zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 26 kwietnia 2024

recenzja: Tiamat "The Scarred People"

18.11.2012  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Tiamat
Tytuł płyty: "The Scarred People"
Utwory: The Scarred People; Winter Dawn; 384 - Kteis; Radiant Star; The Sun Also Rises; Before Another Wilbury Dies; Love Terrorists; Messinian Letter; Thunder & Lightning; Tiznit; The Red Of The Morning Sun
Wykonawcy: Johan Edlund - wokal, gitara, instrumenty klawiszowe; Anders Iwers - gitara basowa; Roger Ojersson - gitara; Lars Skold - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Napalm Records
Premiera: 2.11.2012
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Nic tak nie determinuje mnie jak doniesienia o kiepskości czegoś. Zauważyłem, że ostatnio bardziej interesuje mnie sprawdzanie rzeczy okrzykniętych gównami niż zapowiadanych jako diamenty. Może po prostu wolę się mile rozczarować niż karmić płonnymi nadziejami. Tak więc w myśl takiej koncepcji postępowania, gdy tylko usłyszałem, że nowy Tiamat jest: supernudny, superchujowy i w ogóle kał im w oczy, w dwie minuty stawiłem się w sklepie płytowym z jęzorem przylepionym do szyby wystawowej. Szukam... jest. Mruga do mnie słoneczkiem i masońską ornamentyką, znaną z mokrego snu wszystkich fanów "Wildhoney", i woła: nie jestem kupą, weź mnie! Uwierzyłem, biorę i co? Żyję, a nawet więcej, o wiele więcej, w końcu naprawdę oddycham!

Choć w środku "Wildhoney" na pierwszy rzut radarem brak, to jednak słucham, słucham i co ciekawe, z każdym kolejnym razem zaczynam mieć to w dupie. Tam w dupie, głęboko dalej, z dwa kilometry za dupą nawet. Dlaczego? Bo Tiamat nagrał właśnie najlepszą płytę od czasów "A Deeper Kind Of Slumber". Wiem, że dla wielu to żaden odnośnik, bo na moich oczach zaciekli diehards w czasie premiery "Drzemki" zrobili siku na słynny szyld, ale nie ja, więc spieranie się w tym temacie uważam ze bezprzedmiotowe.

"The Scarred People" określiłbym wielkim zebraniem w jednym miejscu najlepszych pomysłów Johana z okresu bardziej wyluzowanego, rockowego Tiamatu - czyli "A Deeper" (z naciskiem na "Cold Seed"), "Skeleton Skeletron", "Judas Christ" czy w mniejszym stopniu "Prey" i promili "Wildhoney". Tak więc może i gotyk, ale przede wszystkim rock 'n' roll!

Tak właśnie, mimo iż na płycie nie brakuje charakterystycznego dla Edlunda klimatu, to jednak zadziwia ona gitarowym wymiataniem. Nie chodzi o to, że ktoś tutaj bawi się w Gamma Ray czy ostatni Kreator z drugiej strony. No. 1, czyli "Przerażonych Ludzi", otwiera klasyczne dla łysego jak kolano Szweda katedralne intro, wprowadzające zaraz do hitowego rockowania w najlepszym stylu "Zimnego Nasienia" ("A Deeper Kind Of Slumber") lub "Anielskich Hologramów" i "I Am In Love With Myself" ("Judas Christ"). Skoczna atmosfera, potężne brzmienie i rewelacyjne chóry w tle sekundę stawiają kręgosłup do pionu. Świetna rzecz na koncertowe spędy. Dalej mozolnie niczym grudniowe słońce na scenę, za pomocą dekadenckiego riffu, wtacza się "Winter Dawn". Mruczenie Edlunda i minimalistyczne zagrywki torują drogę znakomitemu refrenowi, mnie osobiście przypominającemu "Cain" z niedocenianej "Prey", by ostatecznie płynnie wejść w plumkania i sitarowe smaczki tak dobrze znane z kontrowersyjnej następczyni "Wildhoney". "384 Kteis" z kolei kąsa kłami wręcz moonspellowego wampiryzmu. Monumentalne gitarowe tupnięcia kopytem Johan przeplata pojedynczymi, złowrogimi uderzeniami w klawisz i przetworzonymi sykami wokalnymi, rzeźbiąc niczym kamieniarz kolejne demoniczne nagrobki swej opowieści.

Prawdziwa bajka zaczyna się gdzieś od poziomu "Radiant Star", mającego w sobie coś z rozmarzenia i patosu "Gaia". Z niepozornego, akustycznego motywu rozwija się cudowny kwiat, okraszony niekończącym się floydowskim wręcz popisem gitarowym. Tylko trzy minuty z kawałkiem trwania, ale za to czystej muzycznej magii i fantazji. W podobnej, rozbudowanej estetyce onirycznego rocka porusza się "The Sun Also Rises", skrzący fantazyjnymi wymianami gitarowymi, które fanom prog rocka nie pozostaną zapewne obojętne. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem do czynienia z tak elektryzującymi instrumentalami, jak te w minutowym wyjściu z rzeczonej kompozycji ("Before Another Wilbury Dies"). Brawo Panowie. A przed nami wciąż jeszcze takie "szlagiery", jak totalnie zamerykanizowana, wręcz klasycznie popowa ballada "Messinian Letter" (coś w stylu "Too Far Gone" czy "Haven Of High" z "Judasza Chrystusa"), zorientowane na "Brigter Than The Sun" lub "Vote For Love" - "Thunder And Lightning", w warstwie aranżu solówki czyniące swoją drogą spustoszenie niczym grom z jasnego nieba.

Już na tym poziomie jestem kupiony, ale nie, Edlundowi jeszcze jakby mało, bo na zakończenie pozostawia już zupełne urwanie głowy, a raczej serca. Niezależnie od obiegowej opinii i bezpodstawnego krytykanctwa, zawsze szanowałem faceta za to, jak za pomocą minimalnego wkładu środków potrafi roztaczać dookoła swojej muzyki prawdziwą atmosferę. Fakt, czasami nie do końca mu to wychodziło, ale w wielkim zwieńczeniu "The Scarred People", czyli "The Red Of The Morning Sun", znów mu się to udaje. Nawet nie chodzi mi tutaj o pierwszą część tego kawałka, gdzie dominują gitarowe plumkania i natchnione, poduszkowe wokalizy, ale te elementy, jakie wprowadza zaskakująco rwany, twardy riff i sekcja dęta. Potęga atmosfery!

I tak całkiem niespodziewanie Tiamat wrócił po 4 latach z najlepszą płytą od 1997 roku. W dodatku, by to zrobić, nie musiał nagrywać kolejnej "Wildhoney", udowadniając, że to dobra kompozycja przede wszystkim się liczy, a takich na "The Scarred People" zdecydowanie nie brakuje. Dodajmy do tego rewelacyjne brzmienie i mamy komplet. Paradoksalnie, jako stary fan Edlunda, cieszę się, że nie obrał ponownie prostej niczym droga do zatracenia konwencji powrotu do najstarszych dokonań (w pewnym sensie "Amanethes"), bo jak tutaj widać i słychać, wciąż ma o wiele więcej do zaproponowania. Do rewelacyjnych lub bardzo dobrych płyt klimatycznych tego roku (Paradise Lost, My Dying Bride, Anathema, Moonspell) bez dwóch zdań dołącza Tiamat! Fajnie się czuję, bo wielki renesans słynnych kapel (ongiś) z Peaceville i Century Media, tak swego czasu rozpropagowanych u nas przez śp. Tomasza Dziubińskiego, stał się faktem. Nie chodzi mi bynajmniej o to, że nagrali to i owo, wracając tam czy siam. Po prostu starzy wyjadacze przypomnieli sobie, jak robić rewelacyjne kawałki i równe dobre płyty. Ot co.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: The Scarred People
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2012-11-20 17:35:04 | odpowiedz | zgłoś
cóż to już wyjaśniliśmy parę komentów niżej, nie śmiem nawet pytać czy po prostu nie chciało Ci się tego czytać....
The Scarred People
prox (wyślij pw), 2012-11-19 22:19:16 | odpowiedz | zgłoś
Kurde, a już myślałem, że jak pojadę scrollem w dół to miło się rozczaruję i zobaczę jaką 4, no może 5, a tu 9. Ych (yh) jak można. Patrzę 19 listopada, a nie 1 kwietnia. Czytam i tylko z jednym się zgadzam, Radiant Star robi wrażenie. To najlepszy utwór na płycie, a reszta... no cóż dla mnie największe muzyczne rozczarowanie tego roku. To takie odpady z sesji nagraniowej Sióstr Miłosierdzia. A pomyśleć, że "Amanethes" był najlepszą rzeczą jaką poczynili od "A Deeper..." Nudy Panie Johan nudyyy, wtórne to, nijakie, bezbarwne i na pewno blizna po tym krążku w mojej pamięci nie zostanie.
re: The Scarred People
maccc
maccc (wyślij pw), 2012-11-21 00:47:58 | odpowiedz | zgłoś
zarzut typu "odrzut z sesji Sisters Of Mercy" świadczy tu o kompletnym braku znajomości dorobku SOM :)
Pierwszy znakomity Tiamat od kilku (bardzo dobrych) płyt :D
Recka
L. Lindstorm (gość, IP: 109.189.117.*), 2012-11-19 13:23:49 | odpowiedz | zgłoś
Świetna recenzja ... otóż jak to Pan Edlund kiedyś mawiał ... "..Czasem szept jest (staje się) głośniejszy niż krzyk" .. i podobnie jest z tym albumem ... ma w sobie czyste piękno ... ja musiałem się dłuższy czas oswoić z nowym dziełem Szwedów ale w koncu odkryłem całą magię jaka jest zawarta na tym krążku. Pozdrawiam !

P.S. dziwne że na tej stronie nie było nawet żadnego news'a ani wzmianki o tym że Tiamat wydał/wydaje nowy album ... no ale to tylko takie moje głośne myśli :)
No nie wiem
joseph (wyślij pw), 2012-11-19 07:57:47 | odpowiedz | zgłoś
Naprawdę nie rozumiem zachwytów nad tym albumem wg mnie jest niespójny a miejscami wręcz nudny. Po jak dla mnie świetnym Amanethes (Tiamat w pigułce) tutaj dostałem tak naprawdę nie wiadomo co...Kompozycje nie porywają,singiel mimo niezłego początku rozłazi się w refrenie; "Tiznit" próbuje zalatywać Wildhoney,ale od razu robi wrażenie wymuszonego, dokładanie to samo tyczy się "Messinian Letter" twotu bez lekkości "Heaven Of High" czy "Meliae".Tak naprawde jedyne godyne godne kawałki to "Thunder & Lightning" oraz "The Red Of The Morning Sun". Duże rozczarowanie.
Tiamat "The Scarred People"
vonsmroden
vonsmroden (wyślij pw), 2012-11-18 18:45:41 | odpowiedz | zgłoś
A mnie właśnie w Tiamat brakuje tego klimatu z Wildhoney i Clouds, czyli melodi, klimatu i growla. Ja wiem, że progres, że rozwój itp., ale dlaczego od 97-go to bardziej sisters of mercy niż Tiamat? Edlund nie chce nagrac 2go Wildhoney i zjadać własnego ogona, ale nagrywa 5 razy skeleton skeletron?
re: Tiamat "The Scarred People"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2012-11-18 19:26:44 | odpowiedz | zgłoś
pełna zgoda, ale nie chce mi się rozliczać Johana z pierdolenia bzdur, które uprawia co drugi artysta i prawie każdy recenzent. Płyta jest dla mnie bardzo dobra, mam frajdę z jej słuchania, jest naprawdę ok! jeśli miałbym wybierać między nową Anathemą a Tiamat, w kategoriach klimatu biorę Tiamat, czy SoM jak wolisz Von S.
re: Tiamat "The Scarred People"
vonsmroden
vonsmroden (wyślij pw), 2012-11-19 21:12:44 | odpowiedz | zgłoś
Panie recenzencie, ale ja naprawdę bardzo lubię Tiamat, nie to że się czepiam, po prostu brakuje mi takiego grania jak było na Clouds, czy Wildhoney, może się stażeję... A z Tiamatów po 94 najbardziej podoba mi się Prey, ta jest, jak dla mnie taka sobie, cztery z minusem i tyle...
re: Tiamat "The Scarred People"
pik (gość, IP: 79.163.2.*), 2012-11-20 14:43:42 | odpowiedz | zgłoś
vonsmroden- starzejesz się i szkoły nie pamiętasz
re: Tiamat "The Scarred People"
vonsmroden
vonsmroden (wyślij pw), 2012-11-20 18:37:45 | odpowiedz | zgłoś
Akurat szkołę pamiętam bardzo dobrze, bo wtedy wychodziły zajebiste płyty...