zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: Primal Fear "Jaws Of Death"

2.10.2001  autor: Comeill
okładka płyty
Nazwa zespołu: Primal Fear
Tytuł płyty: "Jaws Of Death"
Utwory: Jaws Of Death; Final Embrace; Save The Prayer; Church Of Blood; Under Your Spell; Play To Kill; Nation In Fear; When The Night Comes; Fight To Survive; Hatred In My Soul; Kill The King
Wykonawcy: Ralf Sheepers - wokal; Mat Sinner - gitara basowa, wokal; Tom Nauman - gitara; Stefan Liebing - gitara; Klaus Sperling - instrumenty perkusyjne, wokal
Wydawcy: Nuclear Blast Records, Mystic Production
Premiera: 1999
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 5

Kiedy przypadkiem w sklepie muzycznym zobaczyłem drugi album Primal Fear, moją uwagę od razu zwróciło piękne wydanie płyty. Wspaniała okładka z charakterystycznym orłem, notabene znakiem firmowym zespołu, robi naprawdę spore wrażenie. Do tego należy dodać niby-digipak, który od zwykłego digipaka różni się tym, że książeczka jest częścią całości, a nie tylko dodatkiem włożonym do środka i wylatującym na ziemię za każdym razem, gdy chce się wyjąć kompakt. Nie zastanawiałem się długo. Od razu złapałem to cacko i pobiegłem do kasy. Miałem wobec tego albumu wielkie oczekiwania, wszak debiut Primal Fear był (i nadal jest) porcją świetnej muzyki. Ale, jak śpiewał Bruce Dickinson, "Nothing stays forever but the certainty of change" (utwór "Solar Confinment" z albumu "Skunkworks"). Niestety...

Nie chodzi mi o to, że panowie zmienili rodzaj granej muzyki. Nic z tych rzeczy. Nadal grają czysty heavy metal. Tylko tym razem jakby stracili przekonanie do tego co robią. Aby się o tym przekonać wystarczy chociażby porównać śpiew Ralfa na "Jaws Of Death" z tym na "Primal Fear". Zniknęła gdzieś ta pasja i bezgraniczne zaangażowanie. Utwory są do siebie podobne i w większości sprawiają wrażenie jakby zostały napisane na siłę. Najlepiej ze wszystkich prezentuje się "Church Of Blood". Całkiem niezły jest też "Under Your Spell", ale to wszystko. Nie wspomnę nawet o bezpłciowej wersji klasyka Dio "Kill The King". A teksty? Tytuły mówią same za siebie, czyli "kill", "hate", "fight", "war", "blood" itd. itd. itd. Wiem, czepiam się, wszak nie jest to aż taki zły album, ale cały czas mam w pamięci debiut Sinnera i spółki, i "Jaws Of Death" wypada przy nim tak blado, że prawie go nie widać.

Album ten polecam wszystkim fanom Primal Fear, ale jedynie jako uzupełnienie dyskografii zespołu. No i jeszcze miłośnicy nietuzinkowych opakowań i wszelkiej maści digipaków będą mieli wielką radochę z obcowania z pudełkiem "Jaws Of Death". Czego nie da się niestety powiedzieć o muzyce...

Komentarze
Dodaj komentarz »