zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 26 kwietnia 2024

recenzja: Watain "The Wild Hunt"

29.01.2014  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Watain
Tytuł płyty: "The Wild Hunt"
Utwory: Night Vision; De Profundis; Black Flames March; All That May Bleed; The Child Must Die; They Rode On; Sleepless Evil; The Wild Hunt; Outlaw; Ignem Veni Mittere; Holocaust Dawn
Wykonawcy: E. - wokal, gitara basowa, gitara; P. - gitara; H. - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Season of Mist, Century Media Records
Premiera: 19.08.2013
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

Na potrzeby tej recenzji nauczyłem się języka szwedzkiego, obadałem ostatnie wywiady z Erikiem Danielssonem i ze standardowego "erge merge heszplhsz" specjalnie dla Was wyłowiłem te ważne słowa:

"To ja, Narcyz się nazywam
Powodzenia oraz proszę - ja tych słów nie używam
Jestem śliczny jak kwiatuszek, który wabi setki muszek
Niepotrzebne mi podboje, aby wszystkie były moje"

Taaa, Watejn to gwiazdy, obecnie największe ekipa słedisz blek metal. Jakkolwiek wolę masarnie z rejonów Funeral Mist i Marduk, to lubię ich płyty - przede wszystkim za bezczelne kontynuowanie melodyki Dissection czy "Bafry" w każdej sekundzie trwania, każdej z ich (jego?) piosenek. Nie mam o to żadnych pretensji. W tym przypadku to naturalne, szczególnie kiedy uprawia się tę ich melodyjną odmianę black metalu. Na okładce widnieją przedmioty magiczne: garnek, pentagram, ekologiczne świece oraz insygnia władzy królewskiej - w tym korona. Choć nie ukrywajmy - rozmiar czaszki, na którą dumnie ją zatknięto oraz stan uzębienia, wskazują, iż jej posiadacz cierpiał na wodogłowie i robił sobie złote plomby na Brooklynie w ramach programu "MTV Teen Mom". No ale przecież król nie jest od rządzenia, tylko od wyglądania i tutaj też piątka, bo Watain też wyglądają jak trzeba - katany, naszywki etc. Wszystko na swoim miejscu, że tak powiem.

A co z muzyką zawartą na "The Wild Hunt"? Cóż, nie zaskakuje, ale - co ciekawe - intryguje. Całość brzmi na wskroś staroszkolnie, ale to przy tym najbardziej przystępna propozycja w dorobku zespołu. Ja pierdolę, coś jak stare dobre BMW 735i (e38) z pierwszego Transportera, z tym że nie czarnej, tylko ciemno malinowe(!). Z jednej strony gała sama rośnie, jak w nim siedzisz, bo wiesz, że to jest właśnie ten samochód, z drugiej sprawa staje się niebezpieczna, bo obejrzą się za nim tylko niby ubrane na czarno, ale jednak wciąż "tylko" zwolenniczki drinków z parasolką i paru chłopaków z butiku, znów w skórze z ćwiekami i zameczkami, ale i z dżinsami poniżej kroku wetkniętymi w beżowe kozaki.

A tak serio. Jak wszystkiego, co wyjdzie z czerepu Danielssona, słucha się tego naprawdę przyjemnie. Otwierający rzecz instrumental "Night Vision" zaczyna się tam, gdzie kończył się szlagierowy "Waters Of Ain" z poprzedniego krążka. Dobrze znane plumkania gitar, do tego akustyczna gitara, jakiś smyk, nawet akordeon (spoko - żadna "Oka") i pochód pił tarczowych napompowanych czarną polewką gitar. Zaraz za tym rusza pełen furii "De Profundis", który - mimo iż bliżej jest dującego czarcim rzygiem death thrashu - jednak z płytą Vader (1995) nie ma wiele wspólnego. Fajna rzecz, gdyby tak ujadał cały krążek, byłbym w piekle. Wspaniała masakra - furiackie napory przeplatane kroczącymi manifestami, wyjące wiosła są niczym cios kastetem w krocze. Podobnie ciągnie na tym krążku jeszcze "Sleeples Evil" z genialnym, prostym niczym praca cepa nabijaniem i rzyganiem basu, którego Pete Helmkamp z Angelcorpse by się nie powstydził. Dodajmy do tego żylety solówek, rottweilera z zapaleniem krtani za mikrofonem i potworne, wolne opalanie piekłem w środku numeru - czego chcieć więcej?

Singlowe "All That May Bleed" czy "The Child Must Die" na pierwszy rzut ucha nie zrobiły na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia. Dopiero po intensywnym, lubieżnym obmacaniu się z tym pierwszym - krocząca, plemienna wręcz atmosfera, którą epatuje słuchacza, przestała mnie nudzić, a zaczynała po prostu bujać - na koncercie pewnikiem ktoś zemdleje. Co do tego drugiego, to zdania będą podzielone. Nowi 16-letni spece od podziemia mówią, że jest chujowy, ale co oni tam wiedzą? Po pierwsze, udając majstrów i przyklejają sobie zarost w webzinach, żeby wyglądać poważniej, po drugie przecież Watain to laureaci Grammy czy czegoś takiego, więc gdzie tu podziemie. Starzy wyjadacze, urodzeni w "Traszemalach" i "Mystikach", pieją z zachwytu, a dla mnie, biednego ciula, to taki blackened heavy metal - czyli ani ziębi, ani grzeje. Coś jak letnia pomidorowa z wtorku na środę, bo chleba nie było. Więc ostatecznie może być, ale chciałoby się szynki. Co do tej chujowości, to jednak i mi udaje się ją tutaj znaleźć - tak, już wiecie, chodzi o "They Rode On", który pewnikiem miał być odwołaniem do którejś tam płyty Bathory i może by się tak stało, gdyby ta ballada była pozbawiona wokalu Danielssona, który czyni z niej pościelówę zarzyganą jakimś mrocznym snem alkoholika pozbawionego przedniego uzębienia. Stety lub niestety pojawia się także taki motyw w tytułowym "The Wild Hunt", który w założeniu miał być pewnie czymś na kształt takiej fajnej mszy metalowej, a czysty wokal chciałby przypominać zaśpiew "Nightspirit Embrace My Soul..." z "Ye Entrancemperium", ale do klasy "Anthems..." brakuje kilometrów. Nie lepiej sobie po prostu grać i nie otwierać papy, jak w instrumentalu "Ignem Veni Mittere"?! Na koniec, wzorem "Lawless Darkness", wstawiono najdłuższą, najbardziej rozbudowaną kompozycję "Holocaust Dawn", która nie ma może dynamiki przezajebistego "Waters OF Ain", jednak wciąż robi wrażenie płynnej i niewymuszonej. Siedem minut czarowania w różnych tempach, z dobrze znaną szwedzką melodyką, zawodzeniem i fajnym blastowaniem na do widzenia, które pozostawiają jednak uczucie niedosytu.

Wracając do fragmentu pieśni przebrzmiałych gwiazdorów z Pszowa, zacytowanej na wstępie oraz po zapoznaniu się z zawartością "The Wild Hunt", spokojnie stwierdzam, że medialny szał na punkcie tej płyty i napuszone pierdzenie Pana "E" o tym, że to więcej niż muzyka itd., w dużej mierze poszły w gwizdek. Takie pieprzenia dla pieprzenia, nie wiem, czy ktoś powyżej gimnazjum jeszcze się na to łapie. Watain ani prochu nie wymyśla, ani nie robi płyty jakoś wybitnie dobrej w swoim gatunku. Ot, kolejny, fajny black metal ze Szwecji, o którym za tydzień nie będę pamiętał. Skopiuję sobie trzy kawałki do samochodu i wstawię gdzieś na koniec tracklisty dla wypełnienia 80 minut trwania składankowego CD. Żeby do nich dotrzeć, chyba musiałbym zrobić trasę do Kołobrzegu, więc i tak nieważne. Solidna, mocna rzecz, ale bez przesady, śladów geniuszu nawet pies tropiący w brygadach antynarkotykowych tutaj nie wywącha.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Watain "The Wild Hunt"
theweliee
theweliee (wyślij pw), 2016-05-13 14:00:27 | odpowiedz | zgłoś
Zajebista płyta i w dniu wydania i dziś \m/
re: Watain "The Wild Hunt"
minus
minus (wyślij pw), 2014-02-05 10:33:53 | odpowiedz | zgłoś
coś jak ostatni Behemoth. Fajne, ale dupy nie urywa.
Koniunkturalne, bezpieczne, zachowawcze granie
re: Watain "The Wild Hunt"
prox (wyślij pw), 2014-01-31 23:14:36 | odpowiedz | zgłoś
Dla mnie gorsze od dobrego nowego Satyricon. Daję 5.
re: Watain "The Wild Hunt"
pawel100
pawel100 (wyślij pw), 2014-01-31 13:00:11 | odpowiedz | zgłoś
dla mnie lepsza od nudnego nowego satyricona takie mocne 7
re: Watain "The Wild Hunt"
Staalkyer
Staalkyer (wyślij pw), 2014-01-29 21:54:46 | odpowiedz | zgłoś
black metalowe Iron Maiden; dziękuję wolę oryginał
re: Watain "The Wild Hunt"
saxon01 (gość, IP: 93.180.186.*), 2014-01-29 20:40:48 | odpowiedz | zgłoś
"Kruku" wez sie za posłuchanie In Vain - Aenigma,i zrób recke a nie tracisz czas na jakieś watajny,pozdrawiam,a może byś Ayreona nowego zrecenził?
re: Watain "The Wild Hunt"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2014-01-29 22:26:49 | odpowiedz | zgłoś
słucham słucham, ale muszę posłuchać jeszcze parę razy, bo na pierwszy rzut prącia jakieś ckliwe mi się to wydaje....
Rozczarowujący album
RadomirW (gość, IP: 89.72.104.*), 2014-01-29 19:31:08 | odpowiedz | zgłoś
Chyba po raz pierwszy zgodzę się z recenzentem, że to mocno przeciętna płyta. Watain niestety im większy sukces komercyjny osiąga tym słabsze płyty nagrywa. Po świetnym Casus luciferi był owszem komercyjny ale za to nagrany z jajem i bardzo dobrze Sworn to the dark, potem wciąż niezły ale momentami dłużyznowaty Lawless darkness a teraz wyszedł średni The hunt. Najsłabiej wypadają rzeczywiście te spokojne numery, które są zwyczajnie nudne. Po takim albumie boję się trochę o nowego Behemotha, bo Darski w ostatnim Mysticu dawał The wild hunt 10/10, więc jest ryzyko że też nagrał takie zamuły.
re: Rozczarowujący album
minus
minus (wyślij pw), 2014-02-05 10:34:46 | odpowiedz | zgłoś
w świecie muzyków i dziennikarzy nie ma miejsca na szczerość.
re: Rozczarowujący album
jarema37 (wyślij pw), 2018-01-14 19:18:12 | odpowiedz | zgłoś
"W świecie muzyków i dziennikarzy"
Wszedłem tu po przesłuchaniu ostatniego Watain (jak za nimi nie przepadam, to ten materiał szanuje). I tak mi minus przyszło do głowy, ze na tym zdjęciu troche przypominasz Oleya :)