki w typie zwrotka refren, solówka, klimat staroci i zupa gotowa. Tutaj jest inaczej. Numery są bardziej rozbudowane tematycznie. Więcej w nich tych "brzydkich", przy tym niespodziewanych, nagłych załamań melodycznych czy obuchowych zwolnień ("Flesh From Bone"). Z tego też już ktoś zdążył poczynić zarzut, narzekając na ciężkostrawność takiego grania. To jednak tylko pozorne wrażenie, wynikające, jak mniemam, z pobieżnego osłuchiwania się z tym materiałem. Za każdym kolejnym podejściem odnajduję tutaj nowe smaczki, zagrywki, ale przede wszystkim niezwykle sprawne budowanie ciężkiego, mrocznego, pełnego rozpaczy klimatu, co z obcowania z nawet tak na pierwszy rzut ucha prostym numerem, jakim jest "Beneath Broken Earth", czyni przeżycie.

Także zgodnie z duchem np. "Draconian Times" ("Jaded") i "Faith Divides Us, Death Unites Us" ("In Truth") czy choćby "Tragic Idol" ("The Glorious End") finał płyty, czyli monumentalny "Return To The Sun", ostatecznie niszczy. "The Plague Within" sprezentowany mi przez małżonkę w dniu premiery osłuchiwałem sobie w samotności, w drodze powrotnej z Zakopanego do Bielska-Białej. Po okresie upałów szykowało się gwałtowne załamanie pogody, szczególnie efektownie prezentujące się na odcinku trasy przebiegającym w zasadzie zboczem Babiogórskiego Parku Narodowego w kierunku Zawoi. W takim nagłym nalocie granatowych chmur i wiatru w górskiej scenerii rozbrzmiały trąby i chór początku "Return To The Sun". Apokaliptycznego hymnu, jakiego (w takiej formie i klasie) Angole chyba jeszcze nie mieli. Cóż się tutaj dzieje? Od potężnego intra, poprzez pełen pretensji i dramatyzmu wokal Nicka, wyjące gitary Grega i identycznie, co wejście - epickie outro.

Z zawartością koresponduje również ponura, utrzymana w konserwatywnej, oszczędnej biało-szaro-czarnej konwencji okładka Zbigniewa Bielaka. Piękne wydanie, purytańska, kartonowa, twarda oprawa, czyli mamy komplet.

Świadom jednak jestem, że nie każdemu "The Plague Within" przypadnie do gustu. Coś za coś. To płyta trudniejsza od na swój sposób przebojowego "Tragic Idol", ale dająca jeszcze więcej satysfakcji z powolnego eksplorowania jej niesamowitości. Odkrycie tych zalet wymaga czasu, którego jak mniemam spece z naszych "wielkich" portali, recenzujący na gorąco pół dnia po wydaniu, poskąpili, w konsekwencji zarzucając płycie twórczą obstrukcję, mułowatość i nudę. To nie jest materiał na jedno przesłuchanie Panie i Panowie.

Wielkie brawa dla Paradise Lost za kolejną udaną próbę poszukiwania straconego czasu, za bezbłędne odnalezienie się w tym oldschoolowym, prawie zmarłym klimacie, za świetne kompozycje, bez cienia kunktatorstwa, uczucia wymęczenia i rutyny. Teraz wypada mi już tylko oczekiwać premiery kolejnej płyty My Dying Bride, która już we wrześniu, bowiem (jak widać i słychać) reaktywacja brytyjskiej fali doom - gothic metalu z lat 90 przebiega nader udanie i atrakcyjnie.

Co za ulga, wieloletnie modły wysłuchane: "Take me down to the Paradise 'Lost' City, where the grass is rotten and the girls are shitty" - co zrobić, na taki Paradise żadnych innych na parkiet nie wyrwiecie. Za to posłuchacie sobie dobrej (złej?) strony Paradise Lost.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Paradise Lost "The Plague Within"
Lukasss
Lukasss (wyślij pw), 2015-08-27 22:57:04 | odpowiedz | zgłoś
To Ci się kłopotliwy błąd wkradł: "(...) jego wokal wielokrotnie się zmieniał w zależności od wydawnictwa, ale zawsze był dna poziomie (...)"

Na dna poziomie?:) Nie przesadzajmy! A na serio, nie zawsze było różowo. Koncerty gdzieś w okolicy One Second i Host potrafił zawalić kompletnie. Nie jest genialnym wokalistą, ani nawet bardzo dobrym, ale za to charakterystycznym. Za to te ostatnie ryki i charczenia wychodzą mu zaskakująco fajnie, także na żywo.
re: Paradise Lost "The Plague Within"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2015-08-28 22:26:45 | odpowiedz | zgłoś
Dałem wypowiedź :) A na poważnie to bardzo dobry wokalista,
tylko nierówny jak cały Paradajs zresztą. Weź pod uwagę, że nie śpiewa/ ryczy od 25 lat tak samo, tylko stale podlega ewolucji. W dobrych czasach często nawiązywał do wokalu Hetfielda. Ale teraz też jest ok.
re: Paradise Lost "The Plague Within"
Lukasss
Lukasss (wyślij pw), 2015-08-29 14:28:33 | odpowiedz | zgłoś
Ha, jak dla mnie to jest w lepszej formie wokalnej niż kiedykolwiek wcześniej!
re: Paradise Lost "The Plague Within"
Boomhauer
Boomhauer (wyślij pw), 2015-08-29 11:51:25 | odpowiedz | zgłoś
Polecę więc raz jeszcze występ Paradajsów na zeszłorocznym M'Era Luna.
re: Paradise Lost "The Plague Within"
Fatal portrait
Fatal portrait (wyślij pw), 2015-08-26 17:47:55 | odpowiedz | zgłoś
Powiem tak do konca roku pare albumow sie jeszcze ukaze wlasciwie juz sie ukazalo sporo swietnych metalowych plyt, ale juz na 99% jestem pewien ze to nowy PL bedzie dla mnie albumem roku ta plyta rozwalila mnie na kawalki jak nic innego od baaardzo dawna jest swietna i cofa mnie(w pozytywnym znaczeniu) do lat 90tych co po prostu uwielbiam !! Tiamat My Dying Bride czekamy na odp !
re: Paradise Lost "The Plague Within"
DrJeep (wyślij pw), 2015-08-26 12:43:44 | odpowiedz | zgłoś
Pozwolę sobie mieć odmienne zdanie, Vallenfyre "A Fragile King" bije to to na łeb na szyję. Płyta zaledwie dobra z jednym świetnym walcem, "wokal" nie do wytrzymania. W rankingu płyt PL ex aequo z Draconian Times, swego czasu z niezrozumiałych powodów również wynoszonego na piedestały. Myślę, że główny powód to jednak sentyment do dawnych dokonań i mam nadzieję, że czas i przede wszystkim kolejne dokonania PL zweryfikują ocenę tej płyty.
re: Paradise Lost "The Plague Within"
Argezz (gość, IP: 81.190.40.*), 2015-08-26 12:11:24 | odpowiedz | zgłoś
To rzadkość - otrzymać album od zespołu, który jest na rynku 100 lat, album, który stawiam na równi z dokonaniami bandu z czasów epoki metalu łupanego. "The Plague Within" to album znakomity. Daję mu "dziewiątkę". Dla pokreślenia wielkości tej muzyki pokazuje oceny wcześniejszych albumów PL.
Lost Paradise - 5 (wielki plus za pierszeństwo, taką muzę w tym czasie grał chyba tylko Winter na płycie "Into Darkness" z 1990 roku. Muzycznie jednak sporo dobrego paradisowego grania, jednak takiego przeciętnego)
Gothic - 7 (genialny, najlepszy w historii grupy utwór tytułowy, kilka innych dobrych, jednak nie wracam do tej płyty tak często jak do...
Shades Of God - 10 (genialny album, każdy kawałek znakomity, a pierwszy i ostatni - arcydzieła, niebo w uszach. Wszystko tu gra na 100 procent)
Icon - 10 (jak wyżej, jeden z najlepszych albumów rockowych świata)
Draconian Times - 8 (album dobry, jednak słucham go kilka razy rzadziej niż dwa powyżej)
One Second - 9 (muzyka czysto rockowa, jednak utwory znakomite, album świetny, tylko, że nie metalowy)
Host - 9 (jak wyżej, tylko, że muzyka już nawet nie rockowa)
Believe - 4
Symbol - 6
Paradise Lost - 5
In Requiem - 6
Faith - 6
Tragic Idol - 7
The Plague Within - 9
Ja widać, ostatni album Pl jest jednym z najlepszych tej grupy
re: Paradise Lost "The Plague Within"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2015-08-26 21:05:36 | odpowiedz | zgłoś
Draconian Times można dać nawet 10/10.
Najbardziej przebojowy album Paradajsów, w tym dobrym tego słowa znaczeniu.
re: Paradise Lost "The Plague Within"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2015-08-26 22:47:30 | odpowiedz | zgłoś
Gothic 7 i piszsz genialny? sam sobie koles zaprzeczasz.

Ps.
Gothic 10/10 nie inaczej.
Gothic - lepszy od Icon i Draconian Times razem wzięte
re: Paradise Lost "The Plague Within"
argezz (gość, IP: 89.69.3.*), 2015-08-27 07:38:10 | odpowiedz | zgłoś
Czytaj proszę ze zrozumieniem, pozdr